W sobotę nad ranem na ulicy Obrońców Lwowa w Lesznie doszło do tragicznego wypadku. Kierowca rozpędzonego subaru impreza podczas wyprzedzania stracił panowanie nad autem, uderzył w betonowy płot i zatrzymał się dopiero na latarni ulicznej.
Z wypadku cało wyszedł tylko on i pasażer siedzący obok. Zginęły dwie młode dziewczyny, a trzeci pasażer w stanie ciężkim nadal przebywa na oddziale intensywnej terapii. Teraz wychodzą na jaw tragiczne okoliczności zdarzenia. Tuż przed wypadkiem samochód kontrolowała bowiem policja...
Kierowca to 21-letni mieszkaniec Poznania. Feralnego ranka wracał ze znajomymi z dyskoteki Heaven w Lesznie. Był trzeźwy. Po przeprowadzeniu sekcji zwłok ofiar, leszczyńska prokuratura przedstawiła mu zarzuty.
- 21-latek odpowie za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Na nasz wniosek sąd zdecydował też o jego tymczasowym aresztowaniu na 3 miesiące - mówi Michał Smętkowski, szef Prokuratury Rejonowej w Lesznie.
ZOBACZ TEŻ: Tragiczny wypadek w Lesznie. Wracali z dyskoteki do Poznania - nie żyją dwie młode kobiety [ZDJĘCIA]
Jak się okazuje, tej tragedii można było uniknąć. Poznaniak miał świadomość, że jedzie niesprawnym samochodem. Chwilę wcześniej auto oglądali funkcjonariusze drogówki. - Mężczyzna został zatrzymany do rutynowej kontroli drogowej. Wątpliwości policjantów wzbudził stan ogumienia i znaczne zużycie bieżnika opon - mówi Monika Żymełka, rzeczniczka policji w Lesznie.
Funkcjonariusze zatrzymali dowód rejestracyjny pojazdu i wydali pozwolenie na dojazd do miejsca zamieszkania z koniecznością przeprowadzenia badań technicznych. - Policjanci dodatkowo określili warunki podróży. Kierowca otrzymał zakaz przekraczania prędkości 50 km/h - dodaje M. Żymełka.
Kilkaset metrów dalej mężczyzna na śliskiej nawierzchni zaczął wyprzedzać inny samochód. Choć prokuratura nie ma jeszcze potwierdzenia, z jaką dokładnie prędkością poruszał się 21-latek, z zeznań świadków wynika, że złamał przepisy. Wpadł w poślizg i roztrzaskał samochód. Jedna z jego pasażerek, 21-letnia poznanianka, w wyniku rozległych obrażeń zginęła na miejscu. Druga młoda kobieta zmarła w szpitalu.
Funkcjonariusze drogówki zatrzymali dowód rejestracyjny, ale dopuścili pojazd do dalszej jazdy. Czy też ponoszą winę za tragedię? Według Moniki Żymełki, gdyby 21-latek dostosował się do ich zaleceń, nie doszłoby do tragedii.
- Policjanci działali zgodnie z przepisami ustawy o ruchu drogowym i ocenili, że choć pojazd zagraża porządkowi ruchu, to na określonych warunkach może bezpiecznie kontynuować jazdę. Nie było konieczności wzywania lawety - tłumaczy rzeczniczka KMP w Lesznie.
Jak wyjaśnia prok. Michał Smętkowski, funkcjonariusze mogli, ale nie musieli dopuścić pojazd do ruchu.
- W przypadku takich usterek, jak zużycie bieżnika opon, policjant podejmuje decyzję na miejscu - mówi Smętkowski i przekonuje jednocześnie, że jest za wcześnie na stwierdzenie, jaki wpływ na wypadek miał stan opon w tym przypadku.
- To zachowanie kierowcy było absolutnie bezmyślne. Jechał sportowym samochodem i być może chciał się popisać. Warunki na drogach były takie, że nawet doskonałe opony mogłyby nie zapobiec tej tragedii - twierdzi szef leszczyńskiej prokuratury.