Włoscy politycy ostrzegają przed niepokojami społecznymi, bo obecne obostrzenia mogą się przedłużyć.
Ostrzeżenie dotyczy głównie biednych południowych regionów kraju i pojawiło się o zapowiedzi przedłużenia blokady przynajmniej do Wielkanocy.
Kraj jest w bardzo trudnej sytuacji po tym, jak rząd zamknął wszystkie sklepy, firmy i przemysł z wyjątkiem tych niezbędnych, aby powstrzymać zarazę.
Ta jednak nie ustępuje, nie ma dnia, by nie przybyło kolejnych 700-800 ofiar wirusa. Zakażonych wirusem jest ponad 110 tysięcy ludzi, ponad trzynaście tysięcy nie żyje.
Na Sycylii były przypadki, gdy ludzie odmawiali zapłaty za zakupy, mówiąc, że nie mają pieniędzy po trzech tygodniach spędzonych bez pracy.
Miasta-widma w widmie pandemii: tak opustoszały miejsca zaws...
Niedawno zamknięci w domach Włosi wychodzili na balkony śpiewając i krzycząc: Andrà tutto bene (Wszystko będzie dobrze). Teraz śpiew ustał, a niepokoje społeczne narastają, bo ludzie widzą, ze jest coraz gorzej.
- Nie śpiewają już i nie tańczą na balkonach – mówi Salvatore Melluso, ksiądz z organizacji charytatywnej prowadzonej przez kościół w Neapolu. - Teraz ludzie bardziej się boją nie wirusów, co ubóstwa. Wielu jest bez pracy i są po prostu głodni. W bankach żywności są teraz długie kolejki.
Na południu Włoch jest znacznie mniej zgonów na koronawirusa w porównaniu regionami północnymi, ale to na południu jest najwięcej biedy.
NASZE WYWIADY:
- Ludwik Dorn: W Polakach narasta pierwotny lęk
- Severski: Koronawirus uderzył w serce naszych ideałów
- Prof. Mikołejko: Pandemia obnażyła widmowość naszych wyborów
- Prof. Sławek: Im więcej wiemy, tym lepsi będziemy?
- Czy pandemia zakończy świat, jaki znaliśmy do tej pory?
- Epidemia koronawirusa wzmacnia Andrzeja Dudę
Napięcia rosną w najbiedniejszych południowych regionach Kampanii, Kalabrii, Sycylii i Apulii, gdzie ludziom brakuje żywności i pieniędzy. Pojawiły się informacje o presji na właścicieli sklepików, by dawali jedzenie za darmo, podczas gdy policja patroluje supermarkety, aby powstrzymać kradzieże.
Paride Ezzine, kelner w Palermo na Sycylii, czarno widzi przyszłość. - Moja restauracja jest zamknięta. Mam żonę i dwoje dzieci i żyjemy z oszczędności. Ale nie wiem, jak długo. Poprosiłem bank o odroczenie spłaty rat – powiedzieli: „nie”. Ta sytuacja rzuca nas na kolana.
Skutki blokady, która ma zostać przedłużona co najmniej do Wielkanocy, dotykają miliony ludzi, w tym tych pracujących na czarno. - Nawet nie wiemy, ilu takich jest w kraju - mówi Giovanni Orsina, profesor polityki na Uniwersytecie Luiss w Rzymie. Wielu z nich żyje z dnia na dzień, wykonując dorywcze prace. Tych też zaczyna brakować.
W tej sytuacji premier Giuseppe Conte zapowiedział, że 4,3 mld euro z funduszu solidarnościowego zostanie przekazane wszystkim gminom, a dodatkowe 400 mln euro trafi do burmistrzów, by zamienić je na bony żywnościowe. Ale burmistrzowie protestują: to za mało.
ZOBACZ TEŻ:
Tak mówi Salvo Pogliese, burmistrz Katanii. Spodziewaliśmy się więcej pieniędzy i mam nadzieję, że rząd znajdzie większe środki.- - Sytuacja jest wyjątkowo delikatna, ponieważ znaczna część ludności ma zerowy dochód. Ci, którzy wcześniej żyli z godnością, teraz mają trudności, dodaje Pogliese.
Te 4,3 mld euro miało być przekazane burmistrzom w maju, a znaczna część środków została już przeznaczona na inne cele. -Jeśli rząd sądzi, że te pieniądze zostaną przeznaczone na wyżywienie ludzi, to musi wiedzieć, że gminy nie będą miały pieniędzy na inne zele mówi - dodaje Orsina. A nowa transza w wysokości 400 mln euro, jeśli podzielisz ją między gminy, to tylko drobnica. Problem zostawiono na głowie burmistrzom – ludzie proszą ich o pieniądze, a oni ich nie mają.
Istnieją obawy, że organizacje przestępcze wykorzystują obecną sytuację. Trwają dochodzenia w sprawie działalności grupy o nazwie „Rewolucja narodowa”, która zachęca na Facebooku ludzi do rabowania supermarketów.
POLECAMY TEŻ:
