Firma BSH produkująca sprzęt AGD marek Bosch i Siemens wybuduje we Wrocławiu dwie fabryki, w których produkowane będą nowoczesne lodówki, zamrażarki i piekarniki. W ich budowę i rozwój spółka zainwestuje ponad pół miliarda złotych. Pierwsze egzemplarze zjadą z taśmy w połowie września. Produkcja każdego z nich zajmie od 60 do 120 minut. Aż 90 procent sprzętu ma być przeznaczane na eksport, głównie do krajów Europy Zachodniej.
– Na jednej linii produkcyjnej powstanie ok. 300 tysięcy lodówek i tyle samo piekarników w ciągu roku. Docelowo chcemy otworzyć we wrocławskich fabrykach po trzy linie produkcyjne. To oznacza, że z Wrocławia wyjadą łącznie 2 miliony lodówek i piekarników rocznie – mówi Konrad Pokutycki, prezes zarządu BSH.
Lodówki i piekarniki będą produkowane 24 godziny na dobę w trybie trzyzmianowym. Na jednej zmianie pracę znajdzie od 60 do 80 osób. Docelowo firma w obu fabrykach w ciągu najbliższych trzech lat zatrudni 1000 osób.
- W tej chwili zatrudniamy już 170 osób. Skoro chcemy ruszyć z produkcją za niespełna pół roku musimy podnieść prędkość zatrudniania. Szukamy przede wszystkim pracowników produkcji, inżynierów, ale także osoby które będą odpowiedzialne za kontrolę jakości, czy sprawy administracyjne – zauważa Pokutycki.
Szansę na pracę w fabrykach przy Żmigrodzkiej mają także byli pracownicy firmy mieszczącej się tam przed laty firmy Fagor-Mastercook. Jak twierdzi prezes BSH, nie będą jednak w uprzywilejowanej pozycji podczas rekrutacji.
– Nie możemy tego zrobić, bo przepisy zabraniają nam faworyzowania kogokolwiek. Mogę jednak potwierdzić, że wcześniejsza praca przy produkcji sprzętu AGD w Fagorze działa na korzyść. Tacy pracownicy znają po prostu miejsce pracy, więc łatwiej jest się im zaadaptować – wyjaśnia Pokutycki. Wśród obecnej kadry kilkadziesiąt procent stanowią byli pracownicy Fagoru.
Przypomnijmy, że spółka BSH w listopadzie 2015 roku podpisała ostateczną umowę z syndykiem, na podstawie której za wrocławską fabrykę zapłaciła 90 mln zł. Przeznaczyła też dodatkowo 5 mln zł na odprawy dla zwalnianych pracowników.
– Chcieliśmy przejąć produkcję wcześniej i przez to zachować miejsca pracy, ale syndyk zwlekał, ostatecznie zwolnił wszystkich pracowników i to się nie udało – wspomina Konrad Pokutycki.
