„Monitoring nie zarejestrował dziecka o wyglądzie zgodnym z rysopisem zaginionego. Chłopiec prawdopodobnie został wciągnięty do samochodu. Psy szybko straciły trop. Już na ulicy obok nie podejmowały żadnego działania. Być może stamtąd odjechał porywacz. W tamtym miejscu tak dużo ludzi zabiera dzieci do auta, że nikt na to nie zwrócił uwagi.
Na jednym z filmików w Internecie jakaś kobieta, matka innego dziecka, powiedziała, że podobno Krzyś niezauważenie opuścił teren przedszkola, a opiekunki zorientowały się dopiero kwadrans po tym zdarzeniu. Inny świadek sugerował, że chłopiec musiał znać porywacza, inaczej by do niego nie wyszedł. W głównych wiadomościach pokazano Szymona, jak zwraca się bezpośrednio do kidnaperów, by oddali mu dziecko. Gotów jest zapłacić każde pieniądze, czeka na informację z okupem, obiecuje pełną współpracę, bez udziału policji. „Wszystko zostanie między nami, obiecuję” - deklarował, patrząc w kamerę. Był wyraźnie roztrzęsiony. Wanda już wiedziała, co zaraz nastąpi. I nie myliła się.
- Czekałyśmy na twój telefon. - Lechicka mówiła szeptem, by nie obudzić wspólniczki.
- Dlaczego Anka nie odbiera? - Kinia była wyraźnie pobudzona. Słychać było, jak wydmuchuje dym.
- W tej chwili ma spotkanie - skłamała hakerka z taką łatwością, że jej odpowiedź nie wzbudziła podejrzeń. Przecież nie przyzna, że włączyła jej „tryb samolotowy”. Anna długo nie mogła dojść do siebie, wymioty i potworny ból głowy nie pozwalały jej zasnąć. Teraz nie chciała jej obudzić. Po prostu. - Ale ja jestem na posterunku - dodała. - Co się dzieje?
- Nie oglądacie telewizji? - Kinia nieustannie atakowała.
- A co się stało?
- Jak wyście sprawdziły Szymona, co? Okazuje się, że on ma jakieś dziecko. Dlaczego ja nic o tym nie wiem? Przecież zleciłam wam, byście go prześwietliły.
- To nie ma nic wspólnego z Zosią - odparła stanowczo Wanda.
- Żartujesz sobie? Przecież ja mam jakieś déjà vu. Facetowi drugi raz ginie dziecko, zachowuje się identycznie jak sześć lat temu. Płacze do kamery, prosi o pomoc… Idealny tatuś, nie? - mówiła Kinga jak nakręcona. - Robi to dla pieniędzy, rozumiesz? - Kobieta z trudem panowała nad sobą. Jej głos stał się piskliwy. - Bardzo dokładnie śledzę wszystko na ten temat. Gdzie był Szymon, jak dziecko zaginęło? Jakie ma alibi? Dlaczego mały wsiadł do samochodu? Na pewno był to nieznajomy? Halo, jesteś?
- Tak, tak - westchnęła Wanda. Uwagi Kingi były celne. Niestety.
- Nie wierzę, że Szymon nie ustalił hasła bezpieczeństwa, Zosię umęczył tym równo, psychol jeden! I po co?
- Hasło bezpieczeństwa? - Lechicka zastygła nieruchomo.
- No tak, to takie słowo…
- Wiem, co to jest! - przerwała jej ostro Wanda. - To słowo, którego nikt nie zna, i dziecku nie wolno pójść z osobą, która się tym hasłem nie posłuży - kontynuowała powoli, układając w głowie kolejne pytanie i przedłużając tę chwilę dla siebie. - Mówisz, że nauczyliście takiego hasła Zosię? Miała wtedy cztery lata… - Do Lechickiej dotarło, co właśnie powiedziała. Znowu czterolatek.
- Oczywiście.
- Nie mówiłaś o tym wcześniej, a jakie to hasło? - spytała Wanda niby od niechcenia, ale tonem świadczącym o lekkiej irytacji, że Kinga ukryła tę informację. Wcześniej też nigdzie na nią nie natrafiła. Ciekawe.
- Buda Reksia. To dlatego, że Szymon w dzieciństwie zawsze chciał wiedzieć, jak Reksio ma w środku - pospieszyła z wytłumaczeniem Kinia, śmiejąc się nerwowo. - Możecie zająć się tą sprawą? - zapytała po chwili ostrym tonem.
- Przykro mi, ale nie - odpowiedziała błyskawicznie Wanda. - Nie jesteś tu stroną. Kinia, przykro mi…
- To się jeszcze okaże! - Lechicka usłyszała dziwne warknięcie i ciszę. Zerknęła na telefon. Połączenie zakończone.
Dochodziła dwudziesta, za dwie godziny mają być u Szymona. A może w tej sytuacji powinna pojechać sama? Co tak naprawdę dzieje się z Anną? Dlaczego jest taka słaba? Nigdy wcześniej nie reagowała omdleniami na upał ani na zmęczenie, a przecież już niejedno razem przeszły. Wanda wiedziała, że z jej wspólniczki to naprawdę silna babka. Czy jest coś, o czym ona nie wie?
Rozejrzała się uważnie po salonie. Na półce pod telewizorem jej uwagę przykuła sterta papierów, jakieś zdjęcia. Wstała cicho z fotela i bezszelestnie zbliżyła się do dokumentów. Ukucnęła, ale w tym samym momencie usłyszała, jak otwierają się drzwi, a potem dobiegły ją kroki bosych stóp po podłodze. Pospiesznie wstała i zbliżyła się do okna. Gdy Anna weszła do pokoju, zastała Wandę zamyśloną, opartą pośladkami o parapet.
- Może pojadę sama? - Lechicka spojrzała na zegarek. - A ty jeszcze odpoczniesz?
- Nie, już wszystko okej, po prostu miałam fatalną noc, a od pobudki jadę na tak wysokich obrotach, że nie wytrzymałam. W każdym razie te dwie godzinki dobrze mi zrobiły, spałam jak kamień. Dziękuję - odpowiedziała cicho Anna i usiadła na kanapie. Mimo upału było jej chłodno. Przykryła się kocem.
- A powiesz mi, co się wydarzyło w nocy? - Wanda ukucnęła obok, walcząc z pokusą przytulenia wspólniczki. W końcu usiadła na dłoniach i wbiła w nią pytające spojrzenie.
Kier westchnęła przeciągle, szukając wzrokiem ratunku u jakiegoś niewidocznego anioła stróża.
- Wiesz, ile razy widziałam trupa? - spytała cicho, przenosząc spojrzenie na przyjaciółkę.
- Yhm, pewnie wiele - odparła Wanda, nie kryjąc rozbawienia w głosie. Dla doświadczonego policjanta to naprawdę nic nadzwyczajnego. - Spowodowałaś jakiś wypadek? Zabiłaś kogoś? - spytała Lechicka po dłuższej chwili milczenia.
Twarz Anny stężała i znowu zbladła.
- Okej, to teraz coś ci pokażę. - Kier powoli wstała, wciąż okrywając się kocem. Schyliła się i spod telewizora wyciągnęła plik dokumentów. Wybrała spośród nich jedno zdjęcie i podała Wandzie. - Spójrz. I powiedz, co widzisz. Szczegółowo.
Lechicka z kamienną twarzą śledziła każdy ruch przyjaciółki. Wzięła do ręki fotografię i z dziwnym niepokojem obracała w dłoni. Po krótkiej chwili, nie odrywając wzroku od odbitki, zaczęła głośno analizować materiał, omawiać to, co widzi:
- No cóż, to jakaś piwnica albo spiżarnia. Półki z przetworami, wyżej zaciemnione okna, plamy na podłodze, no i… pośrodku zwłoki jakiejś kobiety. Jasne włosy, sukienka. Prawdopodobnie dostała strzał w serce… Przewrócone krzesło i stolik to pewnie ślady po jakiejś walce. Kto to jest? - Wanda podniosła pytające spojrzenie, ale Anna, zamiast odpowiedzieć, sięgnęła do teczki po zaznaczone fiszką zapiski. Zaczęła czytać:
- „Potwierdzam wykonanie zadania. Anna Nowak-Księżopolska została pozbawiona życia, czego dowodem jest to zdjęcie. Egzekucję wykonano w wynajętym domu w miejscowości Przytulanka. Żadnych świadków i nieproszonych gości. Oddzielnie dołączam kwity opłacenia trzymiesięcznego czynszu i rachunków za sprzątanie, kp za pogrzeb, potwierdzenie wpłat od Emiliana Maroszka z Parafii Matki Boskiej Częstochowskiej i św. Kazimierza w Mońkach. Miejsce pochówku: cmentarz w Mońkach. Grób w ostatnim rzędzie, z brzozowym krzyżem [FOTO 2]. Podpisano: Stańczyk, 10 kwietnia 1977 roku”.
- O kurwa - przeklęła Wanda głośniej, niż zamierzała.
- Miałam wtedy dziesięć miesięcy - powiedziała Anna, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem. - Stańczyk to cyngiel, który na zlecenie mojego ojca zabił mi matkę. W tych papierach jest więcej jego zeznań. Nawet mnie, starą policjantkę, metody działania mojego ojca przyprawiają o mdłości. - Kier wzięła do ręki kolejne dokumenty. - On nie może się o tym dowiedzieć - dodała cicho.
- A myślisz, że już nie wie? Nie zauważył zniknięcia tej teczki? - Hakerka wskazała na plik dokumentów.
- Myślałam o tym i wiesz co? Zgubiła go pieprzona pewność siebie. Nie spodziewał się, że ja, piczka zasadniczka, przejrzę szafę, a już najmniej obawiał się tego, że znajdę teczkę matki”.
Dagmara Andryka, „Dama”,
z serii „Anna Maria Kier”, tom 3,
wyd. Prószyński i S-ka,
Warszawa 2022,
cena 43 zł
