Niechciany świadek zbrodni na Olewniku

Leszek Szymowski
Włodzimierz Olewnik przed komisją śledczą
Włodzimierz Olewnik przed komisją śledczą Marcin Obara/POLSKA
W sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika było więcej tajemniczych zgonów - twierdzi Stanisław K. - pruszkowski gangster, który ubiegał się o status świadka koronnego. K. wielokrotnie zwracał się do policjantów i prokuratorów z prośbą o zapewnienie mu ochrony i bezpieczeństwa.

Mówił też, że może być ważnym świadkiem w sprawie Krzysztofa Olewnika, bo uczestniczył w rozmowach osób, które zaplanowały zbrodnie, a potem sprowadzały śledztwo na fałszywe tory.

Prokuratorzy jednak nie wykazali zainteresowania tą ofertą. Co więcej: do dziś nawet go nie przesłuchali. "Polska" dotarła do człowieka, którego zeznania mogą przynieść przełom w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika.

- Zleceniodawcą porwania Krzysztofa był niedoszły wspólnik biznesowy Włodzimierza Olewnika - mówi Stanisław K. To on - zdaniem K. - nawiązał kontakt z rodziną Olewników w 2001 r., proponując im lukratywne kontrakty handlowe.

Kilkanaście tygodni przed uprowadzeniem Krzysztofa proponował jego ojcu zakup bankrutujących zakładów mięsnych. Gdy Włodzimierz Olewnik ostatecznie odmówił, jego niedoszły wspólnik miał zlecić porwanie Krzysztofa. Był to sposób na uzyskanie od rodziny Olewników pieniędzy na zakup zakładów mięsnych.

Skąd Stanisław K. czerpie tą wiedzę? - Pomysł ten konsultowany był z ludźmi Pruszkowa - mówi. Jego zdaniem niedoszły wspólnik Olewnika prosił ich o pomoc.

K. mówi, że w całej sprawie ważną rolę odegrał Jacek K. - przyjaciel i wspólnik biznesowy Krzysztofa. To właśnie on miał "wystawić" Krzysztofa gangsterom. Później, gdy syn biznesmena był w niewoli, Jacek K. miał kontaktować się z gangsterami i porywaczami.

To samo opowiedział śledczym Piotr Skwarski ps. Skwara - warszawski gangster, który uzyskał status świadka koronnego. "Skwara" podawał okoliczności kontaktów Jacka K. z gangsterami. Twierdził nawet, że jednego dnia widział wszystkich razem na dworcu w Warszawie.

Jacek K. konsekwentnie wypiera się jakichkolwiek związków ze sprawą. - Nie mam nic wspólnego z tą okrutną zbrodnią - mówi od samego początku. - A z gangsterami się kontaktowałem, bo chciałem pomóc Krzysztofowi.

Stanisław K. podaje również wiele innych, zastanawiających okoliczności. Jego zdaniem to właśnie gangsterzy z Pruszkowa skontaktowali zleceniodawcę zbrodni z Wojciechem Franiewskim - zawodowym kryminalistą, który szefował bandzie porywaczy.

To Franiewski osobiście pilnował Krzysztofa. W tym czasie miał się kontaktować z kolegami z Pruszkowa i ze zleceniodawcą całej zbrodni. - Jeżeli prokuratorzy mają billingi rozmów telefonicznych, to szybko potwierdzą, że mówię prawdę - zaręcza Stanisław K.
Według niego Franiewski został zlikwidowany, aby nie mógł podzielić się tą wiedzą ze śledczymi. Tak samo Sławomir Kościuk i Robert Pazik. - Póki żyli, istniało niebezpieczeństwo, że mogą zacząć sypać w zamian za złagodzenie kary - mówi nasz rozmówca.

Stanisław K. zwraca uwagę, że sprawę można było wyjaśnić przed 2006 r. Wówczas do prokuratury zgłosiły się dwie osoby, które chciały zeznawać: kolega Krzysztofa (opowiadał o jego związkach biznesowych) i pruszkowski gangster. Pierwszy zaginął po przesłuchaniu i nigdy nie został odnaleziony, drugi został zastrzelony, zanim spotkał się z prokuratorami. Oficjalnie zginął w wyniku mafijnych porachunków.

Stanisław K. wielokrotnie zabiegał o przesłuchanie, ale prokuratura lekceważyła go. Jego wersja brzmi bardzo wiarygodnie i w dużej części pokrywa się z tym, co dotychczas ustaliła sejmowa komisja śledcza badająca sprawę Olewnika.

W słowa Stanisława K. wierzy również Marcin Popowski - prywatny detektyw, który pomagał rodzinie Olewników. - To bardzo prawdopodobne - mówi Popowski. - Uprowadzenie Krzysztofa miało podłoże biznesowe i związane było z interesami, które prowadził jego ojciec. Nadzorujący śledztwo w sprawie zabójstwa Olewnika prokurator Zbigniew Niemczyk był wczoraj nieosiągalny.

Wróć na i.pl Portal i.pl