Przed godziną Lech Wałęsa opublikował kolejny wpis na mikroblogu wykop.pl. Po raz kolejny stwierdził, że zwerbowanie go przez SB nastąpiło w ramach prowokacji, której uległ wierząc w dobre intencje funkcjonariusza. - Pytanie jest czy od początku była to przygotowana prowokacja i ja się na to dałem nabrać ,[podejść] - napisał były prezydent.
Dalej sugeruje, że chciał pomóc esbekowi. - Czy jednak prawdą było że Pan zgubił pieniądze na kupno samochodu i dodatkowo kontrolowano Panu wydawanie pieniądze w pracach operacyjnych .W tedy ja się na Pana płaczącą prośbę zgodziłem podpisałem podobne papiery , ale Pan pod przysięgą obiecał że wszystkie te papiery wrócą do mnie a na pewno będą zniszczone - relacjonuje Wałęsa.
CZYTAJ TAKŻE: Lech Wałęsa: Panowie którzy podrabialiście na mnie dokumenty ja Wam wybaczam
Pierwszy lider Solidarności przekonuje, że funkcjonariusz kontrwywiadu a nie SB zdobył jego zaufanie i apeluje do niego żeby powiedział dziś prawdę. - Pan zdobył moje zaufanie pewnymi Pańskimi zachowania mi które uznałem w tedy za sympatyzujące z moją walką .Ja Panu pomogłem i dotrzymałem słowa ,jednak dziś Pan musi powiedzieć prawdę A prawda jest że te materiały są podrobione a oparte na tamtym wytworzonym zdarzeniu.
Lech Wałęsa po raz kolejny zapewnia, że nigdy świadomie nie zgodził się na współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa PRL, na nikogo nie donosił i nie brał za to wynagrodzenia. - Miałem wybór radykalnie walczyć i przegrać ,albo w rozmowach w spotkaniach rozpoznać argumenty i jakość przeciwnika i na tej koncepcji dążyć do zmian .Wybrałem taką drogę i na tej drodze doprowadziłem etapami do pełnego sukcesu .a teraz znając prawdę róbcie co chcecie - kończy Wałęsa.
CZYTAJ TAKŻE: To w Poznaniu po raz pierwszy wydrukowano, kim był TW "Bolek"
Opublikowany wpis to kolejna wersja wydarzeń przedstawiona przez byłego prezydenta. Już w 1992 r. po opublikowaniu tzw listy Macierewicza, w której zapisano, że w archiwach byłego MSW zachowały się dokumenty świadczące o współpracy Lecha Wałęsa z SB, ówczesny prezydent twierdził, że podpisał jakieś papierki. Potem precyzował, że było to pokwitowanie za sznurówki i inne rzeczy, które mu odebrano podczas aresztowania. W kolejnych latach Wałęsa twierdził, że w w latach 70-tych w Gdańsku działało kilku agentów SB o pseudonimie Bolek, wspominał o sobowtórze, który mógł być wybrany celowo by go skompromitować.
W ostatnich dniach, już po przejęciu przez IPN archiwum Kiszczaka i potwierdzeniu przez szefa IPN, że wśród materiałów są oryginalne dokumenty potwierdzające współpracę Wałęsy z SB, były prezydent sugerował, że mogą to być fragmenty jego odręcznie pisanych wspomnień z wydarzeń grudniowych 1970 r. w Gdańsku lub inne pisma, które wysyłał do urzędów i instytucji państwowych.
CZYTAJ TAKŻE: Lech Wałęsa: Panowie którzy podrabialiście na mnie dokumenty ja Wam wybaczam
Zmieniając kolejne wersje wydarzeń Wałęsa w jednym jest konsekwentny. Zapewnia, że nie poszedł na współpracę z SB, nie donosił, nie brał pieniędzy za współpracę. Według słów prezesa IPN Łukasza Kamińskiego nie jest to jednak prawda, a w oryginalnej teczce agenta "Bolka" są donosy podpisane jego ręką oraz pokwitowania za pieniądze.
CZYTAJ TAKŻE: To w Poznaniu po raz pierwszy wydrukowano, kim był TW "Bolek"
Prezes IPN zapowiedział, że być może już w najbliższym tygodniu dokumenty dotyczące Lecha Wałęsy zostaną udostępnione dziennikarzom i naukowcom. Wniosek o dostęp do nich złożył już historyk prof. Sławomir Cenckiewicz, autor kilku książek o przeszłości Lecha Wałęsy.