Spis treści
- Co zakłada nowelizacja?
- Źródła problemów: finansowe bolączki samorządów
- Edukacja domowa a "mafie oświatowe"
- Egzamin egzaminowi nierówny
- Edukacja domowa poza Chmurą
- Rykoszetem w rodziców
- Co zrobi Prezydent?
Kiedy do Sejmu trafił poselski projekt nowelizujący prawo oświatowe wprowadzający między innymi zmiany dotyczące tego obszaru, polityczna część polskiego Twittera zatrzęsła się z oburzenia:
„Ten projekt oznacza zniszczenie edukacji domowej w Polsce!”
- grzmiał w obszernym wątku Sławomir Mentzen, prezes partii KORWiN i członek Konfederacji.
„Od paru lat prowadzę edukację domową i nie mam problemów z treściami docierającymi do moich dzieci. Ale wy urzędasy chcecie mi utrudnić nauczanie w domu”
– wtórował mu jeden z oburzonych internautów.
Chociaż taka opcja zdobywania wykształcenia była w polskim prawie dopuszczalna od lat, lawinowy wzrost zainteresowania taką formułą nauki nastąpił w wyniku pandemii – rodzice, skonfrontowani z tym, jak wyglądała edukacja zdalna, zaczęli częściej szukać alternatyw dla możliwości, które oferowała w pandemii polska szkoła. Rynek zareagował błyskawicznie.
Co zakłada nowelizacja?
Z pomocą niezadowolonym rodzicom przyszły placówki, które nazywają się szkołami przyjaznymi edukacji domowej. Jedną z największych i najpopularniejszych jest Szkoła w Chmurze, która powstała trzy lata temu. Funkcjonuje między innymi w oparciu o platformę edukacyjną on-line. Choć zarejestrowana w Warszawie, gromadzi społeczność rozproszoną po całej Polsce.
Projekt nowelizacji prawa oświatowego nakłada na tę formę działalności i jej podobne pewne ograniczenia: zakłada między innymi powrót częściowej rejonizacji, znaczne skrócenie okresu, w którym rodzice dziecka mogą składać wnioski o przystąpienie do edukacji domowej i organizację egzaminów w formie stacjonarnej. Zmiany budzą poważne obawy w środowisku osób zaangażowanych w edukację domową.
Źródło problemów: finansowe bolączki samorządów
Jak wyjaśniają Mariusz i Joanna Dzieciątko, rodzice trójki dzieci wykształconych w systemie edukacji domowej i założyciele Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie, które od ponad 16 lat dialoguje na temat tego sposobu kształcenia z kolejnymi rządami, temat edukacji domowej powraca w legislacji przy każdej kolejnej kadencji każdego rządu. U podstaw problemu jak zwykle leżą finanse i problem budżetowania oświaty.
- W Polsce nie ma przepływu pieniędzy za uczniem
– wskazuje Mariusz Dzieciątko.
To tu upatruje źródła pomysłów takich jak rejonizacja czy skrócenie terminu składania wniosków o edukację domową. Wyjaśnijmy: na ten moment z takim wnioskiem można wystąpić w dowolnym momencie roku. Jeśli w życie weszłyby zmiany proponowane przez posłów, okres ten uległby skróceniu i obejmował czas od 1 lipca do 21 września – po to, by szkoły zdążyły przepisowo do końca września wypełnić deklaracje co do liczby uczonych dzieci w Systemie Informacji Oświatowej. To gwarantuje im pieniądze na działalność w kolejnym roku kalendarzowym.
Ponieważ finansowanie szkół jest zadaniem własnym samorządów, to właśnie one muszą znaleźć pieniądze na pokrycie dotacji dla uczniów uczących się na danym terenie.
- Według słów ministra edukacji z jednego z wywiadów z problemem zgłosiła się do niego pani wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska ze stołecznego Ratusza. Jeśli chodzi o nowe przepisy, to tę inicjatywę zawdzięczamy warszawskiemu Ratuszowi
– mówi Mariusz Dzieciątko.
- Odsunięcie rejonizacji trzy lata temu spowodowało renesans edukacji domowej. To sprawiło, że można było się zapisać do dowolnej szkoły w Polsce – na przykład do naszej, w Warszawie. Brak rejonizacji przyspieszył decyzję osób, które chciały uczyć się poza szkołą
– zauważa Anna Bondarzewska ze Szkoły w Chmurze.
Spośród 30 tysięcy uczniów kształcących się w edukacji domowej, 10 tysięcy to właśnie uczniowie Szkoły w Chmurze.
Edukacja domowa a „mafie oświatowe”
W praktyce oznacza to, że samorząd miasta stołecznego Warszawy styka się z dużym problemem, by zaplanować wydatki na oświatę. Na konkretnego ucznia kształcącego się na terenie danego samorządu przeznaczona jest określona ilość pieniędzy. Duży napływ uczniów w ciągu roku szkolnego zaburza plany budżetowe związane z oświatą na dany rok, a władze lokalne muszą znaleźć dodatkowe środki na sfinansowanie nauki nowych uczniów. Zwrot kosztów poniesionych z tytułu sfinansowania dotacji na ucznia samorząd otrzyma od gminy, z której pochodzi nowy uczeń najwcześniej w przyszłym roku kalendarzowym. Do tego momentu „nowy” będzie obciążeniem dla budżetu samorządowego.
Ministerstwo dostrzegło ten problem, a wraz z nim kolejne, które umożliwiły – według słów szefa Ministerstwa Edukacji i Nauki - działalność „mafii oświatowych”. Chodziło o funkcjonowanie placówek, które pełnią rolę pomocniczą w procesie zdobywania wykształcenia na własną rękę, poza systemem – jak wspomniana Szkoła w Chmurze. Wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski, zapytany o „mafie oświatowe”, mówi że
w jego odczuciu ten jeden podmiot niszczy ideę edukacji domowej. Ocenia, że Szkoła w Chmurze stosuje metody nieuczciwej konkurencji, co wiąże się głównie z kwestiami egzaminacyjnymi.
Projekt zmian prawa w tym zakresie również znalazł się w poselskim projekcie nowelizacji prawa oświatowego, o którym jest tak głośno.
Egzamin egzaminowi nierówny
Zgodnie z planami reformy, egzaminy miałyby się odbywać wyłącznie w budynku szkoły, do której zapisane jest dziecko, a nie online, co było dotychczas możliwe.
- Reklamują się, że „u nas nie ma żadnego egzaminu”, a jeśli już będzie egzamin, to będziemy go robić w formie online, gdy we wszystkich innych szkołach prowadzących naukę w trybie edukacji domowej ten egzamin odbywał się w trybie stacjonarnym. Ta jedna wrzutka medialna spowodowała, że Szkoła w Chmurze ma tak naprawdę jedną trzecią rynku edukacji domowej w Polsce
– takie zarzuty wobec warszawskiej placówki formułuje wiceminister Rzymkowski.
Szkoła w Chmurze broni się, że wielu spośród jej uczniów wyróżnia się na plus. W ubiegłym roku jeden z jej absolwentów dostał się na medycynę, inni planują studia na najlepszych uczelniach zagranicznych. Co więcej, w tym roku Szkoła w Chmurze po raz pierwszy będzie w swojej placówce organizować matury.
Kolejna rzecz, która nie podoba się Ministerstwu Edukacji i Nauki, to wykorzystywanie pewnego rodzaju „nieszczelności” w systemie edukacji przez instytucje przyjazne edukacji domowej.
- Podręczniki, które obowiązują w szkołach, zawierają treści bardzo rozszerzone w stosunku do tego, jakie tak naprawdę są wymagania w prawie oświatowym na danym etapie edukacyjnym. Okazuje się, że to jest naprawdę niewiele w porównaniu z podręcznikiem
– mówi wprost Anna Bondarzewska ze Szkoły w Chmurze. Ponieważ Szkoła w Chmurze posiada status szkoły, uprawniona jest do przeprowadzania egzaminów klasyfikacyjnych przez zatrudnionych w niej nauczycieli, zgodnie z rozporządzeniem. To budzi wątpliwości Ministerstwa Edukacji i Nauki.
- Zasadniczy problem to brak obiektywizmu przy przeprowadzeniu tego egzaminu. Jeśli w całej Polsce organizujemy zawody w bieganiu na 100 metrów i w 99 procentach liczymy czas za pomocą zegarków cyfrowych, a w jednym używamy klepsydry, to nie dziwmy się, że ktoś jest tutaj faworyzowany lub dyskryminowany. Pewnego rodzaju zobiektywizowane mierniki muszą być wszędzie, bo dyplom i świadectwo, które dane dziecko uzyskuje, ma taki sam walor – nieważne, czy kończy szkołę podstawową we Wrocławiu czy w Suwałkach czy Szkołę w Chmurze. System pomiaru wyników musi być taki sam
– tłumaczy wiceminister Tomasz Rzymkowski.
Nowe przepisy postawią Szkołę w Chmurze przed nie lada problemem. Chociaż z puli egzaminacyjnej odpadają takie przedmioty jak WF, plastyka, muzyka czy technika, nadal pozostaje szereg przedmiotów, których zaliczenie będzie wymagało osobistego stawiennictwa w miejscu, gdzie zlokalizowana jest szkoła. Liczba egzaminów waha się w zależności od poziomu nauczania. W klasach 1 – 3 dziecko zdaje jeden egzamin. W czwartej klasie egzaminów jest sześć, w piątej i szóstej – po siedem, w siódmej klasie jest ich 10, a w ósmej – 12. Przy 10 tysiącach uczniów – a taką ich liczbę deklaruje Szkoła w Chmurze - ilość egzaminów do przeprowadzenia w obowiązkowej formule ustnej i pisemnej wymaga ogromnej pracy organizacyjnej i logistycznej.
Edukacja domowa poza Chmurą
Dariusza Jakóbka, dyrektora XXXIV Liceum Ogólnokształcącego im. Krzysztofa Kieślowskiego w Łodzi pytam, jak sobie radzą z egzaminami kwalifikacyjnymi osoby uczące się w procesie edukacji domowej w jego szkole, które przeprowadza powołana zgodnie z obowiązującym rozporządzeniem komisja?
- Zdawalność wynosi pół na pół. W naszym liceum mieliśmy cztery przypadki takiego nauczania domowego. Jeden z przypadków zakończył się stuprocentowym sukcesem – uczennica ucząca się w tym trybie zdała egzaminy bardzo dobrze, na czwórki i piątki. Inna z uczennic nie zdała egzaminów, nie dała rady z przedmiotami ścisłymi. Jeden chłopiec w momencie, kiedy ukończył 18 lat, odpuścił naukę – zabrał papiery i wyszedł ze szkoły. Miał swój biznes, dosyć dochodowy i swój pomysł na życie. Nie mógł bywać w szkole w godzinach, w których odbywały się zajęcia, a rodzice się nie wtrącali i aprobowali to. Inna z uczennic po dwóch miesiącach wróciła do nauki stacjonarnej
– wylicza Dariusz Jakóbek. Nadmienia również, że zainteresowanie tą formą nauki jest w jego szkole marginalne. Jak podejrzewa, wynika to z niskiej świadomości zarówno rodziców jak i uczniów co do tego, na czym polega kształcenie w tym trybie.
- Rodzicom wydaje się, że to będzie jak na nauce zdalnej. Tyle, że to nie tak – prostuje Jakóbek.
- Edukacja domowa zakłada przede wszystkim to, że ten uczeń sam, samodzielnie będzie się uczył. To też jest dla uczniów nadzwyczaj zmobilizowanych i zdyscyplinowanych. Podziwiam tych uczniów. Sam bym się na pewno na coś takiego nie zdecydował
– przyznaje z rozbrajającą szczerością wiceminister Rzymkowski.
Rykoszetem w rodziców
Na Twitterze oraz w grupach na Facebooku zrzeszających rodziców kształcących swoje dzieci w edukacji domowej projekt nowelizacji spowodował duże niezadowolenie. Zastrzeżenia budzą przede wszystkim przepisy dotyczące tego, by egzamin odbywał się w formie stacjonarnej. Jedna z matek z grupy facebookowej poświęconej samodzielnemu kształceniu dzieci pisze tak: „Nowelizacja ustawy bardzo nam utrudni życie, ponieważ niestety należymy do grupy wykluczonej komunikacyjnie (każdy wyjazd do naszej szkoły to około 80 zł, a tych wyjazdów rocznie się zrobi siedem za chwilę). Musimy jechać ponad godzinę pociągiem i kolejne pół godziny przebijać się przez Warszawę tylko po to, by zdać dokładnie taki sam egzamin, jaki dotychczas zdajemy w domu (będziemy musieli zabrać nasz komputer). To absurd. Dwa lata zdawaliśmy egzaminy stacjonarnie i to było duże utrudnienie, ale wtedy egzaminów było mniej. Od czwartej klasy robi się tego bardzo dużo”.
Joanna Dzieciątko zwraca też uwagę na to, że egzaminy przeprowadzane przez nauczycieli pracujących w szkołach systemowych nie zawsze uwzględniają specyfikę nauczania domowego.
- Nauczyciel systemowy egzaminuje w sposób bardzo encyklopedyczny. Egzaminator z doświadczeniem w edukacji domowej ma wyrobione pewne pedagogiczne podejście do dziecka, które uczy się w domu. Potrafi z nim rozmawiać w taki sposób, żeby sprawdzić czy dziecko opanowało podstawę programową i czy faktycznie uczyło się. To nie jest równoznaczne z tym, że musi znać każdy pojedynczy szczegół czy każdą datę z podręcznika
– zauważa Joanna Dzieciątko.
Zmartwieniem rodziców jest również skrócony termin składania wniosków o przystąpienie do edukacji domowej. To istotne ograniczenie, które nie obowiązuje w przypadku przenosin do innej szkoły w tradycyjnym systemie kształcenia. Nadto rodzice zgłaszają, że niekiedy ich dzieci w szkole po prostu się nie odnajdują. Przepis uderzy również w nich. Anna Bonadrzewska ze Szkoły w Chmurze potwierdza tę obserwację:
- Czuję, że niejednokrotnie byliśmy taką ostatnią deską ratunku dla uczniów po próbach samobójczych ze względu na dręczenie lub przychodzących z innymi poważnymi problemami
– mówi.
Swoją refleksją dzieli się również Mariusz Dzieciątko. - W szkole pojawia się też „przyklejanie łatek” na samym początku. Nasz syn Mateusz w zerówce jeszcze nie był gotowy na czytanie. Szło mu to wtedy gorzej niż jego rówieśnikom. W szkole dostałby odpowiednią etykietkę i pewnie z tą etykietką już by szedł przez cały proces edukacji. A dzięki temu, że był w domu, nie dostał etykietki, to rozwinął się super – wyjaśnia prezes Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie.
Co zrobi Prezydent?
Przypomnijmy: w marcu tego roku prezydent zawetował już nowelizację prawa oświatowego. W odrzuconym projekcie wątpliwości dotyczyły jednak przede wszystkim zapisów związanych przede wszystkim z wpuszczaniem do szkół organizacji pozarządowych z ich działalnością edukacyjną – zgodnie z treścią uzasadnienia, zawetowana nowelizacja nie wzmacniała w sposób wystarczający roli rodziców w procesie decydowania.
Prezydent Rzeczypospolitej podpisuje ustawę w ciągu 21 dni od dnia przedstawienia i zarządza jej ogłoszenie w Dzienniku Ustaw.

dś