Polska kruszy „zabetonowany egoizm Niemiec”. Media za Odrą piszą o klęsce polityki swojego państwa

Sławomir Cedzyński
TOBIAS SCHWARZ/AFP/East News
Niemiecki rząd musiał w sobotę przełknąć gorzką pigułkę. - Dzisiaj nie ma czasu na zabetonowany egoizm, który widzimy w niektórych krajach zachodnich, także tutaj w Niemczech, niestety – mówił premier Mateusz Morawiecki w Berlinie. To nie pierwsze słowa otrzeźwienia ze strony polskich władz w kierunku Niemiec i zachodnich państw UE. Tym razem zdaje się jednak, że dotarło i może jest szansa na trwalsze zmiany.

Mateusz Morawiecki jasno określił cel sobotniej wizyty w Berlinie. - Przyjechałem do kanclerza Olafa Scholza, żeby wstrząsnąć sumieniem, wstrząsnąć sumieniem Niemiec, żeby zdecydowali się w końcu na rzeczywiście miażdżące sankcje – mówił premier na briefingu przed rozmowami.

Po spotkaniu nie można było mówić o przełomie. Wybrany w grudniu na swoje stanowisko Scholz ciągle wprawiał się w unikach, co rzecznik polskiego rządu, Piotr Müller, skwitował: - Pan kanclerz niestety nie odpowiedział nam, czy zgadza się na ten pakiet sankcji, nie odniósł się właściwie wprost do żadnego elementu. Powiedział jedynie, że wszelkie niezbędne sankcje trzeba przyjąć" - mówił Müller na późniejszym briefingu. - Więc, panie kanclerzu, wszelkie niezbędne sankcje to przekazaliśmy wczoraj w piśmie - podkreślił.

Niemiecki przywódca trzy dni temu zapowiadał ostre sankcje, by dzień później oznajmić, że na odcięcie Rosji od systemu bankowego SWIFT jest jeszcze za wcześnie, a zamiast broni ofiarował Ukraińcom kilka tysięcy hełmów. To ostatnie posunięcie zastanowiło już polskiego premiera, czy nie jest to aby jakiś ponury żart.

Jednak już w niedzielę, dzień po rozmowach z Morawieckim, kanclerz wystąpił w Bundestagu z brawurową, jak na Niemcy, deklaracją: - Chcemy zająć majątki wszystkich oligarchów, zamykamy wszystkie banki rosyjskie i zamykamy im system SWIFT - mówił Scholz. - Chcemy podjęcia kroków prawnych wobec Putina i jego ludzi - podkreślił. Kilkanaście godzin wcześniej władze Niemiec zdecydowały też o wysłaniu broni walczącym Ukraińcom.

To bez wątpienia rewolucja w sposobie myślenia niemieckich elit, zwłaszcza gdy przypomnimy sobie politykę „business as usual” prowadzoną wobec z Kremla, bez względu na następujące po sobie agresywne działania Rosji. Ciężko zapomnieć, ostatnio zawieszoną, a wcześniej pielęgnowaną inwestycję Nord Stream 2 i usprawiedliwienia niemieckiej dyplomacji, użalającej się, że „tak wielu europejskich pracowników ucierpiałoby na zatrzymaniu tego projektu”.

Dziś masa krytyczna przeciwko dotychczasowej polityce Berlina wobec Moskwy zdaje się być tak mocno przechylona w drugą stronę, że dostrzegają to również media za Odrą.

Der Spiegel online przyznaje, że premier Polski jako jedyny publicznie opisał dylemat UE: jej zależność od rosyjskiego gazu i ropy. „W ciągu ostatnich 24 godzin można było zaobserwować zmianę w polityce Niemiec. Na twarzach niemieckich polityków widać było szok. Ich wypowiedzi świadczyły o tym, że nie chcą sobie więcej pozwolić na naiwność”.

Redaktor naczelny Die Welt, Ulf Poschardt, pisze w komentarzu: „Putin może robić to co chce, ponieważ Europa i Niemcy stali się dekadenccy, naiwnie oderwani od rzeczywistości. Putin zna Niemcy jak żaden inny kraj Zachodu. Wyrobił sobie zdanie na temat tego, czy z tego kraju można się spodziewać jakiejś formy sprzeciwu wobec jego agresji. Oczywiście, że nie. Putin patrzy na Niemcy i widzi w nich przede wszystkim „Republikę Federalną Klaunów”; widzi w naszym „staniu w kącie” i naiwności zachętę do upokorzenia nas”.

Również w Die Welt Robin Alexander twierdzi z kolei: „Polityka zachodu wobec Rosji została wymyślona w Niemczech i ponosi teraz klęskę. Putin wykorzystał porozumienie mińskie jedynie do wzmocnienia armii i aparatu przymusu za pieniądze, które Zachód płaci za rosyjskie surowce. Merkel chroniła Nord Stream 2, mający na celu podział UE – rzekomo dlatego, że nie chciała zadzierać ze swoim koalicjantem SPD i inwestorami”.

Według Süddeutsche Zeitung „sankcje na Rosję muszą być szerokie i głębokie. Jakkolwiek złe dla niewinnej ludności Rosji, muszą być odczuwane przez każdą jednostkę”.

Choć pojawiają się wątpliwości: „Konsekwencje sankcji mogą być jednak bolesne: pytanie czy cena sankcji nie będzie dla Europy zbyt wysoka”.

Jednak ostateczny wniosek jest jednoznaczny: „z każdym litrem nalanym na niemieckiej lub europejskiej stacji benzynowej więcej niż kiedykolwiek trafia do rosyjskiej kieszeni wojennej”.

Natomiast Frankfurter Rundschau przygotowuje do konsekwencji sankcji: „Putin dobrze się przygotował na sankcje. Zachód musi się nastawić na długą i bolesną konfrontację oraz być gotowy do poniesienia kosztów tego konfliktu”.

Pierwsze zmiany w Niemczech można na razie przyjąć za dobrą monetę. Lepiej późno niż wcale. Pozostaje tylko nadzieja, że nie będą to zmiany chwilowe i koniunkturalne, a polski premier nie będzie musiał znów jeździć za Odrę, by budzić sumienie Niemiec.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl