Widzowie TVN mogli w czwartek zobaczyć, jak podczas rewizyty restauratorki zaserwowany jej chłodnik z pora się zwarzył, a ciasto do sztandarowej pizzy się nie udało.
- Przyznam, że jestem w lekkim szoku. Nie wszystko, co działo się podczas rewolucji, zostało pokazane w odcinku. Na przykład to, że podczas ponownej wizyty pani Magdy, podaliśmy też pozostałe jej dania i one zostały ocenione dobrze - mówi Chrupcała.
- Mam wrażenie, że wybrano tylko te sytuacje, które ułożyły się w spójny scenariusz - mówi restaurator. Jego zdaniem, w tym odcinku historia miała toczyć się wokół niezgranego zespołu i błędów w zarządzaniu. Potwierdzałyby to słowa Magdy Gessler podczas ponownej wizyty. - Byliście zajęci wojną, zamiast patrzeć, jak gotowałam.
Widzowie mogli też zobaczyć, że w ciągu kilku dni nie udało się zbudować nowego, zgranego zespołu, choć przyszli nowi ludzie, chętni do pracy. - Zespół restauracji to te osoby, które były na początku odcinka i na końcu. Te, które pojawiły się w trakcie, miały swoją rolę do spełnienia - mówi szef restauracji. Dziś z tej trzyosobowej ekipy w "Chrup Chrup Kartofel" nadal pracuje tylko kelnerka Agnieszka.
Robert Chrupcała bez wahania przyznaje, że teraz drugi raz nie zdecydowałby się już na udział w Kuchennych Rewolucjach.
- Pani Magda przyjeżdża, robi rewolucję, ale problemów tak naprawdę nie rozwiązuje. To właściciel zostaje z nimi sam i musi sobie poradzić - kwituje.
Przypomnijmy, że jeszcze przed emisją Kuchennych Rewolucji Robert Chrupcała wystawił lokal Chrup Chrup Kartofel na sprzedaż.