- To wyrok częściowy, który dotyczy wyłącznie zniszczonych ruchomości. Na tym etapie sprawy w pełni nas satysfakcjonuje. Jednak nadal domagamy się pozostałej kwoty dotyczącej zniszczenia pałacu. W tym zakresie proces się toczy – podkreśla adw. Artur Kucznerowicz, pełnomocnik spółki Anrest, która jest właścicielem pałacu.
Poniedziałkowy, częściowy wyrok, zapewne zostanie zaskarżony przez firmę Hestia.
Pałac spłonął w 2011 roku. Zdaniem jego właścicieli, firma Hestia wypłaciła zbyt małe odszkodowanie. Zarzucili również poważne zaniedbania zawodowym strażakom z Nowego Tomyśla. W pozwie, który skierowali do sądu, domagali się od Hestii łącznie 4,4 mln zł z odsetkami, a od straży pożarnej 5,9 mln złotych odszkodowania.
O szczegółach procesu pisaliśmy przed rokiem. Stronę pałacu wziął biegły – były strażak Jerzy Kanurski. Skrytykował działania strażaków gaszących pożar w Wąsowie. Stwierdził m.in. że praktycznie wszystkie prądy wody były kierowane pod wiatr, brakowało właściwej koordynacji działań.
CZYTAJ TAKŻE: Pałac w Wąsowie chce 6 mln zł za rzekome błędy strażaków
Tymczasem straż pożarna zarzuciła Kanurskiemu brak kompetencji, absurdalne wnioski oraz uprzedzenia do straży rzekomo wynikające z jego dawnych kłopotów. Przed laty, jako zawody strażak, miał poważny konflikt z podwładnymi i stracił kierownicze stanowisko. Straż podkreśla również, że w dniu pożaru obsługa pałacu, zanim wezwała pomoc, przez kilkanaście minut kasowała sygnały o ogniu na jednym z pięter. Kasowała być może dlatego, że błędnie uznała, że system włączył się z powodu zapalenia papierosa przez któregoś z gości. Tymczasem ogień pojawił się w pokoju na poddaszu i szybko się rozprzestrzeniał.
Sąd do tej pory nie ocenił, kto ma rację w sporze o kilka milionów złotych i przebieg akcji gaśniczej.