Mauritius leży 900 km na wschód od Madagaskaru i prawie 2000 km od wybrzeży Afryki. Wyspa powszechnie znana jest z dwóch rzeczy. Pierwsza to smutna historia ptaka dodo, którego legendarna odwaga doprowadziła do całkowitej zagłady. Drugą zaś jest pochodzący z 1847 roku znaczek pocztowy, znany jako „Czerwony Mauritius” - ten filatelistyczny rarytas, przedstawiający profil brytyjskiej królowej Wiktorii osiągnął dwa lata temu na aukcji w Ludwigsburgu zawrotną cenę 8,1 mln euro… Ale na szczęście legendarny znaczek, to zaledwie ułamek tego, co oferuje Mauritius.
Mauritius to przede wszystkim słońce przez cały rok. To szerokie plaże porośnięte kokosowymi palmami, błękitne laguny i pierścień raf koralowych, odgradzający wyspę od oceanicznych otchłani i rekinów. To góry stworzone do wspinaczki i pieszych wędrówek, wodospady, parki narodowe i botaniczne ogrody pełne kwiatów o milionach barw… ale też naturalne tereny do uprawiania wszelkich sportów wodnych – od nurkowania i divingu, poprzez żeglarstwo, surfing i kitesurfing, po skoki spadochronowe, paralotniarstwo i rejsy oceaniczne… A wszystko na powierzchni niespełna dwóch tysięcy kilometrów kwadratowych.
Na wyspie przez cały rok panuje wilgotny klimat tropikalny. Jednak za sprawą wiatrów znad oceanu, temperatury rzadko przekraczają 25 stopni Celsjusza. Między innymi dlatego Mauritius z roku na rok staje się, coraz chętniej odwiedzanym przez podróżników, miejscem… Dzięki konsekwentnej rozbudowie bazy turystycznej nawet najbardziej wymagający znajdą tu coś dla siebie. Szczególnie młodym należałoby polecić miasta zachodniego wybrzeża, w tym zwłaszcza stolicę państwa - Port Louis. Miasto to obfituje w luksusowe restauracje, kolorowe kafejki, dyskoteki, nocne kluby i pięciogwiazdkowe hotele.
Czytaj także: Białoruś to nie tylko Łukaszenka - wspomnienie z podróży
Ale nie tylko Port Louis może zainteresować przybyszów. Muzea, zabytki i obiekty sakralne, nierzadko wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, znajdują się również w innych częściach wyspy… Ciekawe jest zwłaszcza wschodnie wybrzeże, gdzie nie dotarły jeszcze komercja i przemysł turystyczny. W takich miejscowościach jak Trou d'Eau Douce, Poste Lafayette, Roches Noires, Belle Mare czy - w największym z nich - Mahébourgu, ludzie pracują jakby poza czasem. Mężczyźni wypływają o świcie w morze, kobiety naprawiają sieci lub sprzedają na targach to, co z wody wyciągną ich mężowie. Na płaskowyżu, w centralnej części wyspy, Maurytyjczycy, jakby od niechcenia, uprawiają trzcinę cukrową, tytoń, herbatę, kukurydzę i banany. A w maleńkich gorzelniach produkują najlepszy ponoć rum na świecie.
Wyspa oferuje bardzo zróżnicowaną bazę turystyczną – od niedrogich, kosztujących zaledwie 30 euro za noc pensjonatów, po hotele o najwyższym standardzie. Przy wielu z nich działają najlepsze 18-dołkowe pola golfowe nad Oceanem Indyjskim. Najsłynniejsze z nich to Le Touessrok, Legend Belle Mare Plage, Anahita, Paradis i Tamarina. Mauritius jest także mekką dla pasjonatów tenisa. W wielu ośrodkach prócz znakomitych trawiastych kortów, do dyspozycji są także SPA i profesjonalne szkoły nurkowania.
Osobną atrakcją Mauritiusa jest wyrazista kuchnia. Swoją wyjątkowość zawdzięcza kolonialnej przeszłości wyspy… Jako pierwsi pojawili się tutaj Portugalczycy. Później przybyli Holendrzy, którzy wybili i zjedli wszystkie ptaki dodo. Następni byli Francuzi, Brytyjczycy i - sprowadzeni przez nich do pracy - Hindusi. I to właśnie ci ostatni stworzyli kuchnię kreolską, która łączy smaki europejskie z afrykańskimi i hinduskami.
Na Mauritius na pewno warto polecieć. Trzeba mieć jednak świadomość, że ktoś kto raz, chociaż na krótko, odwiedził ta wyspę, zapragnie tam powrócić. Najlepiej na zawsze…
