Prokuratura i sąd nie będą już zajmować się sprawą syna niewidomej poznanianki, który miał paść ofiarą błędu w sztuce lekarskiej. Bo doszło do jej przedawnienia. A to w dużej mierze efekt zaniedbań w poznańskiej prokuraturze, w której przed laty zniknęły akta tej sprawy.
Adwokat Andrzej Zielonacki, w imieniu niewidomej matki chłopca, złożył już skargę do trybunału w Strasburgu na działania instytucji państwa polskiego.
- Moja klientka nie miała możliwości wyjaśnienia sprawy na drodze karnej oraz cywilnej. W prokuraturze najpierw zniknęły akta, postępowanie długo prowadzono, a potem dwukrotnie je umorzono. Za drugim razem umorzenie było prawomocne i nastąpiło ostatniego dnia przed przedawnieniem. Uniemożliwiło to nam złożenie tzw. prywatnego aktu oskarżenia. Przedawnieniu uległo też roszczenie na drodze cywilnej. Jedyna możliwość, jaka pozostała, to właśnie złożenie skargi w trybunale w Strasburgu - podkreśla adw. Andrzej Zielonacki.
Pełnomocnik niewidomej kobiety dodaje, że skarga została przyjęta do rozpoznania przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Jeśli uzna on rację skarżących, państwo polskie będzie musiało wypłacić odszkodowanie. Trybunał nie ma może jednak nakazać wznowienia zakończonego postępowania.
- Na rozstrzygnięcie trybunału, jak wynika z mojego doświadczenie, przyjdzie poczekać kilka lat - zaznacza adw. Zielonacki.
O sprawie niewidomej poznanianki Barbary Klak pisaliśmy już w „Głosie Wielkopolskim”. W 2006 roku zawiadomiła prokuraturę, że lekarze z poznańskiego szpitala im. Degi źle zoperowali jej schorowanego syna. Przez rzekomy błąd lekarzy chłopiec miał jeszcze większe kłopoty z poruszaniem się.
Skargę niewidomej miała wyjaśnić prokurator Sz. z Prokuratury Rejonowej Poznań Wilda. Ale, jak wiele wskazuje, zgubiła akta sprawy. Zamiast zgłosić sprawę przełożonym, ukrywała swoje zaniedbania. Niewidomą zapewniała, że prowadzi postępowanie. Sprawę jej syna fikcyjnie włączyła do postępowania ws. wypadku drogowego. Jej przełożeni początkowo sądzili więc, że sprawa syna niewidomej jest prowadzona. Dlaczego prokurator Sz. ukrywała prawdę przed różnymi osobami?
Jej znajomi tłumaczyli ją bardzo trudną sytuacją rodzinną. W krótkim czasie zmarły dwie bliskie jej osoby, musiała zajmować się ciężko chorą córką, podobno nie wiedziała, jak rozwiązać kolejną, trudną dla niej sytuację związaną z zagubieniem akt.
Zaniedbania śledczej wyszły na jaw dopiero po kilku latach. Sprawę przeniesiono wówczas do Gorzowa Wlkp. Tamtejsza prokuratura uznała, że sprawę rzekomego błędu w sztuce trzeba umorzyć, bo lekarze z Poznania działali prawidłowo.
Natomiast w wątku dotyczącym działań prokurator Sz., śledczy z Gorzowa Wlkp. chcieli jej postawić zarzuty. Sąd uchylił jej immunitet, a śledczy wydali postanowienie o postawieniu jej zarzutu dotyczącego przekraczania uprawnień oraz tworzenia fałszywych dowodów. Jednak kilka miesięcy temu prokurator Sz. zmarła. Dlatego umorzono sprawę prowadzoną przeciwko niej.
- Badaliśmy również kwestię nadzoru nad działaniami pani prokurator Sz. Uznaliśmy, że nie było błędów w nadzorze oraz podstaw do stawiania komukolwiek zarzutów - mówi prokurator Dariusz Domarecki, rzecznik gorzowskiej Prokuratury Okręgowej.