Nto i TVP Opole ujawniają: Urzędnicy Wiśniewskiego płacą ludziom z „kancelarii LGBT" Rafała Trzaskowskiego za dokument pełny błędów

W piątek, 26 sierpnia, rada nadzorcza Wodociągów i Kanalizacji w Opolu ma zawiesić prezesa Ireneusza Jakiego na trzy miesiące. Nie może go odwołać, bo wnioskowi miasta sprzeciwiają się temu pozostali udziałowcy. Sprawa jest o tyle ciekawa, że prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski od miesięcy blokuje możliwość powołania swojego członka gminie Tarnów Opolski

- Wiśniewski i jego ludzie chcą uniemożliwić dostęp prezesa Jakiego do budynku, bo ten zaczął odkrywać dziwne decyzje i transakcje najbliższych współpracowników prezydenta. Dlatego szukają pretekstu do zawieszenia. I wymyślili sobie mobbing, którego przez prawie dekadę nie widzieli, mimo, że w spółce pracowała na kierowniczym stanowisku siostra prezydenta” - mówi nam osoba zorientowana w sprawie.

Ostatnie miesiące są bardzo złe dla tej kluczowej dla miasta spółki. Straciła ona 14 mln na kontrowersyjnym przetargu na prąd, który bada już prokuratura. Do tego inwestorzy zeszli z budowy oczyszczalni - jednej z kluczowych inwestycji ostatnich lat.

Na zlecenie rady nadzorczej WiK sprawą mobbingu zajęła się kancelaria Anny Mazurczak. Jest ona założycielką pierwszej w Polsce "specjalistycznej kancelarii LGBT" - jak nazywa ją środowisko prawnicze. Zajmuje się między innymi udzielaniem wsparcia prawnego parom tej samej płci, dyskryminacji przestępstw z nienawiści, sprawami osób transpłciowych czy bezpieczeństwa podatkowego par tej samej płci.

Mazurczak jest też członkiem zarządu Polskiego Towarzystwa Antydyskryminacyjnego. Instytucja ta jest finansowana jest m.in. z pieniędzy stołecznego ratusza i jego spółek, którym kieruje Rafał Trzaskowski. Co ciekawe, w mającym polityczne cele stowarzyszeniu Trzaskowskiego są zarówno prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski jaki i wiceprezes WiK Sebastian Paroń, czyli główne postacie awantury wokół tej ważnej miejskiej spółki.

Żeby dobrze zrozumieć tło problemu trzeba się cofnąć w czasie i przypomnieć kilka faktów. To właśnie prezydent Wiśniewski skierował do zarządu WiK dwoje swoich zaufanych ludzi - wspomnianego Sebastiana Paronia i Agnieszkę Maślak, wokół których pojawiły się później zarzuty o mobbing ze strony niektórych pracowników. Prezes Wodociągów i Kanalizacji Ireneusz Jaki w maju powołał komisję do wyjaśnienia wszystkich przypadków złego traktowania pracowników w spółce, w której pracuje łącznie ponad 300 osób.

W skład komisji weszli prawnicy pracujący w spółce od wielu lat, przedstawiciele załogi, ekspert zewnętrzny oraz przedstawiciel jednego z poszkodowanych i oskarżanych. Komisja wskazała możliwe nieuprawnione działania wiceprezesów Agnieszki Maślak i Sebastiana Paronia. Nie były to zresztą pierwsze zarzuty dotyczące kompetencji i wywiązywania się z obowiązków w stosunku do tych osób. Agnieszka Maślak przegrała już sprawa w sądzie z pracownikiem w poprzedniej pracy. A w kwietniu, prezes Ireneusz Jaki złożył do prokuratury doniesienie o możliwym popełnieniu przestępstwa przez swoich zastępców, którzy zorganizowali kontrowersyjny przetarg na dostawę prądu do WiK.

Portal nto.pl i TVP 3 Opole dotarły do raportu z pracy komisji Anny Mazurczak, którą wspierały prawniczki Karolina Kędziora i Maria Sankowska-Borman. Co w nim można przeczytać? Przede wszystkim to, że... trzeba odsunąć od pracy prezesa Ireneusza Jakiego. To główny wniosek i postulat napisany we wstępie podsumowania raportu. Jego autorzy formułując podsumowanie nie kryją się z tym, że dokument powstał pod konkretną tezę i zawarte w nim fakty, półprawdy a także - co bardzo prawdopodobne - nieprawdziwe informacje, mają służyć pozbycia się z firmy wieloletniego prezesa.

A jakie są fakty? Przede wszystkim przy opracowywaniu raportu zamiast możliwie największej liczby pracowników przesłuchano jedynie 9 osób na 300 pracujących w firmie osób, w tym wiceprezesów Agnieszkę Maślak i Sebastiana Paronia. Co łączy wszystkie dziewięć osób? To, że są skonfliktowane z zawieszonym prezesem i blisko współpracują z wyżej wymienionymi członkami zarządu. Autorzy raportu nie sprawdzili jakie motywacje mogą mieć takie osoby, a przynajmniej w dokumencie nie ma o tym słowa, w tym, że jedną z osób dyscyplinarne zwolnił Jaki, a inne odpowiadają zgłoszony przez niego przetarg do prokuratury. Więc mają silne motywacje, aby uderzać w Jakiego.

Prezesowi spółki zarzuca się między innymi, że wydawał polecenia pracownikom będąc na zwolnieniu chorobowym. To akurat dość proste do zweryfikowania oskarżenia, wystarczy skonfrontować daty i godziny połączeń, sms-ów oraz maili z terminem przebywania prezesa na L4. W raporcie nie ma słowa o tym, że choćby w jednym przypadku takowe nakładają się na siebie.

W raporcie napisano między innymi że prezes Ireneusz Jaki poniżał informatyka. Sęk w tym, że ten przygotował oświadczenie z którego wynika, że to nieprawda. A jeśli czuł się mobbingowany to przez obecnych wiceprezesów. Podobnie jest z zarzutami, wobec dwóch innych osób, które nie tylko zaprzeczają przytoczonym w „raporcie” ich rzekomym cytatom, ale nawet udowadniają, że tego dnia nie były w nawet w spółce. nto ma ich oświadczenia.

W opracowaniu postawiono tezę, że w spółce dochodziło do "dyskryminowania matek wracających z urlopów wychowawczych". Ale znów brak jakichkolwiek dowodów na to, że tak faktycznie było. Z dokumentów spółki wynika coś zupełnie innego - że wszystkie matki zawsze wracały na to samo lub równolegle stanowisko z takim samym wynagrodzeniem lub większym. Jedną z nich była siostra prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego.

W raporcie pojawiają się także tezy, że prezes Jaki bardzo źle zarządzał spółką. Znalazły się tam między innymi informacje o "dobrze opłacanych, niepotrzebnych stanowiskach w spółce”. Audytorska firma Sedlak&Sedlak badała (zresztą na zlecenie wiceprezesów Paronia i Maślak) te zagadnienia i potwierdziła, iż decyzje personalne jak i wynagrodzenia w spółce w żaden sposób nie odbiegały od innych branżowych spółkach.

- Ten dokument zawiera taką ilość błędów, że nie macie państwo miejsca w gazecie, aby to wszystko omówić. Mylone są daty, miejsca, osoby. Nie weryfikowano plotek w dokumentach dostępnych w spółce. Stąd np. teza, że nie podpisywałem dokumentów mimo, ze są ich setki. Wobec autorek raportu złożę wniosek o postępowanie dyscyplinarne i zawieszenie ich licencji prawniczych. Natomiast jeśli spółka potwierdzi i zapłaci za dokument z taką ilością błędów, to nie wykluczam kolejnego zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa niegospodarności. Spółka za moich czasów notowała rekordowe wyniki. Dziś wiem, że jest na granicy wypłacalności a oni dalej zajmują się głównie walką ze mną”.

Zadaliśmy pytanie przewodniczącej Rady Nadzorczej Anie Habzdzie - ile zapłacono z publicznych pieniędzy za dokument pełny błędów oraz dlaczego wydała pieniądze będącej w trudnej sytuacji spółki, kiedy sprawę domniemanego mobbingu badają Państwowa Inspekcja Pracy, prokuratura czy sądy?

Zapytaliśmy również dlaczego w raporcie jest z góry teza o rzekomym mobbingu prezesa, a nie badano tego samego w stosunku do pozostałych członków zarządu.

Chcemy się dowiedzieć także, dlaczego raport nie bierze pod uwagę ostatnich decyzji sądu, który ws. rzekomego mobbingu Jakiego orzeka o „sensacjach bez weryfikacji autentyczności”

Autorkom raportu wysłaliśmy pytania. Chcemy wiedzieć:

• - Ile otrzymały pieniędzy za sporządzenie raportu?
• - Dlaczego badając sprawę nie wzięły pod uwagę decyzji Sądu Okręgowego w Opolu i jego uzasadnienia, który dotyczy rzekomego mobbingu?
• - Dlaczego nie zweryfikowano dokumentów dotyczących mobbingu?
• - Dlaczego w przesłuchaniach pracowników spółki nie brał udział przedstawiciel oskarżanego? jak to powinno być w obiektywnej komisji?
• - Dlaczego nie badano znanych opinii publicznej oskarżeń wobec pozostałych członków zarządu, w tym tego, że wiceprezes WiK kazał pracownikom „skakać jak małpy”?

Do tematu będziemy wracać.