Było to 12 lipca. Rafał Mikołajczyk jechał rowerem przystosowanym do potrzeb osoby z czterokończynowym porażeniem ciała. - Całkowicie pusta, prosta droga, piękna pogoda, słoneczny dzień. O godz. 9 kończyłem trening, jechałem ok. 30 km/h, gdy z tyłu podjechał do mnie bardzo blisko samochód i zaczął trąbić – opowiadał nam w lipcu kolarz.
Wyprzedził go mercedes. Auto stanęło, wysiadł kierowca i zaczął krzyczeć, że kolarz nie powinien tędy jeździć i że jest niewidoczny. Mercedes stał na drodze w taki sposób, że trudno było go wyminąć. Gdy sportowiec podjechał do kierowcy, ten kopnął w tylne prawe koło roweru. Rafał Mikołajczyk razem z rowerem przekoziołkował i wpadł do rowu. Miał niegroźne obrażenia lewego łokcia, przedramienia i podudzia. Rower nie nie nadawał się do użytku.
Jest to – dodajmy – pojazd wyprodukowany na zamówienie. Specjalnie przystosowany do niepełnosprawności. Kosztował 70 tysięcy złotych. Prokuratura wyliczyła straty na przeszło 46 tysięcy. - Nie chcę mówić, że to zdarzenie pozbawiło mnie szans na wyższą lokatę niż siódma na mistrzostwach świata – mówi nam Rafał Mikołajczyk. Trenowałem i nadal trenuję oraz startowałem na rowerze pożyczonym.
Do przyszłorocznych startów musi jednak uzbierać na nowy rower. - Będę musiał poszukać sponsora, uruchomić zbiórkę – mówi nam wrocławski paraolimpijczyk. - Niektóre części będzie można odzyskać z uszkodzonego roweru. W maju czeka go start, który będzie ostatnią szansą by mógł się zakwalifikować na przyszłoroczną Paraolimpiadę w Tokio.
Oskarżony dziś Wojciech Ż. - syn wójta Żórawiny - na pierwszym przesłuchaniu częściowo przyznał się do zarzutu. Przekonywał, ze kopnął w rower po tym jak paraolimpijczyk go obraził. Na kolejnym przesłuchaniu nie przyznał się do przestępstwa i odmówił wyjaśnień. Grozi mu od 4,5 miesiąca do pięciu lat więzienia.
Zobacz też
Wrocław 25 lat temu. Pamiętasz jeszcze takie miasto?
