Spis treści
Chociaż w poniedziałek protestować mają kierowcy Ubera i Bolta w całej Polsce, to trójmiejski strajk zyskał jak na razie największy rozgłos. Duży udział ma w tym ukraiński kierowca-influencer Serhii Mykhailiuk.
Mykhailiuk wykorzystuje swoje zasięgi, aby mobilizować kierowców jeżdżących pod szyldami Bolta i Ubera do przyłączenia się do akcji.
Kierowcom Bolta i Ubera nie opłaca się jeździć?
- Zobaczymy, jak zareagują obie firmy - mówi „Dziennikowi Bałtyckiemu” Mykhailiuk. - Bardzo boli wszystkich kierowców w Polsce to, że Bolt i Uber biorą za dużo pieniędzy do swoich kieszeni. To sprawia, że nie opłaca się nam w ogóle jeździć. Proszę, zapytaj następnym razem kierowcy, jak będziesz jechać Uberem czy Boltem, czy odpowiada mu stawka. 99 procent z nich odpowie, że nie - przekonuje.
Ta oddolna akcja zyskała sobie już w internecie wielu zwolenników. Komentarze pod postami w mediach społecznościowych są w przeważającej części pozytywne i wspierają kierowców w dążeniu do uczciwych warunków pracy. Co ciekawe, oddolne organizowanie strajków kierowców czy dostawców „z aplikacji” przeciwko globalnym gigantom nie jest nowe. Jeszcze trzy lata temu informowaliśmy o podobnej akcji wobec właścicieli aplikacji Glovo. W tym przypadku jednak - biorąc pod uwagę, że w kraju protesty te nadal są co jakiś czas organizowane - sytuacja nie uległa znaczącej zmianie.
Dzisiaj zamówienie przejazdu może być bardzo trudne
Może z pomocą influencera uda się zmienić politykę transportowych aplikacji, a protestującym potrzebny był tylko głośniejszy megafon? Tak czy inaczej, dzisiaj, 7 kwietnia, zamówienie przejazdu Uberem czy Boltem może być trudniejsze, a kto wie, czy nie jest to początek cyklicznej fali strajków.
- Po prostu nie będziemy pracować i tyle - mówi nam Mykhailiuk. - Nie będziemy blokować dróg czy utrudniać ruchu, po prostu nie będziemy jeździć. Zobaczymy, jak zareaguje Bolt i Uber, kiedy się okaże, że wszyscy chcą jechać do pracy, a nie mogą.
"Piwko nie można"
TikToker zyskał sławę w związku z groźną sytuacją, którą przeżył w swoim samochodzie. Do jego pojazdu wsiadło dwóch mężczyzn z alkoholem, którzy zachowywali się w agresywny sposób. Mykhailiuk zwrócił im uwagę, mówiąc „piwko nie można” i ryzykując konfrontację. Zajście zostało nagrane i rozpowszechnione w sieci, a słynny już tekst „piwko nie można” Ukrainiec wybrał jako swój pseudonim w mediach społecznościowych. Od tamtego czasu pozostaje aktywny w internecie, ale nadal pracuje jako kierowca.
Nic więc dziwnego, że kiedy przyszła pora na nagłośnienie problemów w tej branży, Mykhailiuk zdecydował się wykorzystać swoją popularność. Sprawa trapi kierowców w całej Polsce, ale to w Trójmieście ma być jeden z większych strajków, właśnie dzięki wpływom influencera. A czemu w ogóle strajkują?
- Nam się nie opłaca już w ogóle jeździć, bo wszystkie ceny rosną: jedzenie, mieszkanie, prąd, a stawki cały czas są obniżane. Teraz jesteśmy w takim momencie, że już nie opłaca się jeździć - mówi influencer.
Współpracownicy takich aplikacji jak Bolt czy Uber - jak deklarują - mają otrzymywać coraz mniej korzystne stawki, podczas gdy skutki inflacji nadal są odczuwalne.
- Zwykłe taryfy to 2,5 lub 3 zł za kilometr do ręki. Teraz mamy taryfę w wysokości 1,8 zł, co się zupełnie nam nie opłaca. My sami płacimy za siebie podatki, nikt za nas tego nie robi. Płacimy ZUS, PIT, dochodzą koszty utrzymania samochodu, paliwo... Za takie pieniądze nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Nie ma sensu pracować - wyjaśnia nam Mykhailiuk. - Korporacje biorą za dużo do kieszeni i w tym jest cały problem. Przykładowo, jeśli pan zamówi Ubera za 100 złotych, to kierowca otrzyma 50 złotych. Od tego trzeba jeszcze odliczyć podatki, paliwo i tak dalej. Więc zostaje nam 35 złotych. To nie jest normalne, że kierowca dostaje minimum.
Rozmowy z transportowymi korporacjami. Czy się odbędą?
Ten protest ma na celu także jeszcze jedno: rozpoczęcie dialogu z korporacjami. Kierowcy skarżą się, że nie ma kontaktu między nimi a pracodawcą, nie mówiąc już o jakiejkolwiek nici porozumienia.
- Jeśli wszyscy nie wyjdziemy do pracy w poniedziałek, Uber i Bolt stracą na tym ogromne pieniądze. Może wtedy zaczną z nami rozmawiać, bo jak na razie nie ma z nimi żadnego kontaktu. Nie szanują kierowców totalnie - żali się kierowca.
Mykhailiuk podkreśla, że chociaż jego twarz promuje strajk, to nie jest on organizatorem przedsięwzięcia: - Nie ma jednego organizatora. Chcemy coś zmienić, polepszyć swoją sytuację. W naszej grupie jest już około 400 osób - opowiada.
Odbiór akcji w sieci jest przytłaczająco pozytywny, chociaż zdarzają się odmienne głosy. Głównie ze strony kierowców tradycyjnych taksówek - niektórzy każą Mykhailiukowi wracać na Ukrainę.
- Jeżeli się nie opłaca, to w Ukrainie potrzebują Ubera i Bolta. Bez ZUS-u i skarbowego - napisał do nas jeden z nich.
O stanowisko poprosiliśmy firmy Bolt i Uber, ale do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
