W niedzielę kilkanaście minut przed końcem spotkania Lech Poznań - Legia Warszawa z II trybuny na murawę poleciały race. Gdy po chwili zamaskowani chuligani wyłamali ogrodzenie i wbiegli na boisko, interweniowała policja. Nikogo jednak nie zatrzymano.
W poniedziałek skandalem zajęło się ministerstwo spraw wewnętrznych. Minister Joachim Brudziński spotkał się z komendantem głównym policji Jarosławem Szymczykiem, aby omówić działania podjęte przez funkcjonariuszy.
Jak informuje ministerstwo, obecnie głównym celem wielkopolskich policjantów jest identyfikacja osób, które rzucały na murawę stadionu race i po wyłamaniu części ogrodzenia wbiegły na murawę.
- Policjanci z Poznania podejmują czynności operacyjno-rozpoznawcze i analizują nagrania z monitoringu na stadionie w celu identyfikacji tych osób - czytamy w komunikacie prasowym.
Według komendant Szymczyka policjanci nie dopuścili do eskalacji niebezpiecznych zachowań.
- Przypominamy, że to organizator meczu jest głównym podmiotem odpowiedzialnym za zapewnienie bezpieczeństwa osobom oraz ochronę porządku publicznego podczas meczu. Podczas wczorajszego meczu na pisemny wniosek organizatora spotkania policjanci weszli na płytę boiska, aby przywrócić porządek - informuje ministerstwo.
Według posła i szefa wielkopolskich struktur Platformy Obywatelskiej Rafała Grupińskiego funkcjonariusze policji zachowali się podczas meczu skrajnie nieodpowiedzialnie.
- Flirt PiS z kibolami nadal trwa - zaznacza parlamentarzysta. - Można też odnieść wrażenie, że istnieje cicha umowa między chuliganami i policją, która zatrzymań powinna dokonać zaraz po zajściach na stadionie - dodaje Grupiński.
Jego zdaniem zachowanie pseudokibiców negatywnie odbije się na frekwencji podczas spotkań Lecha w kolejnych sezonie.
- Młodzi ludzie nie będą chcieli przychodzić na mecze ze swoimi dziećmi po tym, co wydarzyło się na stadionie - kończy polityk.
Lech Poznań: Tak wygląda zniszczony stadion po meczu z Legią [ZDJĘCIA]