Potężny pożar w górach Andaluzji na południu Hiszpanii sprawił, że trzeba było ewakuować ponad trzy tysiące osób, w tym wielu turystów.
W akcji gaśniczej uczestniczy pół tysiąca strażaków. Kilku z nich doznało groźnych poparzeń. Zdaniem miejscowych służb, pożar jest poza kontrolą i przedziera się przez góry.
Najbardziej dramatyczna sytuacja jest w Benahavis, małej wiosce na wzgórzach na północ od Marbelli. Została ona całkowicie ewakuowana. Pożar wybuchł na terenie posiadłości należącej niegdyś do libijskiego dyktatora Kaddafiego. Posiadłość o nazwie La Resinera została kupiona przez Libijski Bank Zagraniczny w 1995. Kaddafi, schwytany i zabity w 2011 r. po zdobyciu Trypolisu przez opozycję, chciał tam zbudować ogromne pole golfowe.
Policja zamknęła jedyną drogę z Benahavis do wybrzeża i jeździła z głośnikami, nakazując wszystkim opuszczenie domów i hoteli tylko z niezbędnymi rzeczami. Wielu mieszkańców musiało nocować w swoich samochodach. Do pomocy strażakom ściągnięto wojsko.
- Największym problemem jest to, że pożaru postępuje z prędkością 40 kilometrów na godzinę. Służba przeciwpożarowa Infoca potwierdziła, że z uwagi na zadymienie terenu i ograniczoną widoczność nie można wykorzystać samolotów gaśniczych - mówi Elias Bendodo, doradca rządu Andaluzji.
