Powojenne losy rodziny Krasickich [fragment książki]

Agnieszka Lewandowska-Kąkol „Arystokracja. Powojenne losy polskich rodów”
Materiały wydawnictwa Fronda
Delfina i Ignacy Krasiccy mieli czwórkę dzieci. Dopiero po ich urodzeniu ojciec Delfiny, Karol Orłowski, pogodził się z tym, kogo córka wybrała sobie na męża. Wcześniej zięcia nie akceptował

Tym razem żołnierze byli nieprecyzyjni. Przeważnie kule leciały tuż nad głowami ofiar, więc dopiero drugi strzał nadzorującego egzekucję gestapowca osiągał skutek. Być może trudniej było wycelować do ludzi leżących na trawie, niż gdyby znajdowali się w pozycji stojącej. Przypuszczenie, że wermachtowcy chcieli perfidnie wydłużyć chwilę ostatecznego odejścia, mogłoby być krzywdzące, a to, że celowo sprzeciwiali się wykonaniu rozkazu z pobudek moralnych, nazbyt ich wybielać. Ich formacja co prawda mniej kojarzyła się z drastycznymi akcjami, ale sprowadzeni byli przecież z pobliskiego dworca do przeprowadzenia egzekucji, jednej z wielu na ulicach polskich miast. Czterdziestu skazańców długo musiało czekać z zagipsowanymi ustami, gdyż okazało się, że w pobliżu nie ma plutonu egzekucyjnego.

Potem ważna była informacja, czy w więzieniu znajduje się odpowiednia liczba zakładników. Znaleziono dwudziestu, więc tylko ci z pierwszej dwudziestki stracili życie w zamian za zlikwidowanie przed tą właśnie krakowską kamienicą z wyroku Polskiego Państwa Podziemnego dwóch niemieckich policjantów. Dwudziestu Polaków za jednego Niemca. Ignacy ocalał, bo był dwudziesty piąty. Natychmiast po zajściu gestapowcy wyciągali z mieszkań wszystkich mężczyzn. Ojciec był w pracy. On miał już piętnaście lat i trzy miesiące, więc do egzekucji, w rozumieniu oprawców, był zdolny. We trójkę z rodzicami, był jedynakiem, wojnę spędzili w Krakowie. Jej wybuch zastał ich jeszcze na wakacjach w Lesku, w podkarpackiej miejscowości, która od początku XIX wieku była jedną z siedzib rodu Krasickich.

W przeszłości miasteczko słynne było z węgierskiego wina, które przechowywano tam przed rozprowadzeniem po całym obszarze Królestwa Polskiego. Wielokulturowość nie była czymś szczególnym na tych terenach, w całkowitej zgodzie żyli tam obok Polaków Żydzi i Rusini, później zwani Ukraińcami. Dopiero II wojna światowa zmieniła ten panujący tam od wieków, wydawało się, normalny porządek, przynosząc niszczący nacjonalizm. Zamkiem zawiadywał wówczas, wcześniej go odbudowując, dziadek Ignacego August. Wykształcony arystokrata nie tylko znakomicie prowadził majątek, ale zajmował się działalnością społeczną i jako że ukończył Saksońską Akademię Leśną, prowadził badania botaniczne. Jednym z jego osiągnięć w tej dziedzinie było wyhodowanie nowej odmiany świerku, którą nazwano jego imieniem. Kiedy było trzeba i ojczyzna wzywała, walczył. Przed pierwszą wojną światową był oficerem armii austriackiej, a w jej trakcie służył w Legionach, które też do tej formacji należały.

Kiedy więc niemiecki oddział wkroczył w 1939 roku do Leska, nie było mowy o represjach, bo na jego czele stał generał austriacki, który potraktował Krasickiego jak swego kolegę po fachu. Taki parasol ochronny bardzo się przydał, bowiem zarówno August, jak i większość rodziny, mężczyźni i kobiety, działała w Armii Krajowej. Syn Jan odpowiadał za finanse całej komendy bieszczadzkiej, a Ksawery kierował tam pionem wywiadowczym. August, dysponując informacjami z pierwszej ręki, mógł osłaniać wszelkie akcje. Kiedy do kraju wkroczyli Sowieci, o czym jeszcze przed tym faktem oficerowie niemieccy doskonale wiedzieli, Krasiccy udali się na zachód, do Zagórza i zamieszkali w willi rodziny Bronisława Gubrynowicza, słynnego polskiego historyka, której właściciele wyjechali za granicę. Ignacy z rodzicami wrócił wtedy do Krakowa. Tam początkowo uczył się na tajnych kompletach, ale gdy skończył czternaście lat równolegle uczęszczał też do liceum handlowego, szkoły oficjalnie akceptowanej przez okupantów. To zabezpieczało bowiem przed wywiezieniem na roboty do Niemiec. (...)

W 1961 roku Ignacy jako korespondent Polskiego Radia iAgencji Robotniczej wyjechał na sześcioletni pobyt do Rzymu. Ten okres jego życia okazał się dla niego niezwykle ważny nie tylko ze względu na wielkie wydarzenie, którego przebieg przyszło mu stamtąd relacjonować. Był nim Sobór Watykański II stanowiący ogromny krok na drodze uwspółcześniania Kościoła katolickiego. Jeszcze większym przeżyciem, natury osobistej, było zaś poznanie Delfiny Orłowskiej, jego dalekiej krewnej. Jeden z braci ojca Ignacego poślubił przedstawicielkę rodziny Sobańskich, z której pochodziła matka Delfiny. Spotkali się w szerszym rodzinno-przyjacielskim gronie, kiedy Delfina podczas pierwszego przyjazdu do kraju przodków, oczarowana nim zwiedzała różne jego regiony, zaś Ignacy spędzał w ojczyźnie urlop. Tak jej się spodobało nad Wisłą, że rozważała pozostanie tu na zawsze, tym bardziej, iż był to sposób na ucieczkę od zaborczego i porywczego ojca. Uczucie, jakim zapałała do Ignacego, a przez niego odwzajemniane, przesądziło sprawę.
Długo się nie namyślali, chcieli być razem jak najszybciej, ale natrafili na formalne problemy z zawarciem małżeństwa. Delfina miała dziewiętnaście lat i według prawa argentyńskiego, któremu podlegała, gdyż była tam urodzona, nie osiągnęła jeszcze pełnoletniości, którą wyznaczał tam wiek dwudziestu jeden lat. W takiej sytuacji konieczne było przedstawienie dokumentu z ambasady potwierdzającego, że obydwoje rodzice wyrażają zgodę na zawarcie związku. Róża akceptowała wybór córki, ale wiadomo było, że przeciwny temu hrabia Orłowski nigdy nie zgodzi się na podpisanie takiego zezwolenia. Delfinie, którą przeciwności pobudzały do pozytywnego działania, udało się pokonać tę przeszkodę. Zaprzyjaźniła się z sekretarką ambasadora, będącą mniej więcej w jej wieku Argentynką o polskich korzeniach, i ta podsunęła swojemu zwierzchnikowi wśród wielu innych papierów do podpisania dokument Delfiny nie zawierający zgody ojca.

Otrzymawszy od sekretarki zapewnienie, że wszystko wcześniej sprawdziła, złożył swój podpis bez patrzenia, czy wszystkie rubryki są wypełnione. Zaraz po ślubie Ignacy i Delfina wyjechali już razem do Rzymu, gdzie Sobór trwał nadal i dalsza przy nim praca czekała na Krasickiego. Delfina była tam w swoim żywiole. Jako osoba niezwykle towarzyska lubiła poznawać nowych, ciekawych ludzi, a przede wszystkim uwielbiała dyskusje, w których ścierały się różne, czasem krańcowo odmienne poglądy. Sama miała własne, oryginalne, od dawna ustalone zapatrywania i nie kryjąc ich, lubiła zaznajamiać się też z innymi, nigdy nie krytykując, a raczej próbując je zrozumieć. Była wierząca i miała wielu przyjaciół wśród duchownych, ale nie szczędziła krytyki konserwatywnym, niewyczuwającym ducha czasów hierarchom. W Rzymie poznała między innymi Karola Wojtyłę, wówczas jeszcze arcybiskupa krakowskiego, którego Ignacy znał ze spotkań w Klubie Wolnej Myśli. Przychodzili tam ludzie o bardzo różnorodnych zapatrywaniach, od skrajnych socjalistów po ultrakatolików. Miejsce to z pewnością spodobałoby się Delfinie, bowiem krzyżowały się w nim najrozmaitsze opcje, co pasjonowało ją najbardziej.

Musiała być trudnym dzieckiem, gdyż można było sądzić, że z własnym zdaniem na każdy temat niemal przyszła na świat. W Argentynie uczyła się w prywatnej szkole katolickiej i dwukrotnie była z niej wyrzucana za to, że chodziła do najbiedniejszej dzielnicy Buenos Aires, nosiła tam jedzenie i zaprzyjaźniała się z mieszkającymi tam dziewczynkami. Siostry zakonne tego nie tolerowały, podobnie jak ojciec, który również z tego względu, oprócz braku akceptacji dla jej chłopaka, kazał Róży wywieźć krnąbrną córkę do Europy. Przez wiele lat Delfina nie kontaktowała się z ojcem, bowiem nie zaakceptował on jej związku z Ignacym, między innymi ze względu na lewicowe poglądy zięcia. Dopiero kiedy na świecie była już czwórka ich dzieci (Kacper, Soledad, Ignacy i Benjamin ), a hrabia Orłowski stał się schorowanym, niedołężnym staruszkiem, pogodził się z Delfiną, czego jej i jemu przez te lata na pewno brakowało.

Po powrocie z Rzymu Ignacy pracował na różnych kierowniczych stanowiskach w Agencji Robotniczej, a po kilku latach dołączył do zespołu redakcyjnego „Trybuny Ludu”. Z tej właśnie gazety, jako jej korespondenta, wysłano go na pięć lat do Algierii, do czego z pewnością przyczynił się fakt, iż już ten kraj wcześniej poznał. Miał pisać relacje z obszaru całego Magrebu, a więc oprócz Algierii z Tunezji, Maroka i Libii. Wszędzie, gdzie się znaleźli, Delfina prowadziła otwarty dom, dzięki czemu zaprzyjaźniali się z tubylcami i dobrze mogli poznać kraj, w którym przebywali. W Algierii było wówczas dosyć niebezpiecznie. Kiedyś przeżyli chwile grozy, jadąc przez Saharę. Spieszyli się, bowiem wiedzieli, że trzeba dotrzeć do kolejnej oazy przed zmrokiem.

Byli już stosunkowo niedaleko, kiedy drogę zagrodziły im ułożone w olbrzymi stos kamienie. Stanęli i gdy zastanawiali się, jak można przeszkodę ominąć, z kilku stron zbliżyła się do nich grupa jeźdźców na wielbłądach. W rękach trzymali strzelby, z których część wymierzona była w samochód. Na szczęście nim zaczęło dziać się coś gorszego, nim bandyci zaczęli realizować swój plan, nadjechała półciężarówka z dużą grupą włoskich inżynierów jadących do znajdującego się nieopodal stanowiska poszukiwania nafty. Arabowie przestraszyli się i uciekli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl