1 stycznia wchodzi w życie rozporządzenie ministra środowiska określające, jakich zwierząt nie można hodować prywatnie. W praktyce oznacza to ich konfiskatę.
Problem w tym, że przepisy nie precyzują, kto miałby takie zwierzęta odbierać. Straż miejska i warszawskie zoo są na to nieprzygotowane, a hodowcy, którzy rozmnażają i sprzedają groźne stwory, znaleźli sposób, jak obejść prawo.
Obowiązek konfiskaty zwierząt niebezpiecznych dla ludzi wszedł w życie w 2004 roku, gdy zaczęła obowiązywać ustawa o ochronie środowiska. W sierpniu 2005 r. wydano nawet w tej sprawie rozporządzenie. Ale ciągle przekładano datę jego wejścia w życie.
Hodowcy: To bez sensu, skoro brak rejestru zwierząt
Teraz ustalono, że stanie się to 1 stycznia 2009 r. Rozporządzenie zawiera listę zwierząt, których nie można trzymać w domach, rozmnażać i sprzedawać. Są na niej jadowite węże, takie jak pyton czy anakonda, żmije, skorpiony czy pająki. Znalazł się również na niej elektryczny węgorz, czyli ryba, która w swojej obronie razi prądem.
Przepisy powstały po to, by ukrócić ucieczki jadowitych zwierząt z mieszkań. Warszawski ekopatrol straży miejskiej bardzo często odławia egzotycznych uciekinierów i jeśli nie może znaleźć właściciela, odwozi ich do zoo. Ostatnio strażnicy wyjmowali z sedesu w ubikacji jednego z bloków węża zbożowego, który przywędrował z innego mieszkania. Tylko do sierpnia tego roku ekopatrol odłowił ponad 30 egzotycznych zwierząt. To tyle samo co przez cały ubiegły rok.
Kłopot w tym, że nikt tak na prawdę nie wie, ile niebezpiecznych zwierząt przebywa w mieszkaniach warszawiaków. Kto miałby się nimi zająć, jeśli zostaną skonfiskowane? Nie wiadomo. Ustawa precyzuje, że ten obowiązek mogą na siebie przejąć np. ogrody zoologiczne.
- To jest niewykonalne - komentuje Ewa Zbonikowska, rzeczniczka warszawskiego zoo. - Do przyjmowania takich skonfiskowanych podopiecznych powinna zostać powołana specjalna instytucja - dodaje.
Egzotyczne hodowle muszą najpierw trafić na obserwację, bo trzeba sprawdzić, czy osobniki nie są chore. W zoo mogłyby pozarażać inne zwierzęta.
Wygląda na to, że nowy przepis będzie martwy, a jego wprowadzenie w życie spowoduje więcej złego niż dobrego. Zanosi się na to, że w Warszawie powstanie szara strefa handlu egzotycznymi zwierzętami. Sklepy nie będą chciały ich oficjalnie sprzedawać w obawie przed kontrolą.
- Zacznie więc kwitnąć czarny rynek - mówi Marcin Gorazdowski z Polskiego Stowarzyszenia Terrarystów. Ustawa pozwala bowiem na hodowanie tych zwierząt w ogrodach zoologicznych, placówkach badawczych bądź cyrkach. Hodowcy prywatni już wiedzą, jak obejść niewygodne przepisy. - Wystarczy się zrzeszyć i utworzyć cyrk - twierdzi Gorazdowski.
Jest jeszcze inny problem. Warszawiacy, którzy trzymają w mieszkaniu np. tarantulę, nie zawiadomią straży miejskiej, gdy ta im ucieknie. - Będą się bali kary - uważa Gorazdowski. Ustawę ocenia jednoznacznie. - To bubel. A wystarczyło jedynie wprowadzić sensowny rejestr tych zwierząt - dodaje.