- To na pewno była ogromnie stresująca sytuacja, dla wszystkich – przyznaje Iwona Kożuchowska, dyrektor Przedszkola Miejskiego nr 4 w Lubartowie.
Policjanci zgłoszenie dostali w ostatni piątek około godziny 14.40.
- Otrzymaliśmy informację, że z przedszkola na terenie Lubartowa został wypuszczony czterolatek w towarzystwie starszego mężczyzny. Natychmiast rozpoczęte zostały poszukiwania. Wzięło w nich udział ponad 50 funkcjonariuszy, także z oddziału prewencji z Lublina oraz przewodnik z psem tropiącym – relacjonuje st. sierż. Jagoda Stanicka z Komendy Powiatowej Policji w Lubartowie.
Mniej więcej w tym samym czasie o sytuacji dowiedziała się mama czterolatka. W środę nie udało się nam z nią skontaktować. Portalowi tvn24.pl, który jako pierwszy poinformował o sprawie, mówiła, że biegła do przedszkola ile sił w nogach. - Mój ojciec odebrał z tego samego przedszkola starszego, prawie 7-letniego wnuka, po czym poszedł do sali obok po młodszego. Dziecka jednak nie było. Przedszkolanka powiedziała, że dziadek już go odebrał – opowiadała pani Natalia.
W tzw. międzyczasie przedszkolanka zorientowała się, że doszło do pomyłki, a syna pani Natalii odebrał nie jego dziadek, ale dziadek kolegi z tej samej grupy.
Później okazało się, że chłopiec dostał od „dziadka” zupę (podobno nawet lepszą niż w domu), cukierka na deser i zaczął oglądać bajki.
- Na podstawie informacji od nauczycielki wytypowaliśmy miejsce, gdzie może przebywać chłopiec. Rzeczywiście, czterolatek był w mieszkaniu, cały i zdrowy. 80-latek był zaskoczony, przyznał, że doszło do pomyłki i odebrał nie swojego wnuka – relacjonuje st. sierż. Stanicka.
Tu historia mogłaby się zakończyć, ale odpowiedzi wymaga jeszcze kilka pytań. Po pierwsze: jak to się stało, że przedszkolanka wydała dziecko nie temu dziadkowi?
- Obaj dziadkowie są do siebie łudząco podobni. Stwierdziła to nawet mama chłopca. Kiedy oglądaliśmy wspólnie monitoring przyznała, że sama mogłaby pomylić tego pana z własnym ojcem. Poza tym chłopcy mają podobnie brzmiące imiona, chodzą w takich samych kurtkach i podobnych czapkach. Nauczycielka zna obu dziadków, więc w pierwszej chwili nie skojarzyła, że dziecko odbiera nie ten dziadek – tłumaczy Iwona Kożuchowska. - Nigdy wcześniej coś takiego się nam nie zdarzyło, stosujemy odpowiednie procedury, rodzice wypełniają oświadczenie co do tego, kto może odbierać dziecko. Doszło po prostu do fatalnej pomyłki – dodaje.
Dziwne wydaje się też, że pomyłki nie zauważyli ani chłopiec, ani – co tym bardziej zaskakujące – dziadek.
- Chłopcy się przyjaźnią i już jakiś czas temu mieli obiecane, że po przedszkolu jeden pójdzie się bawić do dziadka drugiego. Czterolatek zapewne myślał, że to właśnie ten dzień, być może dlatego nie zaprotestował – wyjaśnia dyrektorka.
A dziadek? - Naprawdę trudno mi to ocenić – zaznacza Iwona Kożuchowska.
Jak informuje st. sierż. Jagoda Stanicka w sprawie zostało wszczęte postępowanie przygotowawcze, które wyjaśni, czy nie doszło do narażenia chłopca na utratę zdrowia lub życia.
Mama czterolatka zapewniała na portalu tvn24.pl, że nie ma pretensji do przedszkola. - Na pewno przeżyła chwile grozy, a mimo to cały czas pocieszała naszą nauczycielkę, która czuła się odpowiedzialna za całą sytuację - mówi dyr. Kożuchowska.
- Niezwykłe zdjęcia Stanisława Magierskiego. Fotografie sprzed blisko 100 lat! Zobacz
- Tutaj zatrzymał się czas! Mięćmierz przyciąga o każdej porze roku. Zobacz
- Otwarte muzeum największą atrakcją weekendu. Lublinianie chętnie korzystali. Zobacz
- Lubelskie kamienice gotowe do kupienia. Zobacz
- Znaleźli szyny z XIX wieku. Teraz stworzyli historyczną ekspozycję w Lublinie
- "Nasze ciała mają dość". W Lublinie przeszła manifestacja kobiet. Zobacz zdjęcia
