Kazachstan płonie. Czy to początek wojny domowej?

Dariusz Olejniczak
Dariusz Olejniczak
Z dnia na dzień demonstranci stają się coraz bardziej radykalni
Z dnia na dzień demonstranci stają się coraz bardziej radykalni ABACA/East News
Kiedy w 2018 roku odwiedziłem Kazachstan, nic nie wskazywało na to, że stolica kraju, Astana, wkrótce, jednym dekretem prezydenta, zmieni nazwę na Nur-Sułtan. Właśnie takie imię nosił prezydent Nursułtan Nazarbajew. Nic też nie wskazywało, że ten prezydent jakiś czas później zrezygnuje ze stanowiska i przekaże władzę namaszczonemu przez siebie następcy. Nic również nie zapowiadało, że krwawe wydarzenia z maja 2011 roku w mieście Żangaozen, powtórzą się w zwielokrotnionej formie niewiele ponad dekadę później i rozleją na cały kraj.
Promocja Dziennika Bałtyckiego

A jednak stało się. Wszystkie te fakty następowały po sobie, a podkreślam ich znaczenie, ponieważ jeszcze kilka lat temu dożywotnia władza „starego prezydenta” wydawała się w Kazachstanie dogmatem. Tak, jak imię Astana, nadane w 1998 roku wybranej przez Nazarbajewa na stolicę państwa, dawnej Akmole. No i jak to, że na tle poradzieckich - jak on - sąsiadów, Kazachstan (mimo okresowych napięć) jest ostoją stabilizacji w regionie.

Z dnia na dzień, od 2 stycznia począwszy, Kazachstan stanął w ogniu. Dosłownie. A wszystko zaczęło się, jak w roku 2011 - w Żangaozen. Strajkującym nafciarzom chodziło wtedy m.in. o poprawę warunków pracy, wyższe pensje i zalegalizowanie związków zawodowych. Zamiast podjęcia rozmów, władza - na której czele stał przecież prezydent Nazarbajew - wysłała przeciwko robotnikom uzbrojone oddziały. Oficjalnie zginęło 17 osób, według szacunków służb medycznych, zabitych mogło być nawet dziesięć razy więcej. Protesty nie rozlały się na inne miasta.

Żangaozen - miasto buntowników

Tym razem ludzie w Żangaozen wyszli na ulicę, żeby zaprotestować przeciwko rosnącym cenom gazu na stacjach paliw. W Kazachstanie gaz jest popularnym paliwem w transporcie towarowym. Władze od razu wezwały do pacyfikacji protestujących funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa i gwardii narodowej, jednak protestujących było coraz więcej, a wkrótce zaczęli protestować mieszkańcy kolejnych miast - Aktau, Ałmaty (tam rozpoczęła się „operacja antyterrorystyczna”, której celem jest odcięcie miasta od reszty kraju i stłumienie protestów), Szymkentu, Nur-Sułtan. Zablokowano internet w całym kraju. Mimo starań, władzom lokalnym i centralnym nie udało się zdławić fali niezadowolenia.

od 16 lat

Gniew ludzi był tak silny, że zaczęli podpalać budynki administracji lokalnej i rządowej. W mieście Tałdykorgan próbowano obalić pomnik Nazarbajewa. Część policjantów i żołnierzy przeszła na stronę demonstrantów. Doszło do kilku linczów na mundurowych, zdarzają się przypadki rozbrajania żołnierzy. W niektórych miastach słychać było wymianę ognia. Demonstranci przejmują także obiekty, w których jest broń. Na razie nie jest jasne, jaka jest liczba ofiar śmiertelnych tej rewolty. Najpewniej będą ich setki.

W kolejnych dniach demonstranci, mimo aresztowań, przesłuchań i innych szykan, stawali się coraz bardziej radykalni, a lista ich żądań rosła. W końcu znalazły się na niej ustąpienie urzędującego prezydenta - następcy Nazarbajewa - Kasyma-Żomarta Tokajewa oraz samego Nazarbajewa, który pełnił funkcję szefa Rady Bezpieczeństwa Kazachstanu. To drugie żądanie zostało spełnione 5 stycznia, mimo że Nazarbajew miał ją „ze względu na zasługi dla kraju” pełnić dożywotnio. Dla wielu ludzi oczywiste jest, że mimo ustąpienia z fotela prezydenta, to właśnie 81-letni były dyktator kraju nadal sprawuje realną władzę w Kazachstanie. Na czele Rady stanął Tokajew.

Ciekawy jest w kontekście dymisji Nazarbajewa jego przyszły los oraz polityczna (i nie tyko) przyszłość ludzi z jego otoczenia, którzy teraz tracą stanowiska na najwyższych szczeblach władzy i resortów siłowych.

Także 5 stycznia prezydent przyjął dymisję rządu, wyznaczając na stanowisko p.o. premiera Alikhana Smailowa. Dymisja rządu była kolejnym ważnym postulatem politycznym protestujących. Prezydent obarczył rząd winą za destabilizację sytuacji ekonomicznej. Polecił też prokuratorowi generalnemu przeprowadzenie dochodzenia w sprawie zmowy cenowej dystrybutorów gazu i paliw.

Prezydent Kasym-Żomart Tokajew ogłosił stan wyjątkowy w największych miastach i części regionów. Zadeklarował, że nie ustąpi, nie wyjedzie z kraju, ale przedstawi plan reform ustrojowych. Równocześnie zapewnił, że wkrótce „przejdzie do ostrzejszych środków” w tłumieniu protestów. Należy uznać, że dymisja rządu raczej go umocniła, skupił w swoich rękach jeszcze większy zasób władzy.

Oczywiście, wprowadzenie stanu wyjątkowego, groźby wobec opozycji, a równocześnie deklaracja wdrażania reform, to metoda kija i marchewki. Znana wszystkim satrapom. Czy tym razem zadziała? Niekoniecznie, bo Tokajew zawiódł nadzieje ludzi i nie spełnił właściwie żadnej z obietnic złożonych w trakcie transferu władzy w 2019 r. Zresztą obywatele Kazachstanu, w większości dość biedni, żyją ze świadomością niespełnionych obietnic i zawiedzionych nadziei od 30 lat. Od chwili, kiedy po upadku ZSRR Kazachstan proklamował niepodległość, a jego prezydentem został Nursułtan Nazarbajew.

Wojna domowa

Tak czy inaczej, Kazachstan przestał być oazą względnego spokoju w Azji Środkowej. Okazuje się, że ten największy kraj regionu - uchodzący w świecie za wzór rozwoju - był od kilku dekad tylko z pozoru stabilny. Że tak naprawdę skrywane przed aparatem represji niezadowolenie z rządów obu prezydentów i administracji wszystkich szczebli, znalazło ujście w chwili ekonomicznego przesilenia. Ludzie w końcu nie wytrzymali, a w ślad za postulatami ekonomicznymi pojawiły się polityczne. Że to możliwe, że sytuacja może kiedyś wymknąć się spod kontroli, będą musieli teraz pamiętać rządzący. Problem w tym, że ich jedyną reakcją może być - po chwilowej odwilży - zaciskanie pierścienia represji wobec społeczeństwa i budowa systemu jeszcze bardziej opresyjnego. To może nie wystarczyć, a i władza może utracić kontrolę nad podległymi służbami, czy choćby ich częścią.

Otwiera się pole do pełzającej wojny domowej. Wprawdzie trwające zamieszki są buntem oddolnym, nie mają przywódców i struktur, jednak demonstranci mogą osiągnąć wysoki poziom uzbrojenia, a część służb mundurowych przejdzie na ich stronę. Wtedy wszystko jest możliwe. Kazachstan jest krajem ogromnym, zróżnicowanym geograficznie i klimatycznie, także etnicznie, słabo zaludnionym poza większymi ośrodkami miejskimi, ale powstańcy mogą to wykorzystać na swoją korzyść.

Kolejna wersja wydarzeń jest taka, że głębszych, reformatorskich zmian nie będzie. Co najwyżej mogą zmienić się aktorzy gry i niektóre zasady, jednak ustrojowy system sprawowania władzy nie ulegnie zmianie. W najbliższych dniach pałac prezydencki doprowadzi do cofnięcia będących punktem zapalnym protestów, decyzji cenowych. Częściowo już się to stało. Akcja antyterrorystyczna zostanie zakończona sukcesem, a demonstranci w Ałmaty zostaną spacyfikowani. Prokuratura podejmie wiele postępowań przeciwko ekonomicznym decydentom, ale także przeciwko uczestnikom zamieszek. Niewykluczone, że częściowo wdrożone zostaną postulowane przez protestujących nowe procedury wyborcze na lokalnych szczeblach władzy.

Zagraniczna interwencja

Dla obserwatorów zagranicznych to, co się teraz dzieje w Kazachstanie, to w znacznej mierze wydarzenia szokujące. Prezydent Tokajew stwierdził, że „gangi terrorystyczne mają charakter międzynarodowy i przeszły poważne szkolenia za granicą, a ich atak na Kazachstan należy uznać za akt agresji”. To pretekst, który umożliwił mu zwrócenie się o pomoc do krajów OUBZ - Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, w skład którego wchodzą Armenia, Białoruś, Kazachstan, Kirgistan, Rosja, Tadżykistan i Uzbekistan.

Rada podjęła decyzję o wysłaniu do Kazachstanu pomocy wojskowej. Zatem - jeśli wojna domowa, to możliwe, że z udziałem obcych wojsk.

W organizacji dominuje oczywiście Rosja. Dla Putina osłabienie największego konkurenta w regionie to nie lada gratka. W jakiej skali zechce angażować się w kolejny, poza Ukrainą, konflikt? Rosja zawsze za pretekst do interwencji zbrojnych podaje kwestię „obrony ludności rosyjskiej” na danym terytorium. Teraz rosyjscy spadochroniarze już są przerzucani do Kazachstanu. Nie należy zapominać, że ze strony niektórych rosyjskich polityków pojawiają się od czasu do czasu sygnały o roszczeniach terytorialnych Rosji wobec Kazachstanu...

Kazachstan jest ważnym partnerem ekonomicznym Chin. Kraj Środka - „rynkowa dyktatura komunistyczna” - zawsze z niepokojem przygląda się rewoltom społecznym za miedzą. Z dwóch powodów: po pierwsze możliwych problemów gospodarczych w relacjach dwustronnych; po drugie z powodu „złego przykładu” dla własnych obywateli.

Zarówno Chiny, jak i Rosja mają jeszcze jeden wspólny problem z Kazachstanem. W grudniu ubiegłego roku te trzy kraje podpisały umowę o współpracy w dziedzinie energetyki jądrowej. W Kazachstanie właśnie ruszyła produkcja paliwa dla chińskich elektrowni atomowych. Niezbędny do tego uran trafia do kazachskich zakładów z Rosji.

Z kolei Unia Europejska miała w Kazachstanie najważniejszego partnera politycznego w tej części świata. Krwawe zdławienie zamieszek wymusiłoby na UE zamrożenie politycznych relacji z dyktaturą Tokajewa, co za tym idzie osłabiłoby europejskie wpływy w regionie.

Co będzie dalej?

Nie należy spodziewać się uspokojenia sytuacji w Kazachstanie w najbliższych dniach. Tym bardziej, jeśli prezydent nie da gwarancji bezpieczeństwa i zaprzestania represji wobec uczestników zamieszek, którzy złożą broń i wrócą do domów. A na to się nie zanosi.

Bez względu na to, czy Kasym-Żomart Tokajew zostanie usunięty z urzędu prezydenta, czy nie, przygotujmy się raczej na to, że w perspektywie kolejnych lat Kazachstan może stać się równie niestabilny, jak sąsiedni Kirgistan, który ma w swojej 30-letniej karierze niepodległego państwa już trzy rewolucje na koncie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Kazachstan płonie. Czy to początek wojny domowej? - Dziennik Bałtycki

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Czekaja tylko na Kaczana ktory wsadzi swoj paluch w to lajno.
Wróć na i.pl Portal i.pl