Proces profesora toczy się od marca 2016 roku. Sama sprawa zaczęła się zatrzymaniem go w lutym 2013 roku. Proces jest niejawny. Piotr Ż. od początku do jakichkolwiek zarzutów się nie przyznaje. A są poważne. Mowa jest o gwałtach, próbach gwałtu i uzależnianiu zaliczenia przedmiotów studentkom od „spotkań o charakterze seksualnym", wyjścia na drinka czy do teatru. Profesor jest pewien, że proces skończy się korzystnie dla niego. Zarzuty – mówił o tym zaraz po swoim zatrzymaniu – to zemsta służb specjalnych. Za to, że nie chciał z nimi współpracować.
Tymczasem dziś rano – kilka godzin przed terminem rozprawy, na której sąd miał usłyszeć końcowe stanowiska oskarżenia i obrony – po Piotra Ż. przyjechała policja. Został zatrzymany na polecenie Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze. Tu prowadzone jest śledztwo w sprawie przyjmowania łapówek przez lekarza sądowego na co dzień zatrudnionego we wrocławskim Dolmedzie. Doktor miał w gabinecie ukrytą kamerę. Jednym z rzekomych łapówkodawców – według śledczych – był profesor Piotr Ż.
Lekarz mógł wystawiać zaświadczenia, usprawiedliwiające nieobecność w sądzie albo w prokuraturze. Profesor – za 200 zł domniemanej łapówki – miał dostać usprawiedliwienie związane z wezwaniem do jednej z wrocławskich prokuratur rejonowych. Do jakiej sprawy i w jakich charakterze miał tam być przesłuchiwany, tego nie wiemy.
Na przesłuchaniu w Jeleniej Górze profesor Ż. nie przyznał się do zarzutu. Został zwolniony do domu. - Czy to przypadek, ze akurat w dniu jednej z ostatnich rozpraw wieloletniego procesu zatrzymywany jest oskarżony? Rzecznik jeleniogórskiej prokuratury Tomasz Czułowski mówi, że sąd był powiadomiony o planach związanych z zatrzymaniem profesora. A prokuratura wiedziała, że rozprawa i tak zostanie odwołana, bo zachorował jeden z ławników.