Karolina Czarnecka: Lubię wypuszczać się w mało znane regiony

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Karolina Czarnecka zasłynęła piosenką „Hera, koka, hasz, LSD”, którą obejrzało w YouTube ponad 35 mln widzów. Teraz będą mogli oni zobaczyć jej wykonawczynię w filmie „Sługi wojny”. Nam aktorka i wokalistka opowiada czy jest feministką i jak łączy śpiewaniem z występami w kinie i kabarecie.

- W filmie „Sługi wojny” grasz niezwykłą rolę – płatną zabójczynię. Wcielenie się w taki „czarny charakter” było dla ciebie ciekawym wyzwaniem?
- Ta możliwość od razu mnie zaciekawiła i zainteresowała. Do tej pory podczas castingów czy zdjęć próbnych widziano mnie raczej w bardziej łagodnych kreacjach. Niedawno w filmie krótkometrażowym „Zwykłe losy Zofii” Dominiki Gnatek zagrałam wręcz typową „dziewczynę z sąsiedztwa”. Dlatego propozycja roli płatnej zabójczyni była dla mnie zaskoczeniem. Ostatecznie tak naprawdę jest to jednak naturalne – bo przecież na tym polega aktorstwo. Nie ma znaczenia jakim człowiekiem jesteś prywatnie, czy jaki masz wygląd, bo wszystko można zmienić, wykreować i zagrać.

- Płatna zabójczyni to nie jest ktoś, kogo spotykamy na co dzień. Jak w tej sytuacji przygotowywałaś się do tej roli?
- Na wielu poziomach. Zaczęło się od rozmów „stolikowych” z ekipą i tworzenia modelu psychologicznego tej postaci. Bazowałam na bohaterach innych filmów, ale szybko okazało się, że w kinie często mamy do czynienia z płatnymi zabójcami, a bardzo rzadko – z ich żeńskimi odpowiednikami. Pojawiła się więc przestrzeń do feminizowania. (śmiech) Pomijając kwestie płci, mechanizm psychologiczny okazał się jednak taki sam zarówno w przypadku mordercy, jak i morderczyni. Poczytałam na ten temat i wgryzłam się weń od strony psychologicznej. No a potem zaczęły się treningi kaskaderskie.

- Miałaś na planie okazję współpracować z doświadczonymi aktorami – choćby z Piotrem Stramowskim. Mogłaś liczyć na wsparcie z ich strony?
- Praca przy tego typu projektach ma dla mnie zawsze grupowy charakter. Dlatego musimy się trzymać i działać razem. I nie chodzi tu tylko o wsparcie aktorskie, ale choćby też kaskaderskie. Kiedy kaskaderzy pojawiali się na planie, dawali nam duże poczucie bezpieczeństwa. Miałam sporo scen, w których ich obecność była bardzo potrzebna – choćby podczas szybkiej jazdy motocyklem czy sceny walki. Mieliśmy konkretne zadania i trzeba je było szybko i sprawnie wykonać. To zupełnie co innego niż kiedy wychodzi się na scenę i śpiewa, bo wtedy cały ciężar odpowiedzialności za występ spoczywa na jednej osobie.

- „Sługi wojny” to typowe kino akcji. Ty do tej pory raczej kojarzyłaś się z bardziej artystycznymi przedsięwzięciami. Komercyjne projekty też cię interesują?
- Absolutnie. Po kilku offowych produkcjach i punkowych przedsięwzięciach, występ w takim filmie jak „Sługi wojny” był wręcz rozluźniający. „Sługi wojny” to klasyczne kino gatunkowe. Mnie podobają się bardziej artystyczne filmy, jak ostatnio „Kobieta idzie na wojnę”, ale potrafię się zachwycić również serialem „Most nad Sundem”, który jest przykładem opowieści gatunkowej. Jestem więc otwarta na różne filmy.

- Twoje dotychczasowe doświadczenia filmowe zachęcają cię do kontynuowania tej drogi artystycznej?
- Im bardziej człowiek się na czymś skupia, tym bardziej jest to absorbujące mentalnie i czasowo. Doświadczyłam jednak, że można realizować się na różnych obszarach sztuki. W moim przypadku to aktorstwo i śpiewanie. Udaje mi się to godzić w dużym stopniu dzięki wsparciu wielu osób, które mi pomagają. To daje mi spokój – dlatego nie wariuję. (śmiech) Nie jestem typem aktorki, która czeka bezczynnie przy telefonie na kolejne propozycje. Jeśli ich nie ma, to nie siedzę z założonymi rękami, tylko nagrywam piosenki lub jadę w trasę koncertową. Przejmuję inicjatywę i jestem otwarta na różne pomysły.

- W ostatnich latach wydajesz się poświęcać więcej energii śpiewaniu – przez co stajesz się postrzegana bardziej jako piosenkarka, a nie aktorka. Odpowiada ci to?
- Ja to robię w bardzo świadomy sposób. Wydaję niebawem drugą płytę solową – i branie pełnej odpowiedzialności za jej przekaz sprawia mi dużą przyjemność. Dzięki temu rozwijam się wokalnie, muzycznie i pisarsko, co jest już totalną nowością. Z drugiej strony nie zaniedbuję aktorskiej kariery: gram w „Sługach wojny” i występuję z Pożarem w Burdelu i Żelaznymi Waginami. A co ludzie będą myśleć? Ja nie mam na to wpływu – i już się z tym pogodziłam. Czy będą mnie traktowali jako aktorkę, czy jako piosenkarkę, to nie ma wielkiego znaczenia. Na Zachodzie jest wielu artystów, którzy grają w filmach, śpiewają czy grają muzykę. I mnie taka szeroka aktywność artystyczna również bardzo kręci.

- Sławę przyniosło cztery lata temu zaśpiewanie piosenki „Hera, koka, hasz, LSD” na festiwalu piosenki aktorskiej we Wrocławiu. Popularność tego utworu pomogła ci w karierze, czy może dzisiaj już ci ciąży?
- Było to strasznie dawno i teraz już tego tak mocno nie rozkminiam. Całe zamieszanie, jakie wybuchło w mediach wokół tego utworu było dla mnie bardzo intensywne i zaskakujące. Momentami też przytłaczające. Przetrawiłam to – i dzisiaj właściwie jestem wdzięczna, że to wszystko się wydarzyło. Otworzyło mi to bowiem wiele nowych dróg i poznałam dzięki temu mnóstwo takich osób, których bez tego pewnie bym nigdy nie poznała, a które są teraz dla mnie bardzo ważne. Dlatego postrzegam tamte wydarzenia pozytywnie.

- Wideo do „Hera, koka, hasz, LSD” w serwisie YouTube ma już ponad 35 milionów odsłon. Popularność tej piosenki utwierdziła cię w przekonaniu, że powinnaś śpiewać?
- Nie sądzę, że to zasługa tej piosenki. Już wcześniej miałam frajdę ze śpiewania – i było to dla mnie na tyle przyjemne, że chciałam to dalej robić. Ta piosenka była wyjątkowa tylko dlatego, że odbiła się tak szerokim echem w mediach. Oczywiście przygotowałam ją i zaśpiewałam w celowy sposób, ale na to, jak to się potem wszystko poniosło, wpływu już nie miałam.

- Od tamtego czasu sporo się u ciebie wydarzyło: masz na swoim koncie płytę solową „Solarium 2.0” oraz album z grupą Gang Śródmieście. Czy dla ciebie różni się twórczość solowa od zespołowej?
- Solowa aktywność wzmaga odpowiedzialność za finalny obraz. I daje poczucie, że nie możesz się za nikim schować. Automatycznie sprawia to, że jesteśmy bardziej zaangażowani w tworzenie k

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Karolina Czarnecka: Lubię wypuszczać się w mało znane regiony - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl