40 -letnia Agata S. przyznała się do zabójstwa partnera, którego dźgnęła nożem, by uratować swojego ojca. Ranny Józef J. zmarł w szpitalu. Wysoka, szczupła brunetka, kasjerka, w sklepie Żabka z płaczem opowiadała o szczegółach tragicznego zajścia z 5 września 2016 r. na os. Sportowym. Grozi jej dożywocie. Gdy usłyszała, jakije kary chce dla niej prokurator nie kryła łez. Zapewniała, że chciałąby cofnać czas i nie miała zamiaru zabijać „swojego ukochanego Józka”
Razem z nią na ławie oskarżonych zasiada jej ojciec 67-letni Józef S., na którym ciąży zarzut udziału w bójce ze skutkiem śmiertelnym. Nie przyznaje się do winy. Z relacji Agaty S. wynika, że jej partner Józef J. nosił ją na rękach, kochał i szanował, ale gdy był trzeźwy. Pijany nie kontrolował agresji , wszczynał awantury, był wulgarny i nieobliczalny. Gdy stawał się brutalny kobieta uciekała z domu i chroniła się u rodziców na sąsiednim osiedlu w Nowej Hucie.
Raz została przez niego pocięta nożem i znalazła się w szpitalu, ale sprawy nie zgłaszała na policji. Ona też raz dźgnęła go nożem i wtedy się uspokoił. Tragicznego dnia Józef J. wypił pół litra wódki, a Agata S. cztery piwa. Jej ojciec także nie był trzeźwy.
Gdy doszło do awantury i rękoczynów najpierw Józef S. stanął w obronie bitej córki. Potem to ona zabrała z kuchni noże i skoczyła na pomoc ojcu. Rzucała nożami w Józefa J., a w końcu ugodziła go w klatkę piersiową. Uderzenie musiało być mocne, bo uszkodziło zebro i pokrzywdzonemu przebiło serce na wylot. Agata S. z ojcem uciekli z mieszkania taksówką. Śmiertelnie rannego Józefa J. znalazł jeden z sąsiadów i na interwencję lekarzy było już zbyt późno.
Obrońcy oskarżonych lansują tezę, że oboje działali w obronie koniecznej i tylko się bronili przed Józefem J. Wyrok zapadnie 31 stycznia br.