Ofensywa Rosji i Białorusi odetnie Ukrainę od Polski? Niepokój po decyzji Łukaszenki

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Łukaszenka zaryzykuje i zaatakuje Ukrainę? (na zdjęciu na poligonie w obwodzie brzeskim, w październiku br.)
Łukaszenka zaryzykuje i zaatakuje Ukrainę? (na zdjęciu na poligonie w obwodzie brzeskim, w październiku br.) president.gov.by
Po ogłoszeniu przez Łukaszenkę niezapowiedzianej inspekcji wojsk i natychmiastowych ruchach sił białoruskich i rosyjskich znów pojawiły się spekulacje o możliwym otwartym włączeniu się Białorusi do wojny z Ukrainą. Dokładniej zaś, uderzeniu z północy na Zachodnią Ukrainę w celu odcięcia od zachodnich dostaw idących przez Polskę. Na ile jest to realne?

Spis treści

Niezapowiedziana inspekcja białoruskich wojsk – ogłoszona we wtorek - to działanie podobne do niezapowiedzianych sprawdzianów sił rosyjskich, realizowanych już od lat. Oznacza nagłe rozkazy i nagłe ruchy oddziałów. W przypadku białoruskiej inspekcji, część wojsk jest kierowana na poligony w kraju (przede wszystkim leżące na zachodzie), do prac inżynieryjnych oraz do ćwiczenia przepraw przez rzeki Niemen i Berezynę (odpowiednio 170 i 70 km od granicy z Ukrainą). Pewne pododdziały i sprzęt przemieszczono na poligon położony ok. 30 km od granicy z Ukrainą. Na lotnisko pod Mińskiem przyleciały z Rosji trzy MiG-31, które mogą przenosić ponaddźwiękowe pociski rakietowe Kindżał.

Pojawiły się natychmiast spekulacje, że to przygotowania do ataku z Białorusi na Ukrainę, ale tym razem już także z udziałem samej armii białoruskiej. Zaś w mediach społecznościowych pojawiły się informacje o ruchach wojsk, mapki i komentarze sugerujące drastyczny wzrost zagrożenia. Co na to potencjalny cel ataku i jego kluczowy sojusznik?

Kijów i Waszyngton: bez nerwów

Ukraiński sztab generalny ocenił jeszcze we wtorek, że ryzyko ataku z północy jest mało prawdopodobne, wskazując, że na granicy po stronie białoruskiej nie widać istotnych zmian oraz formowania zgrupowania uderzeniowego. To samo mówi Pentagon.

- Departament Obrony USA nie widzi zagrożeń dla bezpieczeństwa transgranicznego ze strony Białorusi, która prowadzi nieplanowane ćwiczenia własnej armii w pobliżu granicy z Ukrainą - powiedział we wtorek generał Patrick Ryder.

Doniesienia z Białorusi wywołały jednak niepokój wśród jej sąsiadów. We wtorek o sytuacji na granicy białorusko-ukraińskiej rozmawiali Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych RP gen. Tomasz Piotrowski z dowódcą Sił Połączonych Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Serhijem Najewem. Ale jak wskazuje Kijów, rozmowa odbyła się z inicjatywy polskiej. Jak podało ukraińskie dowództwo, gen. Piotrowski wyraził zaniepokojenie w związku z oświadczeniami dowództwa białoruskiego o przemieszczeniu wojsk. Wydaje się, że odpowiedź była uspokajająca, ponieważ później gen. Najew oświadczył, że sytuacja na granicy z Białorusią jest "stabilna i kontrolowana", a Ukraina stosuje wzmocnione środki bezpieczeństwa w celu szybkiego reagowania na wzrost jakiegokolwiek zagrożenia.

Gra informacyjna?

Atak wojsk białoruskich na Ukrainę pozostaje mało prawdopodobny, pomimo ogłoszenia na Białorusi niezapowiadanej inspekcji wojsk – ocenia amerykański Instytut Badań nad Wojną (ISW) w najnowszym raporcie 13 grudnia. Zdaniem analityków, ćwiczenia ogłoszone we wtorek na Białorusi „nie wyglądają na przykrywkę dla koncentracji białoruskich i/lub rosyjskich sił w pobliżu pozycji wygodnych do inwazji na Ukrainę”. Zdaniem ISW to, co się teraz dzieje na białoruskich poligonach, wydaje się być tylko częścią rosyjskiej operacji informacyjnej, która ma sugerować włączenie białoruskich sił lądowych do inwazji na Ukrainę. To mogła mieć też tak naprawdę na celu wizyta rosyjskiego ministra obrony Siergieja Szojgu w Mińsku 3 grudnia. ISW zaznacza, że władze Rosji prowadzą od dawna operację informacyjną na temat możliwego przystąpienia sił białoruskich do rosyjskiej wojny przeciwko Ukrainie, a Łukaszenka włącza się czasami w tę narrację. Jej celem jest związanie części sił ukraińskich przy granicy białoruskiej na północy Ukrainy, by uniemożliwić ich przerzucenie na inne kierunki.

Warto zauważyć, że tego samego dnia, w którym ogłoszono niezapowiedzianą inspekcję sił zbrojnych, okazało się, że nowym szefem dyplomacji Białorusi został dotychczasowy wiceszef resortu Siarhiej Alejnik. Decyzją Alaksandra Łukaszenki zastąpił zmarłego w listopadzie Uładzimira Makieja. Alejnik jest zawodowym dyplomatą i był "prawą ręką" zmarłego szefa resortu. Co oznacza, że Łukaszenka nie chce zamykać sobie drogi do ewentualnych rozmów z Zachodem.

Łukaszenka zna polityczne ryzyko włączenia się do wojny. Ale nie tylko to przemawia przeciwko pójściu białoruskiego wojska do walki z Ukraińcami. Otóż pomoc udzielana Rosji od miesięcy osłabia białoruskie wojsko. Niełatwo będzie odbudować zasoby czołgów T-72, bojowych wozów piechoty czy amunicji artyleryjskiej kalibru 122 mm i 152 mm. Na terytorium Białorusi odbywa się również szkolenie rosyjskich żołnierzy – kosztem szkolenia białoruskich.

Wołyńska pułapka

Zakładając jednak, że Łukaszenka podejmie ryzyko, co ze strategicznego punktu widzenia przemawia za włączeniem się do wojny? Ponowna próba zajęcia Kijowa jest nierealna. Jedynym motywem możliwego uderzenia jest próba przecięcia szlaków zaopatrzenia Ukrainy, które idą głównie przez Polskę. Teoretycznie, zajmując zachodnią Ukrainę Rosja mogłaby poważnie zaszkodzić wrogowi. Ale lądowe przecięcie tej części Ukrainy, od Białorusi po Słowację, jest niemożliwe przy tych siłach atakujących – zakładając nawet wszystkie białoruskie wojska lądowe plus Rosjanie stacjonujący teraz na Białorusi. Można więc próbować zająć północny obszar Wołynia, by stamtąd próbować ostrzeliwać drogi i trasy kolejowe. Według ISW, siły białorusko-rosyjskie atakujące z Białorusi nie będą jednak w stanie przeciąć linii logistycznych pomiędzy Ukrainą i Zachodem, bo to oznacza zresztą konieczność znacznie głębszego wejścia w terytorium Ukrainy niż miało to miejsce w czasie lutowej ofensywy Rosji.

Przeszkodą dla potencjalnej ofensywy z północy jest słaba sieć komunikacyjna: zaledwie cztery wąskie drogi biegnące z Białorusi na południe, w głąb Zachodniej Ukrainy. Wokół lasy i niezamarzające nawet zimą bagna. Właściwie to do użycia do ataku są nie cztery, a trzy drogi. Poczynając od zachodu: M19 z Brześcia do Kowla, P14, P05 z Rzeczycy na Sarny. Do tego należy pamiętać, że Ukraińcy mieli dziewięć miesięcy na wzmocnienie tutaj obrony i przygotowanie zasadzek. Mając tu z pewnością wywiadowcze i logistyczne wsparcie Zachodu – wszak przez Zachodnią Ukrainę idą dostawy broni z Polski. Zwłaszcza sąsiedztwo przestrzeni powietrznej NATO sprawia, że Rosjanie mogą tylko marzyć o efekcie zaskoczenia w potencjalnej ofensywie na Ukrainę z terenów białoruskich. Co też ważne, wszystkie kluczowe cele militarne i szlaki komunikacyjne biegną daleko na południe od granicy białorusko-ukraińskiej.

Wbrew logice, czyli czynnik rosyjski

Na Białorusi znajduje się teraz ok. 10 tys. rosyjskich żołnierzy zmobilizowanych jesienią. To znacząco za mało, żeby zaatakować. Nie mówiąc o brakach w ciężkim sprzęcie. Oficjalnie Siły Zbrojne Białorusi liczą niecałe 50 tys. ludzi. Ale wojsk lądowych jest tylko 16 tys. Gdyby je w całości rzucić na Wołyń wraz z Rosjanami stacjonującymi na Białorusi, to wystarczyłoby do natarcia. Ale co z zostawieniem sobie rezerw?

Zakładając jednak atak z obwodu brzeskiego rosyjsko-białoruskiego zgrupowania, Ukraińcy zapewne wycofają się o kilka-kilkanaście kilometrów. Następna zaś naturalna linia obrony to trasa E373 biegnąca z Chełma do Kijowa przez Kowel i Sarny. Dopiero 20-30 km dalej na południe są duże Łuck i Równe. Co ważne, w tej części Ukrainy jest nieporównanie bardziej rozbudowana komunikacja (drogi, koleje) wschód-zachód, niż północ-południe. Rosja, nawet wspólnie z Białorusią, nie ma potencjału (przynajmniej dziś), aby próbować zająć Wołyń i obwód lwowski w celu odcięcia Ukrainy od Zachodu.

Oczywiście, biorąc pod uwagę dotychczasowy przebieg kampanii, od 24 lutego poczynając, nie można wykluczyć w pełni uderzenia lądowego z Białorusi. Oczywiście rosyjskie dowództwo może działać wbrew logice i, atakując Wołyń, zafundować sobie kolejną klęskę. Ale widać ostatnio, szczególnie po tym, jak dowództwo przejął generał Surowikin, że Rosjanie stali się dużo bardziej ostrożni. Potencjalne zyski militarne wspomnianej operacji mogą nie zrównoważyć strat politycznych na samej Białorusi. Czy Kreml gotów jest zaryzykować upadek Łukaszenki i otwarcie kolejnego frontu?

od 16 lat

lena

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl