Na konferencji prasowej z Alaksandrem Łukaszenką Władimir Putin powrócił do kwestii rosyjskich postulatów wobec Zachodu w sferze bezpieczeństwa, w tym żądania nierozszerzania NATO i powrotu infrastruktury Sojuszu do stanu z 1997 roku. Oświadczył, że USA i kraje NATO "nie są nastawione na adekwatne traktowanie" tych kluczowych żądań Rosji. Jednocześnie - przyznał - zaproponowały one pewne pomysły dotyczące bezpieczeństwa europejskiego i Rosja "jest gotowa o nich dyskutować". Podkreślił przy tym, że Rosja "gotowa jest iść drogą negocjacji, pod warunkiem, że wszystkie kwestie będą rozpatrywane razem" z tymi priorytetowymi żądaniami Moskwy. Może to sugerować, że Kreml chce wciąż negocjować z Zachodem. Być może na początku przyszłego tygodnia dojdzie do spotkania Blinkena z Ławrowem w Helsinkach lub Genewie.
Rosyjski prezydent zabrał też głos w sprawie sytuacji w Donbasie - co pokazuje, że Kreml z premedytacją eskaluje napięcie w tym regionie. Do niedawna głos zabierał w tej kwestii tylko rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow. W piątek zrobił to Siergiej Ławrow, a wreszcie - po spotkaniu z Łukaszenką - sam Putin.
Doniesienia o potencjalnym ataku Rosji na Ukrainę Putin określił jako "wrzutki". Oświadczył, że do osłabienia napięcia wokół Ukrainy konieczna jest realizacja porozumień mińskich i wymienił jako warunek to, by "Kijów zasiadł do negocjacji z przedstawicielami Donbasu". Oświadczył także, że na Ukrainie "masowo i systematycznie naruszane są prawa człowieka", a w Donbasie "sytuacja się zaostrza".
Łukaszenka z kolei zapewnił że "nikt nie chce wojny", ani zaostrzenia konfliktów. Oskarżył przy tym Zachód o agresywne działania i oznajmił, że Białoruś i Rosja "są zmuszone" do poszukiwania sposobów zapewnienia sobie bezpieczeństwa.
