Podpalił żonę! Dlaczego doszło do tragedii we wsi koło Łodzi?
Do tej tragedii doszło 3 maja. Gałków Duży to spokojna wieś między Łodzią a Koluszkami. Wiele osób nawet nie wie o tym co wydarzyło się w domu rodziny Ch. 52-letnią Katarzynę znali niemal wszyscy. Była krawcową, pochodziła z Brzezin. Do Gałkowa przeprowadziła się po ślubie z Waldkiem. 52-letni mężczyzna pochodził z tej wsi. Po ślubie zamieszkał z żoną w domu rodziców. Mieli spore gospodarstwo. Potem Kasia i Waldek przeprowadzili się do nowego domu. Wybudowano go na działce niedaleko rodziców mężczyzny.
Ch. to bardzo porządna rodzina – można usłyszeć w Gałkowie. - Mieli dwóch synów. Waldek był starszy. Rodzice chłopaków już nie żyją.
O Kasi i Waldku mówią różnie. Jedni twierdzą, że to ona prowokowała kłótnie, inni że on. Wiadomo, że czasem w ich domu dochodziło do awantur. Sąsiedzi jednak w ich sprawy się nie wtrącali.
Kasia była krawcową
Kasia pracowała najpierw w firmie krawieckiej. Potem założyła swój interes. Na podwórku ustawiła przyczepę i w niej szyła, dokonywała różnych przeróbek krawieckich. Ale po jakimś czasie interes zamknęła.
Nie ma klientów – tłumaczyła sąsiadom. - Nie wiem może do dzieci do Anglii wyjadę?
Ale z kraju nie wyjechała. Zaczęła pracować w otwartym w Gałkowie sklepie „Dino”. Chwaliła sobie tę pracę. Nie była ciężka. Kasia miała grupę inwalidzką, lekko utykała na nogę.
Waldek był kierowcą. Jeździły TIR-ami, ostatnio głównie do Holandii. Czasami nie było go w domu po dwa – trzy tygodnie. Kasia i Waldek mieli dwoje dzieci. Są już dorosłe, wykształcone.
Kłótnia w altance
3 maja po południu sąsiedzi Kasi i Waldka usłyszeli odgłosy awantury. Nie interweniowali. Takie kłótnie nie były nowością. Potem jednak zobaczyli jak pod dom Ch. zajeżdża najpierw karetka, a potem wozy policyjne.
Między Katarzyną i Waldemarem doszło do kolejnej awantury. Mężczyzna poszedł do altany w ogrodzie. Tam miała go znaleźć żona. On chciał być sam. Kontynuowali kłótnie. W jej trakcie Waldek chwycił zapełnioną w połowie plastykową butelkę w której była benzyna do kosiarki. Polał nią tułów żony i podpalił zapalniczką. Miał ją przy sobie, bo pali papierosy. Po chwili zorientował się co zrobił i zaczął gasić ogień.
Tragedia w Gałkowie Dużym. Nie chciał zabić żony
Kiedy na miejsce przyjechała policja Waldek próbował uciekać, ale szybko trafił w ręce policjantów.
- Nie chciałem jej zabić, to był impuls! - powtarzał.- Od pewnego czasu źle się między nami działo.
Katarzyna z poparzeniami obejmującymi ponad połowę ciała została przewieziona do szpitala w Siemianowicach Śląskich. Miała poparzone drogi oddechowe. Kiedy odjeżdżała z Gałkowa karetką była jeszcze przytomna. Potem wprowadzono ją w stan śpiączki farmakologicznej. Niestety obrażenia były tak duże, że kobieta zmarła 14 maja.
Grozi mu dożywocie
Waldemar Ch. po zatrzymaniu złożył wyjaśnienia. W chwili zdarzenia miał 1,2 promila alkoholu.
Mężczyzna narzekał, że jego małżonka ma despotyczny charakter i stara się narzucać mu swoje zdanie i poglądy - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi.- Dlatego dochodziło do sytuacji, że 50-latek wolał spędzać wolne chwile u sąsiadów niż w swoim domu.
Waldemar Ch. został tymczasowo aresztowano. Początkowo usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa. Po śmierci żony został zmieniony. Zarzut jest teraz bardzo poważny. Chodzi o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Mężczyźnie grozi dożywocie.
