Smutek, powaga, zaduma i cisza, którą zagłuszał jedynie dźwięk telewizyjnej transmisji z pogrzebu prezydenta Gdańska. Takiej atmosfery, jak w sobotnie południe, dawno nie było na placu Wolności.
- To niewyobrażalna tragedia. Nie sądziłam, że do czegoś takiego może dojść. Żeby zabić prezydenta miasta... - mówi nam pani Ania. Jest ona jedną z setek osób, które w połowie zapełniły plac Wolności i wspólnie oglądały transmisję z pogrzebu Pawła Adamowicza.
Wielu z nich miało przyklejone na kurtkach czarne naklejki z napisem "Solidarni z Gdańskiem". Poznaniacy przyznawali, że przychodzili na plac Wolności po to, by wspólnie, razem z innymi, uczestniczyć w tym wydarzeniu.
- Co prawda mógłbym obejrzeć ten pogrzeb także w domu, ale wolałem pojawić się tutaj, żeby przeżywać tę chwile z innymi mieszkańcami - opowiada pan Andrzej.
- Nie ma słów, żeby opisać to, co się zdarzyło. Oby ta tragedia w końcu coś zmieniła w Polsce, bo tak dalej być nie może - to już z kolei słowa pani Elżbiety.
W oczach niektórych osób bez trudu można było zauważyć łzy. Część poznaniaków przynosiła i zapalała także znicze. Dokładano je do tych, które już stoją na placu i utworzyły kształt serca.