Czytaj także:
- Nie wiem, kto przysłał kurii taki dokument. Nie mam z nim nic wspólnego - tłumaczy nam Sochacki.
Krzysztofa Sochackiego odwiedziliśmy pod adresem "Domu generalnego Zgromadzenia Braci Serca Maryi" (wg szefa zgromadzenia, obecnie należą do niego 24 osoby). To dwupokojowe mieszkanie w Krakowie, w którym Sochacki mieszka z dwoma współbraćmi.
- Dobrze, że jesteście. Mam nadzieję, że napiszecie o mnie tak jak trzeba. Nie musicie pisać dobrze, byleby było prawdziwie - zaprasza nas do mieszkania Sochacki. Lokal jest mały - dwa pokoje, kuchnia, łazienka w starym bloku. W pokoju komputer, na drzwiach na wieszaku wiszą dwie sutanny.
30-latek od razu wyciąga dokumenty. Legitymację ze zdjęciem w koloratce, z pieczątką Kościoła starokatolickiego w Łodzi. To odłam nieuznawany przez Kościół katolicki. Sochacki ma też pismo od biskupa tego Kościoła Marka Kordzika z 25 marca tego roku.
Biskup zatwierdza Zgromadzenie Braci Serca Maryi. Ale już 6 lipca cofa swoją zgodę i żąda zwrotu legitymacji. - On chciał tworzyć dom zakonny dla chłopaków, którym w życiu nie wyszło. Dlatego zgodziliśmy się wziąć go pod naszą jurysdykcję i wydaliśmy legitymację, która to potwierdzała. Jednak kiedy się okazało, że jego świadectwo święceń jest fałszywe, cofnęliśmy zgodę - mówi bp Kordzik. To on zawiadomił tarnowską kurię, a ta - prokuraturę.
Dokument, o którym mowa, to świadectwo, pod którym podpisany jest bp Wiktor Skworc i kanclerz tarnowskiej kurii ks. Adam Nita. - To nie mój dokument, ja go nikomu nie dawałem. Ktoś włamał się do mojej skrzynki e-mailowej i go spreparował - twierdzi Krzysztof Sochacki. - Poza tym bp Kordzik sam mnie wyświęcił, tylko nie dał żadnego świadectwa, żeby nie było dowodów - dodaje.
Legitymacji nie oddał. Nie przejmuje się też cofnięciem wspomnianej zgody na prowadzenie domu zakonnego, ani też konfliktem z bp. Kordzikiem i obiema kuriami. - Przeszedłem pod jurysdykcję biskupa anglikańskiego - tłumaczy, pokazując kolejny dokument, tym razem po włosku. Ma on być dowodem na uznanie jego zgromadzenia. Zamazuje jednak nazwisko biskupa i jego pieczątkę. - Nie chcę, żeby się zrobił szum, bo to mogłoby zablokować działania naszego zgromadzenia - podkreśla.
Twierdzi, że ma już nową siedzibę na dom zakonny. Nie chce jednak zdradzić, gdzie - z wyżej wspomnianych powodów. Kto należy do zgromadzenia? Jeden z członków mieszka z Sochackim. - Jest moim sekretarzem - mówi "ojciec Donat". - Kiedyś byłem w rodzinie zastępczej, teraz jestem dorosły - mówi Kamil, szczupły brunet.
Jak przyznaje Sochacki, część adeptów jego zgromadzenia wywodzi się ze środowiska mężczyzn doświadczonych przez los - takich, którym właśnie chcieli pomagać. - Jeden jest bezdomny, kiedyś mu pomogłem - przyznaje Sochacki.
Dodaje, że ze współbraćmi raz w tygodniu starają się wspomóc takich ludzi - chodzą na dworzec, rozdają bułki, zupę. - Nasze zgromadzenie ma pomagać młodzieży, zapewniać opiekę medyczną - mówi Łukasz Badowski, inny członek zgromadzenia. By do niego wstąpić, czekają kolejni chętni. "Ojciec Donat" pokazuje segregator, a w nim wypełnione podania - każde ze zdjęciem, odpisami aktu urodzenia, świadectwem chrztu.
Jednak na osiedlu, gdzie mieszka Sochacki, ludzie nie wierzą ani w zgromadzenie, ani w jego koloratkę. Znają go od dziecka. Może dlatego nie pokazuje im się w sutannie. - On nie jest księdzem, tylko tak udaje - mówi jedna z sąsiadek.
Pani Zofia, sąsiadka z klatki obok: - On chce koniecznie być księdzem, ale na to trzeba się uczyć, jakąś szkołę skończyć. A on nawet średniej nie ma - podkreśla. - To dobry chłopak, elegancki, zawsze grzeczny. Nikomu krzywdy nie robi. Ale księdzem to chyba nie jest... - kończy.
Zobacz zdjęcia ślicznych Małopolanek! Wybierz z nami Miss Lata Małopolski 2011!
Głosuj na najlepsze schronisko Małopolski
Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!