Informację o incydencie, do którego doszło we wtorek w poznańskim Sądzie Okręgowym, jako pierwsza podała "Gazeta Wyborcza". Sędzia Beata Woźniak oddaliła apelację mężczyzny, który przegrał wyrok w sądzie pierwszej instancji w sprawie o alimenty. Mężczyzna poczuł się też urażony uzasadnieniem wyroku i w trakcie jego odczytywania wyszedł z sali rozpraw. Potem zadzwonił po policję.
Jak ustaliła "Gazeta Wyborcza", wspomniany mężczyzna to Marek M., były kandydat na posła z list Konfederacji w zakończonych niedawno wyborach, którego niejednokrotnie przedstawiano w mediach jako policyjnego mediatora. Wobec niego toczy się również postępowanie karne o znęcanie się nad swoją partnerką.
Sprawdź też:
Oprócz tego kobieta pozwała mężczyznę o alimenty na dwoje dzieci i to właśnie ta rozprawa odbyła się we wtorek. Po wyjściu z sali rozpraw Marek M. zadzwonił do dyżurnego komisariatu na Starym Mieście, podając, że przed salą doszło do awantury. Dopiero, gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, mężczyzna powiedział, że został pomówiony podczas uzasadniania wyroku.
- Marek M. wiedział, że jeśli zwróci się o interwencję do policji sądowej, nic nie osiągnie. Policjanci z sądu dobrze go znają, bo często się wykłócał, pisał nawet skargi na policjantów. Ma też sprawę w sądzie za odmowę okazania policjantom dowodu tożsamości - mówi jeden z oficerów wielkopolskiej policji w rozmowie z Gazetą Wyborczą.'
Oburzeni zachowaniem policji byli poznańscy sędziowie, którzy przekonywali, że z taką sytuacją się nie zetknęli. Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji, przeprosił za zachowanie funkcjonariuszy oraz zapewniał, że zostanie przeprowadzone postępowanie wyjaśniające a wobec interweniujących policjantów zostaną wyciągnięte konsekwencje.
Zobacz też:

Oszuści i naciągacze poszukiwani przez policję z Wielkopolsk...
Sprawdź też:
