Pomysł na książkę sprawdził się już w literaturze popularnej niejeden raz. Do komisariatu, z którego usunięto policjantów handlujących narkotykami (nota bene, by ratować życie i zdrowie rodzin) z całego Neapolu trafiają policjanci nielubiani przez szefów. Aktywna lesbijka, dziewczyna sięgająca zbyt szybko po broń, gliniarz, który zatłukł przesłuchiwanego, czy protegowany szefów, jeżdżący autem jak wariat. Jeśli dowiedzą się, kto zatłukł żonę znanego notariusza i dziwkarza, mają szansę uratować placówkę w dzielnicy Pizzofalcone przed likwidacją. Jest jeszcze chory na raka policjant, który podejrzewa, że ktoś likwiduje starsze osoby, pozorując ich samobójstwa. I z taką likwidacją też będzie się musiał zmierzyć czytelnik. A rozwiązanie zagadki „likwidatora” to jedna z większych przyjemności lektury „Bękartów”, chyba nawet większa niż udowodnienie sobie, że wcześniej niż Lojacono rozpoznaliśmy sprawcę zabójstwa żony notariusza.
Świetnie zarysowane postaci policjantów, osób z krwi i kości, pełnych seksualnego pożądania, problem seksualnego wyzysku, bieda sąsiadująca z obrzydliwym bogactwem – Neapol, jaki opisuje Maurizio de Giovanni żyje i jest nad wyraz pociągający, mimo zbrodni i nieprawości.
