Fake newsy są dziś już nierozłączną częścią życia, nie tylko politycznego. Zdecydowanie najwięcej tego typu treści pojawia się w internecie, ale nierzadko są one również rozpowszechniane przez inne środki masowego przekazu, głównie telewizję. Nie trzeba jednak być regularnym obserwatorem życia politycznego, by raz na jakiś czas natknąć się na fake newsa.
W związku z trwającą właściwie od początku 2018 roku „prekampanią” wyborczą, oraz właściwą kampanią do wyborów samorządowych, która właśnie wystartowała, wśród największych politycznych fake newsów 2018 roku dominują te, związane z wyborami. A że najwięcej emocji wzbudzają wybory na prezydenta Warszawy, to są to fake newsy z obozu Rafała Trzaskowskiego albo Patryka Jakiego.
W ostatnim czasie nie brakowało jednak również fałszywek związanych z Jarosławem Kaczyńskim, czy Mateuszem Morawieckim. Oto nasz wybór największych fake newsów od 1 stycznia do 26 sierpnia 2018 roku.
1.Ukraiński prowokator sprzed pałacu prezydenckiego. Pod koniec lipca 2018 roku pod Pałacem Prezydenckim doszło do protestów przeciwko zmianom w sądownictwie, dokonanym przez Prawo i Sprawiedliwość. 26 lipca już po zakończeniu jednej z manifestacji, spora grupka protestujących zachowywała się agresywnie w stosunku do funkcjonariuszy policji - jeden z policjantów został m.in. potraktowany gazem pieprzowym. Szczególnie agresywny był mężczyzna, który energicznie wymachiwał rękami, krzyczał „ZOMO, ZOMO” oraz szarpał policjantów. Nagranie z jego udziałem obiegło wtedy sieć i stacje telewizyjne.
W internecie błyskawicznie rozpoczęły się poszukiwania agresywnego mężczyzny. Prawicowe konta na Twitterze szybko powiązały go z osobą Wiaczesława Skidana, ukraińskiego studenta i aktora, który występował w kilku programach TVP w roli statysty. Zasłynął m.in. ze zrobienia dziwnej miny podczas programu „Jaka to melodia?”. W ciągu kilku godzin w sieci zaczęły krążyć zestawione ze sobą zdjęcia Skidana i protestującego mężczyzny. Obie osoby były do siebie bardzo podobne, w związku z czym protestującego mężczyznę uznano wszem i wobec za Ukraińca. W efekcie z obu stron politycznej sceny pojawiły się zarzuty - zwolennicy rządu pisali, że Skidan jest ukraińskim prowokatorem (padały m.in. słowa o „pierwszym antypolskim ataku ze strony Ukrainy od czasów UPA”), natomiast zwolennicy opozycji przekonywali, że Skidan - z powodu powiązania z TVP - może być prowokatorem podstawionym przez Telewizję Publiczną.
Fake news żył długo, bo dopiero sześć dni po całym zdarzeniu Prokuratura Okręgowa w Warszawie wydała oświadczenie, w którym stwierdzono, że Wiaczesław Skidan nie brał udziału w manifestacji. Ukrainiec został przesłuchany w charakterze świadka w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Śródmieście-Północ, gdzie wykluczono jego obecność podczas protestu.
Ostatecznie na policję sam zgłosił się autentyczny protestujący spod Pałacu Prezydenckiego. Okazało się, że jest nim Michał Modlinger, student piątego roku wydziału operatorskiego łódzkiej szkoły filmowej oraz - jak szybko wyszukali internauci - wnuk stalinowskiego prokuratora.
- Mężczyzna usłyszał dwa zarzuty: użycia wobec dwóch funkcjonariuszy przemocy w postaci popychania i odpychania w celu zmuszenia ich do zaniechania czynności służbowej związanej z zabezpieczaniem zgromadzenia publicznego odbywającego się przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie, a także znieważenia ich słowami obelżywymi - poinformowała prokurator Izabela Dołgań-Szymańska w rozmowie z Gazeta.pl. Modlinger przeprosił za swoje zachowanie i nazwał je „nieodpowiednim”, choć - jak dodał - swojego protestu nie żałuje.
2. Zamknęli cały szpital dla prezesa PiS. Wiosną 2018 roku prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński trafił do szpitala, z powodu urazu kolana, którego nabawił się podczas górskiej wycieczki latem 2017 roku. Niezbędny był zabieg, a następnie długa i trudna hospitalizacja. Były premier był hospitalizowany w Wojskowym Instytucie Medycznym przy ul. Szaserów.
11 maja na terenie Instytutu miał miejsce alarm bombowy. Z tego powodu zamknięto wejście na teren ośrodka. Tymczasem politycy opozycji podali na Twitterze informację, że nowych pacjentów „odprawiono z kwitkiem”, ponieważ przy ul. Szaserów... przebywa Jarosław Kaczyński. To rzekomo obecność prezesa PiS miała być powodem, dla którego szpital nie chciał przyjmować nowych pacjentów - w trosce o dobre samopoczucie prezesa Kaczyńskiego.
„Jeśli prawdą jest, że zamknięto wejścia do szpitala przez Kaczyńskiego, to ostateczny dowód, że PiS nie ma żadnych hamulców i traktuje Polskę jak prywatny folwark…” - napisał na Twitterze Borys Budka, były minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL. Z trybu przypuszczającego zrezygnował natomiast poseł PO Michał Szczerba.
„Niepojęte! Dyktatorek ma mieć komfort i spokój! Prywatne państwo, prywatny szpital Pacjenci i odwiedzający, którzy chcieli w piątek wejść na teren szpitala przy Szaserów byli odprawiani z kwitkiem. Zamknięto przed nimi bramy i furtki” - napisał.
Na fake newsy powielane przez posłów Platformy Obywatelskiej zareagował sam Wojskowy Instytut Medyczny. „Służby prowadzą działania sprawdzające na terenie szpitala po anonimowym telefonie o podłożeniu ładunku niebezpiecznego” - napisano w oświadczeniu. Wkrótce potem służby antyterrorystyczne zakończyły sprawdzanie ośrodka, po czym został on ponownie otwarty.
„Debil który dwukrotnie zgłaszał policji fałszywy alarm bombowy być może był inspirowany takim barbarzyńskim hejtem jaki jest kierowany pod adresem PJK przez polityków opozycji i dziennikarzy. W parę minut po zgłoszeniu alarmu pod szpitalem pojawił się wóz transmisyjny jedne ze stacji tv. Jak wam nie wstyd!” - napisał na Twitterze Joachim Brudziński, szef MSWiA.
3. Trzaskowski nie jest ekspertem od lotnisk. Kolejnego fake newsa jako pierwsi opisaliśmy na łamach internetowego portalu „Polska The Times”. „PiS zlikwiduje lotnisko na Okęciu, co oznacza degradację Warszawy, która będzie jedyną europejską stolicą bez lotniska” - planszę z takim wpisem zamieścił w piątek 11 maja tego roku Rafał Trzaskowski na swoim Twitterze. Była to ewidentna manipulacja, ponieważ przynajmniej kilka stolic w Europie nie posiada lotniska w swoich granicach.
W maju Sejm przyjął specustawę, dzięki której możliwe będzie rozpoczęcie budowy nowego lotniska międzykontynentalnego - Centralnego Portu Komunikacyjnego. Projekt zakłada, że lotnisko zostanie wybudowane przy autostradzie A2 w Stanisławowie, w gminie Baranów, niedaleko Grodziska Mazowieckiego. CPK będzie więc oddalony od Warszawy o około 40 kilometrów. „PiS zlikwiduje lotnisko na Okęciu, co oznacza degradację Warszawy, która będzie jedyną europejską stolicą bez lotniska” - planszę o takiej treści zamieścił na Twitterze Rafał Trzaskowski, podpisując ją swoim imieniem i nazwiskiem. Na planszy wypisano też kilka innych argumentów przeciw budowie CPK (m.in. likwidacja tysięcy miejsc pracy dla warszawiaków oraz zmarnowanie milionowych inwestycji w infrastrukturę), jednak twierdzenie, że Warszawa byłaby jedyną stolicą w Europie bez lotniska, jest nieprawdą.
Wystarczy pięć minut internetowego reaserchu, by znaleźć przynajmniej pięć stolic, które nie posiadają lotniska, a znajdują się w Europie. Co więcej, w przypadku jednej z nich - Oslo - najbliższe lotnisko jest położone 48 kilometrów poza granicami miasta, czyli o osiem kilometrów dalej, niż Centralny Port Komunikacyjny (jeśli powstanie). Inne stolice to choćby Lublana (26 km do najbliższego lotniska), Skopje (20 km), Belgrad (18 km), czy Zagrzeb (17 km). Inną nieprawdą było zamieszczone na planszy stwierdzenie, iż warszawiacy będą mieli „niemal 100 kilometrów do najbliższego dużego portu lotniczego”.
4. Okęcie będzie lotniskiem im. Kaczyńskiego? A skoro o lotniskach mowa, to kolejny fake news jest związany z portem lotniczym na warszawskim Okęciu. W lutym tego roku portal Superekspress.pl podał informację, że lotnisko im. Fryderyka Chopina zmieni nazwę na lotnisko im. Lecha Kaczyńskiego.
„Już w marcu Urząd Lotnictwa Cywilnego ma zarejestrować nową nazwę dla warszawskiego Okęcia - nazwa ‘Lotnisko Chopina’ zostanie zmieniona na ‘Port Lotniczy im. Lecha Kaczyńskiego’” - podał Superekspress.pl. Informację podchwycili natychmiast politycy opozycji, m.in. Ryszard Petru, który skrytykował ten pomysł. Z kolei poseł PiS Jacek Sasin stwierdził, że jemu taka zmiana by się podobała.
Ostatecznie okazało się, że artykuł od początku był fake newsem, ponieważ na samym końcu tekstu umieszczono dopisek: „Superekspress.pl to portal nietuzinkowy, który podaje wiadomości, których nie ma nich inny. Piszemy o tym co nigdy nie miało miejsca i zawsze puszczamy wodze fantazji”.
Informację zdementował też rzecznik prasowy Lotniska Chopina, co zakończyło żywot fake newsa.
5. Morawiecki negocjował wejście do UE? - Ja sam negocjowałem przystąpienie do Unii Europejskiej 20 lat temu. I wiem, jak w UE negocjuje się najlepsze transakcje - powiedział premier Mateusz Morawiecki podczas spotkania z mieszkańcami Sandomierza w niedzielę 19 sierpnia. Na słowa szefa Rady Ministrów zareagował były premier Leszek Miller: „Nic Pan nie negocjował. Proszę choć poczekać do czasu, kiedy umrę” - napisał na Twitterze.
Opozycja błyskawicznie zarzuciła premierowi megalomanię, fałszerstwo, a często pojawiały się nawet teorie o „rozstaniu z rozumem”. W sieci jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać memy, na których prezentowano Mateusza Morawieckiego odkrywającego Amerykę, zdobywającego Mount Everest, albo stawiającego stopę na Księżycu, jako pierwszy człowiek w historii.
Okazało się jednak, że stwierdzenie Morawieckiego nie było do końca pozbawione podstaw.
- Kiedy ja byłem ministrem ds. europejskich w rządzie Jerzego Buzka oraz przewodniczącym Komitetu Integracji Europejskiej, zaprosiłem młodego wrocławianina po studiach w Hamburgu, Mateusza Morawieckiego, władającego świetnie językiem angielskim i niemieckim, do pracy w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. Był tam zatrudniony jako wicedyrektor departamentu negocjacji akcesyjnych. A więc był w samym centrum tychże prac negocjacyjnych. Odmawianie mu jego udziału w tym procesie jest czymś żenującym - powiedział w rozmowie z „Polską The Times” Ryszard Czarnecki, europoseł PiS.
Trzeba jednak zaznaczyć, że Morawiecki pracował w UKIE w 1998 roku, kiedy trwały prace nad przygotowaniami do negocjacji. Faktyczne negocjacje ruszyły, kiedy Morawieckiego w UKIE już nie było.
6. Transport dedykowany dla powstańców. Podczas konferencji prasowej przed obchodami wybuchu Powstania Warszawskiego Patryk Jaki złożył obietnicę, że gdy zostanie prezydentem stolicy, powstańcy będą mieli dostęp do indywidualnej, dedykowanej i darmowej komunikacji miejskiej. Za jego plecami wisiał wtedy baner z napisem „transport dedykowany - specjalny”.
Tymczasem sztab Rafała Trzaskowskiego stwierdził, że Patryk Jaki obiecuje powstańcom darmowe bilety komunikacji miejskiej, a przecież w Warszawie powstańcy i wszyscy seniorzy po 70 roku życia mają zapewnioną darmową komunikację miejską. Jest to jawny fake news, ponieważ Patryk Jaki zaproponował transport „dedykowany”, co oznacza indywidualne podwożenie powstańców do szpitali i urzędów. Kandydat Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Warszawy zapowiedział, że jeśli Trzaskowski nie sprostuje swojego fake newsa, to obaj kandydaci spotkają się w sądzie. Dalszego ciągu sprawy jak na razie nie znamy.
7. Patryk Jaki przeciwko Legii Warszawa. 6 sierpnia po internecie zaczął krążyć sensacyjny news. Oto bowiem nieznany internauta odkopał tweet Patryka Jakiego z 17 września 2011 roku, w którym kandydat na prezydenta stolicy napisał: „Byłem na meczu Odry Opole. Cały stadion krzyczał: Legia to stara k****”.
Wpis natychmiast podały dalej osoby związane z opozycją. Tomasz Lis okrasił go swoim komentarzem: „Pan Patryk, zanim się zorientował, że jest kibicem Legii”. Tweeta polubiło wielu polityków Platformy Obywatelskiej.
Tymczasem wpis okazał się fałszywką, a cała sprawa - fake newsem. Pierwszym symptomem, że coś jest nie tak, był niebieski znacznik obok nazwy profilu Patryka Jakiego, który na Twitterze oznacza, że konto zostało zweryfikowane przez Twittera.
Tymczasem prawdziwy Patryk Jaki nie posiada takiego znaczka na swoim profilu. Wpis został sporządzony w jednym z powszechnie dostępnych w internecie darmowych programów do generowania tweetów.
8. Jacek Sasin nie jest ekspertem od konstytucji. Jacek Sasin jest co prawda sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz przewodniczącym Komitetu Stałego Rady Ministrów, ale na konstytucji zna się raczej przeciętnie. Dowód? Jego wypowiedź z 27 czerwca, kiedy w Radiu Zet Sasin oświadczył, że w Polsce zapisów konstytucji nie stosuje się wprost, czyli bezpośrednio.
- W każdym demokratycznym państwie jest taki system, że konstytucja jest uszczegóławiana poszczególnymi ustawami. Nie ma praktyki stosowania wprost zapisów konstytucji - stwierdził.
Tymczasem w ósmym artykule konstytucji można przeczytać, że: „Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej. Przepisy Konstytucji stosuje się bezpośrednio, chyba że Konstytucja stanowi inaczej”. Słowa Sasina są więc oczywistym fałszem.
9. Jaki - Kandidát na primátora Varšavy. Na początku prekampanii wyborczej Patryk Jaki mocno podkreślał, że chociaż dzieciństwo i młodość spędził w Opolu, to jednak przez osiem lat mieszkania w stolicy bardzo dobrze ją poznał.
W spocie, w którym Jaki zapowiadał Warszawę wolną i przyjazną dla wszystkich, użyto jednak ujęć nie warszawskiej Pragi, a Pragi… czeskiej.
„Nie można dzielić warszawiaków. Nie ma znaczenia, skąd pochodzisz. Warszawa jest miastem otwartym dla wszystkich. Prezydent Warszawy nie może nikogo wykluczać. Chcemy wolnej i przyjaznej dla wszystkich stolicy” - napisał Jaki, publikując wideo.
Internauci szybko zauważyli, że w 26. minucie materiału pojawia się most Barrandovski nad Wełtawą. Dodatkowo kompromitujący jest fakt, że po bliższym przyjrzeniu się ujęciu, widać na nim banery z napisami w języku czeskim.
10. Kaczyński doklejony do zdjęć? Tradycją w ostatnich latach stały się sierpniowe wycieczki prezesa Jarosława Kaczyńskiego i Joachima Brudzińskiego (obecnie ministra spraw wewnętrznych i administracji) w góry. Podczas ubiegłorocznego wypadu, Kaczyński nabawił się kontuzji kolana, przez którą musiał przejść zabieg i rehabilitację. To właśnie ta kontuzja sprawiła, że prezes PiS znalazł się w szpitalu, w którym miał miejsce wspomniany alarm bombowy. Nie przeszkodziło mu to jednak w tegorocznej wycieczce.
19 sierpnia Brudziński wrzucił na Twittera zdjęcie Kaczyńskiego na tle gór w Beskidzie Sądeckim. Niektórzy internauci stwierdzili jednak, że zdjęcie jest sfabrykowane, ponieważ doklejono do niego postać prezesa PiS. W odpowiedzi szef MSWiA opublikował kolejne zdjęcie z Kaczyńskim.
Poseł Platformy Obywatelskiej Michał Szczerba zauważył jednak, że w identycznym stroju Kaczyńskiego sfotografowano… dwa lata wcześniej podczas wakacji. „Prezes bardzo lubi tę niebieską koszulę, ciemną kamizelkę i szare spodnie. W tym komplecie był już na wakacjach w 2016” - napisał Szczerba. Temat podchwyciły portale przychylne opozycji, a teoria o fotomontażu obiegła sieć.
„To mówicie, że Szczerba potoshopem teraz się fascynuje” - odpisał Brudziński, publikując kilka kolejnych zdjęć prezesa Jarosława Kaczyńskiego. W komentarzach dodał, że teza o fałszywkach jest wyssana z palca.
POLECAMY: