Hipermarket w Przemyślu, przy drodze wylotowej w kierunku polsko-ukraińskiego przejścia granicznego w Medyce. Zwykle ponad połowa samochodów na przysklepowym parkingu należała do Ukraińców. Do tego dochodziły autobusy, ich pasażerowie zatrzymywali się, aby tutaj zrobić zakupy spożywcze, zazwyczaj spore, przed powrotem do swojego kraju. Obecnie samochodów jest niewiele, tylko z przemyskimi rejestracjami.
- To zaledwie pierwszy miesiąc ograniczeń, a już są problemy. Zaledwie kilku klientów w sklepie. Nawet przy obecnych ograniczeniach (trzy osoby na jedną kasę-przyp. red) i tak jest o wiele mniej, niż może być. Porównując sytuację do czasów sprzed koronawirusa to mamy prawdziwe pustki. Pójdziemy z torbami
— złorzeczy pracownik sklepu.
Wspieramy Lokalny Biznes!
Przez kilka ostatnich lat Ukraińcy stawali się coraz istotniejszych źródłem przychodów sklepów, zwłaszcza tych w przygranicznych miejscowościach. Ogólnie najwięcej w Polsce wydają podróżni z Niemiec. W czwartym kwartale 2019 r. łącznie ponad 17 mld zł, a Ukraińcy 7,7 mld złotych. Jednak w przeliczeniu na jednego podróżnego liderami w ostatnim kwartale ub. roku byli Ukraińcy. Statystycznie jeden podróżny z tego kraju wydał u nas 766 złotych. Na drugim miejscu statystyczny podróżny z Niemiec, który został w Polsce 437 złotych. Po zamknięciu granic liczba podróżnych znacznie spadła, mogą wjeżdżać do nas tylko osoby legalnie pracujące. Skutkuje to znacznie mniejszymi wydatkami cudzoziemców, dokładne dane poznamy za kilka lub kilkanaście tygodni.
- Spowodowane koronawirusem zamknięcie granic wstrzymało migrację zarobkową. Do tej pory co miesiąc do Polski przejeżdżało ok. 160 tys. pracowników z Ukrainy. Jeżeli stan epidemiczny potrwa do czerwca, granic nie przekroczy nawet 480 tys. Ukraińców. Eksperci Personnel Service, firmy wyspecjalizowanej w zatrudnianiu osób z zagranicy, wskazują jednak, że obecnie zapotrzebowanie na pracowników, i to nie tylko ze Wschodu, zdecydowanie spadło.
- Opierając się na szacunkach związanych z liczbą aktywnych telefonów komórkowych użytkowanych w Polsce i obsługiwanych przez ukraińskich operatorów, można przyjąć, że przebywa u nas ok. 1,2 mln obywateli Ukrainy. Przyjmując, że przeciętny okres pobytu Ukraińców w naszym kraju trwa 6 miesięcy, tyle ile maksymalna długość pozwolenia na pracę, każdego tygodnia do nowej pracy w miejsce tych, którzy wyjeżdżają, przyjeżdżało nawet kilkadziesiąt tysięcy osób. Teraz ta rotacja jest w naturalny sposób wstrzymana – mówi Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service i ekspert ds. rynku pracy.
Jak zaznaczają eksperci Personnel Service, warto jednak pamiętać, że zapotrzebowanie na pracowników zdecydowanie spadło, a różne firmy deklarują konieczność redukcji zatrudnienia.
W przypadku wielu pracowników z Ukrainy, ich wiza wygasła w czasie obowiązywania w Polsce stanu epidemii. Dla takich osób Tarcza Antykryzysowa przewiduje przedłużenie terminu obowiązywania zezwolenia na pracę przez cały okres trwania stanu epidemicznego i 30 dni po jego zakończeniu.
- Złożyliśmy do władz państwowych postulat o automatyczne przedłużenie pozwoleń na pracę i cieszymy się, że został uwzględniony. Oczywiście nie jest to idealne rozwiązanie, żeby przedłużać te pozwolenia tylko na 30 dni po zakończeniu epidemii, ale teraz przynajmniej pracownicy z Ukrainy, którzy tego nie chcą, nie będą musieli w popłochu wyjeżdżać z Polski. Co więcej, osoby zatrudnione m.in. w logistyce, budowlance czy produkcji branży spożywczej, mogą nadal normalnie pracować i wspierać te przedsiębiorstwa, które starają się w tych trudnych warunkach funkcjonować – podsumowuje Inglot.
Spowodowane koronawirusem zamknięcie granic zatrzymało nie tylko ruch turystyczny, ale także migrację zarobkową. Ukraińcy, którzy chcieli przyjechać do Polski za pracą, muszą przełożyć te plany na przyszłość. To oznacza, że wiele firm zostanie bez rąk do pracy, bo na tę chwilę nie można liczyć na kolejnych pracowników zza wschodniej granicy.
Krystian Herba: Wirus pokrzyżował mi bicie rekordu
