"Kowal", "Jusko" i "Świr" - stracone pokolenie piłkarzy od "Wójta"

Kacper Rogacin
Piotr Świerczewski
Piotr Świerczewski ANDRZEJ BANAŚ / POLSKAPRESSE
Piłkarscy wicemistrzowie olimpijscy z Barcelony nie tylko według ich trenera Janusza Wójcika mogli w światowym futbolu osiągnąć o wiele więcej. Co im się udało, a co nie i dlaczego?

Alkohol, tragedie, zmarnowane talenty - tak można podsumować losy srebrnej reprezentacji olimpijskiej z igrzysk w Barcelonie '92. Pierwszy wielki sukces od mundialu w Hiszpanii w 1982 r. rozbudził ogromne apetyty u kibiców, bo pod wodzą Janusza Wójcika Polacy rozbili w pył rywali i dotarli aż do finału, w którym w dramatycznych okolicznościach ulegli gospodarzom 2:3. - Zmieniamy szyld i jedziemy dalej - wołali piłkarze Wójcika, chcąc, by "Wujo" objął pierwszą reprezentację Polski. Charyzmatyczny trener był jednak solą w oku działaczy PZPN, więc z ich planów nic nie wyszło.

Pierwszej kadry zbawić się nie udało, ale po igrzyskach w Barcelonie okazało się, że Polska dysponuje grupą młodych, bardzo utalentowanych piłkarzy, po których zaczęły zgłaszać się zagraniczne kluby. Dziś, 22 lata po sukcesie reprezentacji Janusza Wójcika, doskonale widać, że to utalentowane pokolenie zostało po prostu zmarnowane.

Wśród orłów "Wójta" nie brakuje tragicznych historii ludzi, którzy zamiast osiągać szczyty, stoczyli się na dno. Niektórym udało się wyjechać za granicę i pograć parę lat w niezłych klubach. Sporting Lizbona, FC Porto, Schalke Gelsenkirchen to przecież uznane europejskie marki. A jednak eksperci piłkarscy są zgodni - żaden z piłkarzy nie zrobił kariery na miarę swoich możliwości.

Po Barcelonie zaczęła się lawina nieszczęść - wspominał w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Arkadiusz Kłak, bramkarz ekipy Wójcika. Na igrzyskach zatrzymywał znakomitych włoskich snajperów, ściągał na siebie uwagę skautów z całej Europy. Po turnieju był o krok od przejścia do Olympique Marsylii, ale transfer został zablokowany.

W końcu Kłak wyjechał z Górnika Zabrze do Belgii i Holandii, gdzie grywał w mniejszych klubach. Jednocześnie popadał w coraz głębszy alkoholizm, z którego wyrwał się dopiero niedawno. Przyznaje, że pojawiały się u niego nawet myśli o samobójstwie. Dziś ten wielki talent, który spokojnie mógł grać w solidnym europejskim klubie, jest kierowcą autobusu w Belgii.
Kłak przyznawał, że w latach 90. w futbolu pili praktycznie wszyscy. Wszechobecny alkohol zniszczył także chyba najbardziej obiecującą postać z olimpijskiej drużyny. 20-letni Wojciech Kowalczyk strzelił cztery gole na turnieju (m.in. w finale) i był objawieniem igrzysk. "Kowal" to pupilek Wójcika, ale na względy trenera zapracował sobie na boisku. Niestety poza nim prowadził się kompletnie nieprofesjonalnie, a jego alkoholowe przygody obrosły legendą. Dwa lata po olimpiadzie Kowalczyk trafił z Legii do Hiszpanii, gdzie nie odniósł sukcesu. Szczęścia szukał też na Cyprze, ale po kilku latach wrócił do Polski. Obecnie jest komentatorem w stacji Polsat Sport.

W telewizji wylądował też Grzegorz Mielcarski, który na igrzyskach pełnił rolę zmiennika. Po turnieju kilkukrotnie zmieniał kluby, aż w 1995 r. trafił do FC Porto. Portugalii nie zwojował, ale sam Wójcik przyznaje, że mając taki talent, Mielcarski mógł grać nawet w lepszym klubie.

Po zakończeniu kariery był dyrektorem sportowym w Wiśle Kraków (sprowadził do klubu m.in. Jakuba Błaszczykowskiego). W 2006 r. złożył rezygnację i zajął się komentowaniem meczów w stacji Canal+ Sport. Nieco lepiej przygodę z Portugalią wspomina Andrzej Juskowiak. Król strzelców z Barcelony dał na igrzyskach taki show, że mógłby z łatwością trafić do największych klubów europejskich, gdyby nie to, że przed turniejem podpisał kontrakt ze Sportingiem Lizbona. To zamknęło mu drogę do prawdziwego piłkarskiego raju.
W stolicy Portugalii "Jusko" nie zrobił zawrotnej kariery, ale spisywał się przyzwoicie. Swoje umiejętności pokazał dopiero na przełomie wieków w Wolfsburgu, ale nie ma wątpliwości, że gdyby Juskowiak przyłożył się do pracy, osiągnąłby znacznie więcej. W swojej książce, która ukazała się niedawno, przyznaje to sam Wójcik. Jego zdaniem Juskowiak zbyt często myślał o zabawach, a nie o piłce.

Po zakończeniu kariery "Jusko" był komentatorem, a także trenerem napastników w Lechu Poznań. Na początku tego roku został wiceprezesem ds. sportowych w Lechii Gdańsk, ale po kilku miesiącach został zwolniony ze stanowiska.

O wiele więcej ze swojej kariery mogli wycisnąć także Tomaszowie - Wałdoch i Łapiński. O ile ten pierwszy grał w Bundeslidze (był nawet kapitanem Schalke Gelsenkirchen) i pojechał na mundial do Korei i Japonii, o tyle drugi - co wprost niesłychane - większość kariery spędził w Widzewie Łódź. Talent Łapińskiego ogromny. Piłkarza z taką wizją gry i techniką nie było w Polsce od lat. Podczas igrzysk w Barcelonie obaj obrońcy stanowili prawdziwą skałę, o którą rozbijały się ataki rywali. Zwłaszcza Łapiński powinien osiągnąć więcej. Dzisiaj Wałdoch jest trenerem młodzieży w Schalke, a "Łapa" komentuje mecze w Canal+ Sport.

Oprócz Wałdocha na mistrzostwach w 2002 r. zagrało dwóch piłkarzy, którzy zdobyli srebro w Barcelonie. Pierwszy z nich - Marek Koźmiński - w 1992 r. wyjechał do Włoch, gdzie przez prawie dziesięć lat z powodzeniem grał w Udinese i Brescii. Obecnie jest wiceprezesem ds. zagranicznych w PZPN, a w przeszłości był właścicielem Górnika Zabrze.

Drugim mundialowiczem jest Piotr Świerczewski. "Świr" to kolejny piłkarz, który nie osiągnął tyle, ile mógł i powinien. Jako zawodnik był prawdziwym obieżyświatem - grał w trzynastu klubach z czterech krajów (m.in. z Japonii). Najlepiej radził sobie we francuskich Saint-Étienne i Bastii, był także piłkarzem Olympique Marsylia.

Umiejętności Świerczewskiego zapierały dech w piersiach, a jeszcze dziś, w wieku 42 lat, mógłby zawstydzić swoją grą wielu polskich piłkarzy. Był niebywałym technikiem, ale przebieg jego kariery nie rzuca na kolana. Po zawieszeniu butów na kołku próbował sił w trenerce (m.in. w ŁKS Łódź), ale bez sukcesów.

Ostatnio na piłkarskie salony wrócił kapitan srebrnej ekipy Wójcika - Jerzy Brzęczek. Wujek Jakuba Błaszczykowskiego w trakcie kariery również zwiedził kawał świata. Trzy lata po igrzyskach wyjechał do Austrii, później grał w Izraelu, a karierę skończył w Polonii Bytom.

Fakt, że nie zrobił dużej kariery, jest na pewno zaskoczeniem, bo umiejętności miał niemałe. Obecnie Brzęczek próbuje swoich sił w roli trenera Lechii Gdańsk - jak na razie z mizernym skutkiem.

Partnerem Brzęczka w pomocy był Ryszard Staniek. Ten duet błyszczał na hiszpańskich boiskach i jeden Bóg raczy wiedzieć, czemu żaden nie wybił się za granicą. Kreatywny Staniek w lidze polskiej brylował, ale transfer do Osasuny Pampeluna okazał się niewypałem. Po powrocie do kraju odbił się w Legii i wydawało się, że może powalczyć o kolejny wyjazd za granicę. Niestety postanowił zostać w Polsce. Dziś jest trenerem w niższych ligach.

U Janusz Wójcika grali też m.in. Marek Bajor, Dariusz Adamczyk, Marcin Jałocha, Dariusz Gęsior i Mirosław Waligóra, ale żadnemu nie udało się zrobić wielkiej kariery. Jak to możliwe, że piłkarze, którzy osiągnęli tak duży sukces z reprezentacją, nie potrafili powtórzyć go w klubie? W swojej książce "Wójt" próbuje ten fakt tłumaczyć tym, że w latach 90. zawodnicy nie mieli do pomocy ludzi, którzy powiedzieliby im, jak mają postępować. Nie było menedżerów, a młodzi piłkarze byli zdani na siebie i często prowadzili się niesportowo albo zostawiali po prostu własny talent na dnie butelki. To dlatego, zamiast zawojować Europę, komentują dziś mecze albo jeżdżą autobusem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl