Projekt nowelizacji kodeksu wyborczego pojawił się w Sejmie w środę. Posłowie zajmą się nim na dodatkowym posiedzeniu Sejmu, które zaplanowano na przyszły tydzień. I być może nawet go uchwalą. Projekt zawiera ok. 20 zmian w obecnie obowiązujących przepisach wyborczych. Najważniejsza dotyczy powoływania obwodowych komisji wyborczych.
Większe kłopoty
Gdy PiS doszło do władzy, przekonywało, że dla zapewnienia transparentności i uczciwości wyborów potrzebne są podwójne komisje - osobne do przeprowadzenia głosowania i osobne do policzenia głosów.
Po raz pierwszy takie rozwiązanie zastosowano podczas ubiegłorocznych wyborów samorządowych. I okazało się, że wcale nie przyspieszyło to ogłoszenia oficjalnych wyników wyborów, ale za to prawie dwukrotnie podniosło koszty, bo największy udział w nich mają diety dla członków obwodowych komisji wyborczych.
Jak wynika z raportu Fundacji Batorego, której obserwatorzy monitorowali przebieg wyborów samorządowych, średni czas przekazania dokumentów komisji „dziennej” (przeprowadzającej głosowanie) członkom komisji „nocnej” (liczącej głosy), wyniósł 1 godz. 20 minut. Ale co trzeciej komisji zabrało to ponad 1,5 godziny, a jedna potrzebowała na to aż 6 godzin. Ten raport nie uwzględnia też sytuacji, gdy później okazywało się, że są nieścisłości w przekazanej dokumentacji i trzeba było je jeszcze wyjaśniać.
Efekt? Oficjalne wyniki ogłoszono dopiero w czwartym dniu po głosowaniu.
Komisja na godzinę
Według dra Jarosława Flisa, politologa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, PiS wycofuje się z podwójnych komisji także dlatego, że odpowiadając jako rządzący za przeprowadzenie wyborów przekonało się o braku możliwości systemowego fałszowania ich wyników. - Wprowadzenie osobnych komisji do głosowania, osobnych do liczenia głosów okazało się więc rozwiązaniem, które niczego nie zmienia w zakresie zapewnienia uczciwości, a przysparza tylko dodatkowych kłopotów i kosztów - mówi Jarosław Flis.
PiS nie przyznaje jednak, że to było błędne rozwiązanie. Podwójne komisje nadal będą powoływane na wybory samorządowe, najbardziej skomplikowane dla wyborców i liczących głosy. Ale jedna komisja będzie przeprowadzać głosowanie i liczyć głosy w samorządowych wyborach uzupełniających i przedterminowych (np. zarządzonych po śmierci Pawła Adamowicza wyborach prezydenta Gdańska). Tak samo będzie w wyborach do Sejmu i Senatu oraz do Parlamentu Europejskiego, a także na prezydenta RP. - Nie ma sensu powoływać osobnej komisji choćby na wybory prezydenta, gdzie liczenie głosów może nie trwać nawet godziny - podkreśla dr Flis.
Nie będzie tak jak w Łodzi
Pozostałe zmiany w kodeksie wyborczym mają raczej charakter techniczny.
Komisarz wyborczy będzie mógł uzupełniać składy komisji w sytuacji, gdy członkowie w ostatniej chwili zrezygnują z pracy. Do pracy w komisji będzie się można zgłosić samemu, a nie koniecznie za pośrednictwem komitetu startującego w wyborach. Na dopisanie kogoś do rejestru wyborców wójt będzie miał 5 dni, a nie jak do tej pory tylko 3.
Jest jeszcze jedna ważna zmiana wynikająca z sytuacji, do jakiej doszło w Łodzi. Chodzi o prezydent Hannę Zdanowską, która choć została skazana za przestępstwo skarbowe, mogła kandydować. Zmieniony kodeks ma uniemożliwić kandydowanie osób z wyrokami na dowolną karę.
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ: