Jeszcze we wtorek (7 kwietnia) na stanie Miejskiej Komisji Wyborczej w Łodzi, która rekrutuje kandydatów do komisji obwodowych, było 803 osoby. Łódź, by przeprowadzić wybory, potrzebuje minimalnie 2,5 tys. członków komisji, a do ich pełnych obsad potrzebne jest 3,8 tys. ludzi. Tymczasem jeszcze we wtorek z tych 803 osób, o których mówiła prezydent Łodzi, rezygnację złożyło kolejne 39 osób.
W poniedziałek (6 kwietnia) Joanna Pieńkowska, komisarz wyborczy dla Łodzi, powołała 34 wyodrębnione obwody wyborcze w łódzkich szpitalach i domach pomocy społecznej. W środę (9 kwietnia) tę decyzję ostro skrytykowali łódzcy radni radni Koalicji Obywatelskiej, Marcin Gołaszewski i Tomasz Kacprzak.
Gołaszewski stwierdził m.in., że decyzja komisarz jest sprzeczna z zarządzeniem wojewody łódzkiego z połowy marca, wedle którego zabrania się wchodzenia do DPSów wszystkim, poza pensjonariuszami i personelem. Kacprzak zaś apelował, by decyzją łódzkiej komisarz zajął się prokurator. Obaj politycy oznajmili, że komisarz podjęła decyzję "nieodpowiedzialną", "narażającą zdrowie i życie pensjonariuszy DPS", z których większość jest w grupie najbardziej narażonej na ryzyko zakażenia koronawirusem.
Sęk jednak w tym, że zarówno komisarz wyborczy jak i administracja prezydent Łodzi, wciąż działają w oparciu o Kodeks Wyborczy i toczącą się już procedurę w związku z wyborami ogłoszonymi na 10 maja w formule klasycznej, czyli głosowania w lokalach wyborczych, bo rozporządzenia o ich przeprowadzeniu jeszcze nie wycofano. Stąd np. wciąż formalnie trwa procedura rekrutacji członków komisji wyborczych.
Jeśli zaś w życie wejdzie przegłosowana przez sejmową większość PiS ustawa o wyborach korespondencyjnych, która trafiła do Senatu, wówczas zajdą zmiany także w kwestiach związanych z komisjami obwodowymi. Jest w niej m.in. zapis, że rozwiązaniu ulegają obwody powołane wcześniej, czyli np. te odrębne, ustanowione ostatnio przez łódzką komisarz.
Ustawa "korespondencyjna przewiduje", że w każdej gminie do 50 tys. mieszkańców pracować będzie tylko jedna komisja licząca od 3 do 9 osób. W każdym zaś mieście powyżej 50 tys. osób, jedna komisja licząca maksymalnie 9 osób, z tym, że dołączono by do niej po 9 osób przypadających na każde kolejne 50 tys. mieszkańców. Jednak komisja ta ma liczyć nie więcej niż łącznie 45 osób.
To zaś oznacza, że w Łodzi do jedynej komisji obwodowej, która obsłuży całe miasto, potrzebne będzie właśnie 45 osób, a jej szefa wyznaczy komisarz wyborczy. Liczba członków komisji ma być zatem radykalnie zmniejszona, w Łodzi blisko kilkudziesięciokrotnie w porównaniu z wyborami, które odbyłyby się w lokalach wyborczych.
