W niedzielę (12 sierpnia) prokurator przedstawił zatrzymanemu w sobotę 37-letniemu mężczyźnie zarzuty za atak na ratowników medycznych łódzkiego pogotowia ratunkowego.
W sobotę (11 sierpnia) ok. godz. 16.30 zespół ratownictwa medycznego dostał wezwanie do leżącego na ziemi mężczyzny. Interwencja miała miejsce przy skrzyżowaniu ulic Franciszkańskiej i Wojska Polskiego.
- Gdy ratownicy próbowali dobudzić mężczyznę, ten uderzył jednego z nich - mówi asp. sztab. Radosław Gwis z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Okazało się, że mężczyzna miał w ręku złożony tuż typu "motylek". Na szczęście ratownicy nie odnieśli poważniejszych obrażeń.
- 37-latek usłyszał zarzuty czynnej napaści, znieważenia funkcjonariusza publicznego i gróźb karalnych - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratora Okręgowego w Łodzi.
Mężczyzna cały czas formalnie pozostaje zatrzymany do dyspozycji prokuratora. Prawdopodobnie w poniedziałek sąd będzie decydował o ewentualnym areszcie dla mężczyzny. Za zarzucane mu czyny może pójść do więzienia nawet na 10 lat.
- Taka surowa kwalifikacja czynów wynika z tego, że ratownicy zostali zaatakowani w czasie wykonywania czynności służbowych - mówi Krzysztof Kopania.
W chwili, gdy mężczyzna atakował ratowników, był kompletnie pijany. Badanie alkomatem wykazało, że miał ponad 3 promile alkoholu w organizmie.
Zobacz też: Uderzył ratownika medycznego w szpitalu. Szuka go policja