Spis treści
Brak zadań domowych w polskich szkołach. Nauczyciele mogą zadawać?
Już w styczniu tego roku premier Donald Tusk zapowiadał, że od kwietnia będą obowiązywały nowe zasady dotyczące prac domowych. I tak się stało. W klasach 1-3 nie ma ich wcale (z wyjątkiem ćwiczeń usprawniających motorykę małą), a w klasach 4-8 są tylko dla chętnych i bez oceniania. W marcu ministra Edukacji Narodowej Barbara Nowacka podpisała rozporządzenie.
- Dzięki temu rozwiązaniu uczniowie będą mieli więcej czasu na utrwalanie wiedzy, przygotowanie się do sprawdzianów, czytanie książek, a także, co bardzo ważne, realizowanie swoich pasji i odpoczynek - tłumaczyła swoją decyzję szefowa resortu.
Nowe przepisy nie oznaczają jednak całkowitego zniesienia nauki w domu, czyli nauki czytania w przypadku najmłodszych, czytania lektur, przyswajania określonych treści, słówek z języków obcych czy powtarzania materiału do sprawdzianów i kartkówek. Mimo wszystko rozporządzenie wprowadziło wiele zamieszania. Na początku października Nowacka w programie "Gość Radia ZET", ponownie wyjaśniała, że reforma nie oznacza całkowitego zaniechania prac domowych, a zmianę podejścia do nich.
- Nauczyciele mogą zadać pracę domową, ale nie jest ona obowiązkowa i nie jest oceniana. Jeśli dziecko wraca po 8 godzinach pracy w szkole i ma jeszcze 3 godziny pracy w domu ze stresem, że to będzie ocenione, to też nie jest działanie na rzecz jego dobrostanu - podkreśliła.
Pół roku bez zadawania. Co się zmieniło?
W szkołach prywatnych od dawna nie zadaje się typowych zadań domowych. A gdy już się to robi, jest w tym konkretny cel.
- Często zadajemy, ale w taki sposób, żeby to było rozwijające dla uczniów. Nie na ocenę, a po to, żeby coś przećwiczyć - opowiada Robert Górniak, nauczyciel i wicedyrektor w prywatnej szkole w Sosnowcu, prowadzi stronę na Facebooku "Dealerzy Wiedzy".
Ekspert podkreśla, że brak zadawania prac domowych sprawdza się, pod warunkiem, że dzieci mają możliwość i okazję wyniesienia jak najwięcej podczas lekcji. Jeśli ten czas jest spożytkowany tak jak trzeba, to nie wymaga to jeszcze żmudnego ćwiczenia w domu. Podkreśla również, że duża rola spoczywa na rodzicach jak i na samych dzieciach.
- Zakładamy, że proponujemy to i każde dziecko, które będzie chciało zrobi to, a jeśli nie zrobi - to nie poniesie za to konsekwencji w postaci negatywnej oceny. Odbije się to na takiej zasadzie, że nie będzie tak dobrze przygotowane do sprawdzianu. Ale to jest decyzja dziecka czy rodzica - dodaje Górniak.
Rodzice, którzy skontaktowali się z naszą redakcją, podkreślają, że brak zadań domowych wzmaga w ich dzieciach samodzielność. Niektórzy poświęcają w domu więcej czasu na naukę rzeczy, które są dla nich problematyczne. Podkreślają, że rzeczywiście - w tym procesie dużą rolę odgrywają rodzice i ich zaangażowanie. Zauważają również, że pociechy nie mają już tak wielu obowiązków.
Dyrektor: brak zadań domowych to głupota
- To jest głupota - mówi Marek Korbanek, dyrektor Zespołu Szkół nr 7 w Poznaniu. - Taka niepotrzebne demonstracja czegoś ze strony ministerstwa, a rodzice są niezadowoleni i chcieliby, żeby dzieci miały oceniane niektóre prace, które robią.
Beata Korbanek jest dyrektorką Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 5 w Poznaniu. Uczy ósme klasy języka polskiego. Jej zdaniem fakt, że nie może zadać pracy domowej, którą może ocenić, powoduje, że poświęca się całą lekcję, żeby wszystkie dzieci napisały rozprawkę czy opowiadanie. Jeśli nie zrobią tego na lekcji, to nie mają gdzie.
- Przy takim przedmiocie jak matematyka, gdzie nie mogą wyćwiczyć zadań, bo nie są do tego przymuszone, to brak zadań nie jest dobry. Rodzice często skarżą się na to, że jeżeli brakuje tego przymusu, to dzieci nie chcą ćwiczyć, nie słuchają rodziców w domu.
"Oceny uczniów w starszych klasach się pogorszyły"
Dyrektorka twierdzi, że wpłynęło to destrukcyjnie na uczniów, szczególnie tych w starszych klasach - oceny się pogorszyły. Uważa też, że nie była to dobra decyzja, gdyż to odbieranie kompetencji nauczycielom. Stawia to wszystkich belfrów w jednej linii - twierdząc, że zadają za dużo. Korbanek podkreśla, że nie jest to prawda.
- Dzieciom, które nie mają zbyt wielkiej motywacji i chęci do nauki, rzeczywiście przydałoby się, by mogły poćwiczyć. Bo nie jest tak, że są obciążone innymi obowiązkami - mówi Robert Górniak.
Wicedyrektor szkoły w Sosnowcu podkreśla, że całkowity zakaz lub brak jakichkolwiek konsekwencji może być niewygodny dla nauczyciela, który nie zadaje dzieciom, by je pokarać, tylko by poćwiczyły dany materiał.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]
Turystyczna Wielkopolska - powiat poznański:
