Próby samobójcze dzieci w Szczecinie. Liczba rośnie dramatycznie. Jak można pomóc?

Leszek Wójcik
Leszek Wójcik
Nastolatka połknęła 80 tabletek paracetamolu. Żyje, bo na czas trafiła do szpitala w Warszawie i przeszła przeszczep wątroby. Liczba ostrych, celowych zatruć wśród dzieci i młodzieży dramatycznie rośnie. Rocznie w całej Polsce to około 70 tysięcy przypadków. Dramatycznie wzrosła także liczba prób samobójczych osób w wieku od 13 do 18 lat. Tylko w ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku było ich o 80 proc. więcej niż w tym samym okresie zeszłego roku.

Trucizna od ręki

Przypadek kilkunastoletniej dziewczyny, która połknęła kilkadziesiąt tabletek środka przeciwbólowego, to jeden z drastyczniejszych przykładów próby samobójczej młodego człowieka. Doszło do niej w ubiegłym miesiącu. Prawie jedna czwarta pacjentów Kliniki Pediatrii, Nefrologii Dziecięcej, Dializoterapii i Leczenia Ostrych Zatruć szczecińskiego szpitala „Zdroje” trafiła tam z powodu zatruć. Często, tak jak to było w minioną środę, nastolatkowie są tam przywożeni, będąc pod wpływem alkoholu, którego działanie wzmocnili środkami psychotropowymi. Jednak najczęściej są po zażyciu ogromnej ilości leków. Chociażby takich jak paracetamol.

- To bardzo dobry lek przeciwbólowy i przeciwgorączkowy - mówi prof. Andrzej Brodkiewicz, szef kliniki. - Ale połknięcie takich przeogromnych ilości tego specyfiku może zabić.

Paracetamol jest łatwo dostępny. Można go kupić w kiosku, sklepie spożywczym, na stacji benzynowej. Przez to jest wśród młodych ludzi, którzy chcą się zabić, „najmodniejszy”.

- Niestety, sprzedawany jest też w opakowaniach po 50 tabletek. Niewiele więc trzeba, by zgromadzić zapas - zauważa szef kliniki. - Gdyby sprzedawano go tylko po dziesięć tabletek, to wymagałoby od nastolatka więcej trudu. Może by się zniechęcił.

Tym, co może odstręczać potencjalnych samobójców od tego leku, jest wielkość tabletki. Trudno się ją połyka. Jednak są tacy, którzy dadzą sobie radę nawet z kilkudziesięcioma pigułkami. Na szczęście bardzo często organizm reaguje na nie wymiotami.

- A jeśli pacjent trafi do szpitala w miarę szybko, po dwóch dniach może wyjść do domu - podkreśla prof. Brodkiewicz. - Niestety, są tacy, którzy nie wymiotują, a trafiają do nas zbyt późno...

Połykanie paracetamolu to najczęściej manifestacja, a osoba próbująca się zabić nie zawsze chce umrzeć. Częściej chce zwrócić na siebie uwagę rówieśników czy dorosłych, którym na przykład chce zrobić na złość po domowej awanturze albo - paradoksalnie - próbując scalić rozpadające się małżeństwo rodziców.

W przypadku leków zażycie ich w niekontrolowanej ilości prowadzi m.in. do poważnego uszkodzenia wątroby. Z wywiadów przeprowadzonych z niedoszłymi samobójcami wynika, że często nie zdawali oni sobie sprawy z zagrożenia wynikającego z przedawkowania.

- Rozmawiałem z dziewczynką, którą wysłaliśmy do przeszczepu w Warszawie - opowiada rozmówca „Głosu”. - Kiedy jej powiedziałem, że dawka, którą przyjęła, mogła ją zabić, odpowiedziała z uśmiechem: „nie wiedziałam”. Ręce mi opadły. Poza tym zawsze robią na mnie wrażenie przyczyny, dla których ci młodzi ludzie próbują się zabić. To najczęściej konflikt z rodzicami o drobiazgi.

Część pacjentów, którzy otrzymali pomoc po zatruciu, z oddziału nefrologii kierowana jest na oddział psychiatryczny.

- Kiedy trafia do nas pacjent z objawami zatrucia, zadajemy mu trzy podstawowe pytania: kiedy zażył truciznę? ile tego środka połknął? co to było? Znając odpowiedzi na te pytania, możemy przystąpić do ratowania jego zdrowia - tłumaczy prof. Andrzej Brodkiewicz, szef Kliniki Pediatrii, Nefrologii Dziecięcej, Dializoterapii i Leczenia Ostrych Zatruć szczecińskiego szpitala „Zdroje”. - Kiedy się to nam uda przekazujemy pacjenta psychiatrom. Oni z kolei zadają inne pytanie: dlaczego?

Dlaczego dzieci odbierają sobie życie?

- Odpowiedzi są różne - mówi dr Małgorzata Wyrębska-Rozpara, lekarz kierujący Oddziałem Psychiatrii Dziecięcej i Młodzieżowej „Zdrojów”. - Często podłożem tych zachowań jest depresja, a próba odebrania sobie życia to dramatyczne wołanie o pomoc. Czasami jego przyczyną są błahe z punktu widzenia dorosłych powody, które dzieciom wydają się końcem świata: bo mama nie pozwoliła pójść na dyskotekę, nie kupi im najnowszego iPhone’a.

Rodzice muszą poświęcać dzieciom więcej uwagi. Kontrolować je, ale też rozmawiać z nimi nie bagatelizując ich problemów. Jeśli stracą z nimi kontakt, to na pytanie „dlaczego?” usłyszą już tylko odpowiedź „nie wiem”.

Cisza przed burzą

Kiedy rozmawiamy z lekarzami, na oddziale psychiatrycznym jest osiemnastu pacjentów. Jest cicho i spokojnie. Jednak lekarze nie mają złudzeń.

- To cisza przed burzą - mówi dr Wyrębska-Rozpara. - Za chwilę oddział znów będzie pękał w szwach.

Bo gdy rozpoczyna się rok szkolny, na oddział psychiatrii trafia więcej pacjentów, niż jest na nim łóżek. Tak jest od lat.

- W maju mieliśmy rekord, pięćdziesięciu pacjentów. Leżeli na korytarzach.

Z objawami lękowymi, depresją, anoreksją, epizodami samookaleczenia i zażywania środków psychotropowych trafiają tu już 11- i 12-latki. Wśród starszych 75 proc. przypadków to próby samobójcze. Ostatnio 16-latka po zażyciu narkotyków założyła sobie pętlę na szyję. Już wisiała, kiedy znalazł ją ojciec. Odciął ją w ostatniej chwili. Teraz dziewczyna leży na intensywnej terapii.

Pytamy psychiatrę o przyczyny podejmowania prób samobójczych przez młodzież i o to, co sprawia, że z roku na rok jest ich coraz więcej.

- Ile prób, tyle przyczyn - pada odpowiedź.

Niezmiennie od lat jednym z powodów, dla których młodzi chcą targnąć się na swoje życie, są kłopoty w rodzinie lub szkole: rozwody, alkohol, przemoc, molestowanie, dokuczanie przez rówieśników. Do tego jest jeszcze poczucie samotności. Młodzi nie umieją nawiązywać kontaktów. Boją się krytyki. Często są przez to przez równolatków nieakceptowani.

Nowym powodem przybywania pacjentów na oddziale jest też powrót do szkoły po długim okresie nauki zdalnej spowodowany pandemią COVID-19.

- Z pierwszej, wiosennej fali koronawirusa dzieci się ucieszyły - twierdzi dr Wyrębska-Rozpara. - To było coś nowego. Potem, przy kolejnych falach, zaczęło narastać zachwianie relacji rówieśniczych i uzależnienie od sprzętu cyfrowego. I nagle decyzja, że mają wrócić do szkoły. Na dodatek od uczniów zaczęto więcej wymagać, bo szkoły musiały nadrobić zaległości.

Wielu uczniów miało kłopoty z nauką i z kontaktami z rówieśnikami przed pandemią. Przejście na tryb zdalnej nauki było im na rękę. Powrót do budynku szkoły stał się katastrofą.

- U wielu starszych zauważamy lęk przed przyszłością, dorosłością, dojrzewaniem, podejmowaniem decyzji związanych z koniecznością napisania testów, wyborem szkoły średniej, kierunku studiów. Dla nich to zbyt duże obciążenie.

Nowym zjawiskiem jest też zadawane sobie przez młodych pytanie: kim jestem? Nawet 12-latki, najczęściej dziewczynki, zastanawiają się, jakiej są płci? Coraz więcej osób tego nie wie lub identyfikuje się z płcią przeciwną.

- I stykają się z niezrozumieniem. Akceptację częściej znajdują wśród młodych. Starsi mają z tym kłopot. Obecnie podczas konsultacji pytam: czy się czujesz chłopcem, czy dziewczynką. Kiedyś nie zadawałam takiego pytania.

Co zrobić, by uniknąć zatruć młodych ludzi? Przede wszystkim remanent w domowej apteczce. Trzeba też wprowadzić zasadę, że leki podaje wyłącznie rodzic. Poza tym należy utrudnić dzieciom dostęp do leków i innych środków chemicznych stosowanych w kuchniach i łazienkach.

Bo nie tylko nastolatki ulegają zatruciom lekami. Kilka miesięcy temu 11-miesięczny niemowlak połknął leżący na stole lek na potencję.

- Na Boga! Kto zostawia takie rzeczy na wierzchu? - pyta prof. Brodkiewicz.

Liczba zatruć rośnie

Specjaliści, którzy zajmują się zatruciami, zauważyli, że 40 proc. ostrych zatruć dotyczy dzieci do 5 r.ż. W tym okresie życia dzieci biorą do buzi wszystko - w ten sposób poznają świat. Zatrucia są więc przypadkowe. Między 6 a 12 r.ż. przypadków ostrych zatruć jest niewiele. Problem pojawia się dopiero u starszych nastolatków. Z tym że wtedy do zatruć najczęściej dochodzi w sposób zamierzony. Jak mówi Magdalena Knop ze „Zdrojów”, każdego roku lekarze z tego szpitala udzielają pomocy ponad trzystu takim pacjentom. Tylko w tym roku było ich już 291. Liczba ostrych, celowych, zatruć dzieci i młodzieży w Polsce dramatycznie rośnie. Rocznie to około 70 tys. przypadków.

Z danych policji wynika, że w ciągu pięciu miesięcy bieżącego roku zostało odnotowane o blisko 9 proc. więcej zamachów na własne życie niż w tym samym okresie rok wcześniej. Wśród kobiet liczba ta wzrosła o ponad 30 proc., a co trzecia taka próba zakończyła się śmiercią. Prawie 15 proc. wszystkich prób samobójczych dotyczyło osób w wieku od 13 do 18 lat, co oznacza wzrost o prawie 80 proc.

Jak pomóc przy próbach samobójczych?

W przypadku występowania nasilonych chęci targnięcia się na własne życie możliwa jest hospitalizacja psychiatryczna w trybie nagłym. Pomoc można także uzyskać, dzwoniąc na bezpłatny telefon zaufania. Dla dorosłych jest numer tel. 116 123 (czynny od poniedziałku do piątku w godz. 14-22). W przypadku dzieci i młodzieży telefon zaufania ma numer 116 111 i działa siedem dni w tygodniu przez całą dobę. Jest też Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka, nr 800 12 12 12, który jest bezpłatny i czynny całą dobę.

Ogród sensoryczny w szpitalu w Zdrojach. Czym jest hortitera...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Próby samobójcze dzieci w Szczecinie. Liczba rośnie dramatycznie. Jak można pomóc? - Głos Szczeciński

Wróć na i.pl Portal i.pl