Piwo: 50 zł, pół kieliszka wódki: 35 zł, najlepszy szampan Dom Perignon: 5850 zł. To przykładowe ceny z karty w klubie Saxon. Zapoznało się z nimi wielu zagranicznych turystów. Niestety, dopiero wtedy, kiedy przed ich oczami wylądował rachunek. Robienie burdy czy wzywanie policji nic nie daje. Bo gdzieś w lokalu leży menu z cenami. Kto jednak przygląda się im, kiedy wokół tłum pięknych dziewcząt, które właśnie "udało się" wyrwać na mieście. Sęk w tym, że dziewczyny tak naprawdę wysyłane są przez klub, aby wabić frajerów.
Policja dobrze zna lokal Saxon. Często jest do niego wzywana na interwencje. - Dostawaliśmy zgłoszenia zarówno od klientów, głównie cudzoziemców, jak i od pracowników lokalu - mówi Katarzyna Cisło z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. - Klienci skarżyli się na zawyżone rachunki, a pracownicy lokalu domagali się ich uregulowania.
Klienci płacą, bo nie chcą problemów. Są podpici, nie znają języka, więc w konfrontacji z właścicielami lokalu i policjantami nie mają szans
Policja przyznaje, że często sprawa rozwiązuje się jeszcze przed przyjazdem patrolu. Klienci płacą, bo nie chcą mieć problemów. Są podpici, nie znają języka, więc w konfrontacji z właścicielami lokalu i policjantami nie mają szans. Choć bywa, że nie obejdzie się bez awantury. 3 października około godz. 3 w nocy policja dostała wezwanie, że w Saxonie obywatele Wielkiej Brytanii nie chcą zapłacić rachunku i rozbijają stoliki.
- Przed przybyciem policji strony doszły jednak do porozumienia - podaje Cisło. Co dokładnie stało się w klubie, nie wiadomo.
Władza nic nie może
Jednak nie wszyscy goście Saxona pokornie odchodzą z odessaną z oszczędności kartą kredytową (mało kto ma tyle gotówki przy sobie). 8 października obywatel USA oficjalnie złożył na komisariacie doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Zapłacił ponad 2 tys. zł za... cztery drinki. Sprawa trafiła do krakowskiej prokuratury. Policja potwierdza, że klub w sprytny sposób wabi klientów.
- W tym przypadku, jak i w pozostałych, młode atrakcyjne kobiety zaczepiały w rejonie Rynku Głównego cudzoziemców. Zapraszały ich do knajpy na drinka. Tutaj klient stawiał alkohol dziewczynom i kelnerkom. Płacił ogrom_ne sumy. Za drinka od 600 do 1000 zł - podaje Cisło.
Sprawą Saxona zajęła się też prokuratura. Ostatnio rozpoznawane były trzy zgłoszenia cudzoziemców, którzy zapłacili za drinki: 1350 zł, 830 zł, 1530 zł. Okazało się jednak, że wymiar sprawiedliwości jest bezradny.
- Istotnie, dwa postępowania zostały umorzone wobec braku znamion czynu zabronionego - podaje Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Krakowie. - Karta z cenami w tym klubie jest dostępna dla wszystkich zamawiających, można sprawdzić, ile kosztuje dany drink. Jest to klub dla VIP-ów i ceny alkoholi są różne. Są wśród nich i takie, które kosztują 250 zł - kwituje rzeczniczka.
Reporterzy "Polski" postanowili przyjrzeć się, na jakich zasadach działa klub Saxon. Najpierw obserwujemy wysyłane na podryw dziewczyny. Jako miejsce zasadzki upatrzyły sobie ulicę św. Jana.
Cztery mocno wymalowane piękności o żarzących się od czerwonej szminki ustach śmieją się na cały głos. W rękach mają potężne czerwone torebki. Nie sposób ich przeoczyć. Udają lekko podpite. Wpadają na dwóch Anglików idących ulicą. Po krótkiej rozmowie pytają dziewczyny, gdzie można dobrze się zabawić. Oczywiście najlepiej w Saxonie. Napaleni goście z Wysp połykają haczyk. Po chwili cała gromadka rusza w kierunku ulicy św. Tomasza. Anglicy nie płacą za wstęp. Prawdopodobnie dlatego, że idą z dziewczynami. W mgnieniu oka znikają w klubie.
Następnego dnia próbujemy odwiedzić Saxon. Około północy stajemy w drzwiach klubu, udając Belgów, żeby nie zdradzić się brakiem idealnego londyńskiego akcentu. Nad wejściem widnieje tylko nazwa klubu. Nigdzie nie jest napisane, że jest to lokal ze striptizem czy klub VIP.
- Wstęp 40 zł - słyszymy od ochroniarza. - Nie mówimy po polsku. Jesteśmy z Belgii - odpowiadamy. Szybko zjawia się przy nas dziewczyna w roli tłumaczki.
- Wstęp 40 zł - powtarza. - Chcemy przyjść później z kolegami z hostelu. Czy możemy na razie tylko zobaczyć, jak się kręci impreza? - pytamy. - I tak musicie zapłacić - mówi ponętna brunetka.
Cóż, płacimy. Okazuje się jednak, że za nic, bo w knajpie ani imprezy, ani nagich pań. Poza pracownikami nie ma nikogo. Schodząc po schodach, od razu trafiamy na bar. Rurki do erotycznych tańców czy sceny stąd nie widać. Stoliki z wyłożonymi kartami menu znajdują się w dalszych salach.
- Może się czegoś napijecie? - pyta brunetka. - Zgarniemy kumpli i zaraz przyjdziemy - odpowiadamy.
Przed wyjściem rzucamy jednak okiem na kartę menu Saxonu. Oprócz cen alkoholi, które ścinają z nóg, zauważamy inną ciekawą rzecz. Taniec na rurce - 250 zł, prywatny pokój na 15 minut 700 zł, a godzinka "czasu wolnego" za 2000 zł. Można tylko się domyślać, jakie atrakcje kryją się za tymi bajońskimi sumami. W innych klubach oglądanie tańca na rurze wliczone jest w cenę wstępu. Taniec prywatny kosztuje ok. 100 zł... "Czas wolny" wydaje się tylko specjalnością Saxona.
Okazuje się, że klub Saxon ma już złą sławę w internecie. Wielu naciągniętych Anglików i Amerykanów na stronach w sieci ostrzega przed nim swoich pobratymców. W jednym wpisie czytamy: "Zostałem zaprowadzony do tego lokalu i naciągnięty na setki funtów, które musiałem wypłacić z karty za kolejkę drinków".
Amerykanin Joshua Thornton z Colorado Springs opisuje dramatyczniejszą sytuację. "Mój przyjaciel został zaatakowany po tym, jak powiedziano mu, że ma zapłacić za drinki, których nawet nie zamówiliśmy. Zabrano mu portfel, skradziono pieniądze i ściągnięto z karty 713 funtów. Następnie był bity po twarzy, dopóki nie potwierdził transakcji".
Wszyscy wpisujący swoje skargi na Saxon potwierdzają, że byli kuszeni przez dziewczyny. Zwracają uwagę na to, że nie były to Polki, ale prawdopodobnie Litwinki. Twierdzą ponadto, że klub również prowadzony jest przez Litwinów.
Nieuchwytny szef
Reporterzy "Polski" postanowili poprosić właściciela klubu, aby odniósł się do tych zarzutów.
- Nie ma szefa - odpowiada mężczyzna podający się za menedżera klubu. - Nic nie powiem, bo nie chcę stracić pracy. Proszę spróbować innym razem - grzecznie dodaje. Przychodzimy po dwóch dniach.
- Szef jest w Warszawie - odpowiada ten sam człowiek. - Ale po jutrze powinien już być. Proszę próbować po godz. 20 - dodaje.
Mijają dwa dni i znów zjawiamy się w lokalu. - Jest szef - przyznaje dziewczyna na bramce. - Co ty mówisz! Nie ma - poprawia ją jeden z ochroniarzy. - Pomyliło mi się z menedżerem - ucina dziewczyna.
Czyli znów fiasko. Zostawiamy numer telefonu i prosimy o kontakt. Następnego dnia podejmujemy jeszcze jedną bezskuteczną próbę spotkania się z właścicielem. Nic z tego.
Dzwonimy do firmy, która zarządza budynkiem. - Nie mogę podać panu żadnych informacji, bo zastrzegł to sobie najemca lokalu - mówi Marek Smaga z firmy Nieruchomości. - Nie wiem, co dzieje się w klubie. Tylko pośredniczymy między właścicielem budynku a najemcami - dodaje.
Właściciele okolicznych restauracji i lokali też nie mają numeru kontaktowego do Saxona. Przyznają jednak, iż ostrzegają swoich klientów przed tym miejscem.
Psucie rynku
Czy jednak nie popadamy w paranoję? Może sposób wabienia klientów i ceny w Saxonie nie są niczym szczególnym i nagannym w branży klubów VIP? Kierujemy więc kroki do klubu Diamond przy ulicy Rajskiej. W oczy od razu rzuca się świecący neon z napisem ''Strip Club'' i sylwetka kobiety wygiętej w wyzywającej pozie. Nie mamy wątpliwości, do jakiego miejsca przyszliśmy. Wstęp - 40 zł. Wchodzimy. Od razu widać rurkę do tańczenia. Obok na sofie ponętne kobiety w skąpych strojach. Na barze leżą karty z menu.
Porównujemy ceny. Piwo: 15 zł, kieliszek wódki 40 ml, a nie jak w Saxonie 20 ml: 15 zł, szampan Dom Perignon: 1900 zł.
- Mamy podstawową zasadę, że jeśli klient ma otwarty rachunek i zamawia kolejne drinki, to kiedy przekroczy 1000 zł, informujemy go o tym i musi zapłacić - mówi Olga Pindel, właścicielka klubu Diamond. - Dobrze wiemy, co się dzieje w Saxonie. Co gorsza, jego właściciele mają podobne lokale na Szewskiej i Floriańskiej - dodaje.
Pani Olga przyznaje, że również wysyła dziewczyny, aby zaczepiały potencjalnych gości na mieście. Ale zaznacza, że od razu informują, iż są pracownicami klubu. Zapraszają. Wręczają ulotki. Bywa, że klienci nie chcą wchodzić do Diamonda, bo szukają klubu go-go bliżej Rynku. Idą do Saxona, a potem wracają. Żalą się i pytają, co zrobić. - Ten klub psuje nam rynek. Branża się rozwija w Krakowie, ale to się skończy, jeśli w świat pójdzie fama, że u nas się naciąga turystów - dodaje pani Olga.
Właścicielka współpracuje z biurami turystycznymi, które przywożą zagraniczne grupy do jej lokalu. Przez kontakt z nimi stara się informować o ''specyfice'' klubu z ul. św. Tomasza. Oczywiście nie ukrywa, że jest to też walka z konkurencją.
Od Saxona diametralnie różni się też Paradise Club w podziemiach hotelu Forum. Piwo: 18 zł, kieliszek wódki: 10 zł. Jedyne podobieństwo jest takie, że na drzwiach nie jest napisane, iż to lokal go-go z dziewczynami odsłaniającymi swe wdzięki. Jednak zaraz po wejściu do środka trudno nie zauważyć, gdzie się jest. Na scenie tańczy na zmianę ok. 15 roznegliżowanych dziewczyn. Od razu wiadomo, że ceny będą wyższe, bo zawierają też koszt radujących serce mężczyzny widoków.
W sprawie Saxona nie może nic poradzić ani policja, ani prokuratura, więc zgłaszamy się do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - Żyjemy w gospodarce wolnorynkowej, a więc przedsiębiorca ma prawo sprzedawać towar po takich cenach, jakie uzna za stosowne, nawet jeżeli będą one rażąco odbiegać od tych stosowanych przez jego konkurentów - tłumaczy Konrad Gruner, starszy specjalista. - Jednak obowiązkiem przedsiębiorcy jest informowanie konsumentów o cenach. Jeżeli w lokalu brakuje takich informacji, konsument może poinformować inspekcję handlową - dodaje.
Piotr Rąpalski współpraca Arkadiusz Maciejowski