To jak mieszka 55-letni Wacław Dąbrowski, chory na nowotwór, ze stomią może szokować. Drewniany dom usytuowany na uboczu, z dala od innych domostw. W środku wzbudza przerażenie. W okropnie zimnym pomieszczeniu na wersalce siedzi w kurtce i czapce przemarznięty mężczyzna. W środku niewielkiego pokoju jest mały stolik z podręcznymi rzeczami, po przeciwnej stronie ściana zagracona pudełkami, szmatami, starymi butami. Na podłodze wiadra, do których lokator załatwia swoje potrzeby, bo nie ma ani łazienki, ani ciepłej wody.
- Najbardziej dokucza mi zimno, w nocy ciężko w takiej temperaturze zmrużyć oko. Po wodę muszę chodzić do studni co przy mroźnej zimie jest wielkim kłopotem. Na dodatek choroba, na która zapadłem ponad pięć lat temu – mówi pan Wacław. – Nowotwór zaczął się od dokuczliwych zaparć, w kończy już nie mogłem wytrzymać z bólu, przyjechała do mnie karetka i zabrała mnie do szpitala. Tam stwierdzono raka odbytu i założono mi sztuczny odbyt. Co miesiąc jeżdżę na kontrolę do Kielc, do Centrum Onkologii. W domu nie mam żadnych warunków do leczenia. Przy tym schorzeniu ważna jest codzienna higiena i właściwe odżywianie, co w mojej sytuacji jest zupełnie niedostępne.
Przedpokój wygląda podobnie jak pokój, w którym Wacław Dąbrowski śpi. Zimny i zagracony, zarówno wiadrami jak i puszkami po konserwach. Nie ma żadnego miejsca w domu, w którym można by się było dobrze poczuć.
- Nie mam już siły do życia – mężczyzna zaczyna szlochać.
- Wcześniej miałem normalną pracę, byłem palaczem. Potem wszystko się pokomplikowało, musiałem zająć się w domu mamą. W końcu zmarła na zapalenie płuc. Jak żyła, to coś gotowała, nie byłem taki samotny. Tak się złożyło, że nie ułożyłem sobie życia osobistego, nie mam nikogo bliskiego, kto mógłby mnie wesprzeć. Wprawdzie mam brata, mieszka niedaleko, ale zupełnie się ode mnie odciął - opowiada.
Wacław Dąbrowski skarży się, że najbardziej cierpi z powodu zimna. – Przez ostatnie dwa miesiące nie miałem pieniędzy na węgiel, w czasie tych mrozów w mieszkaniu było przeraźliwie zimno – narzeka załamany. – Prosiłem o pomoc w zakupie węgla, interweniowałem w Ośrodku Pomocy Społecznej w Łagowie, ale bezskutecznie, nie otrzymałem pomocy. Już czwarty miesiąc okropnie marznę.
Marta Kowalska, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łagowie mówi, że mężczyźnie trudno jest pomóc, bo nie są wstanie zapewnić mu innych warunków lokalowych. – Kiedyś daliśmy mu 1000 złotych, miał za to kupić węgiel, a wydał na inne rzeczy – informuje kierownik. - Mam świadomość, że przy stomii powinien mieć łazienkę, wodę, dlatego proponowaliśmy przeprowadzkę do Domu Pomocy Społecznej, ale on nie chce opuszczać swojego domu. Jakiś czas temu przebywał cztery miesiące w hospicjum, ale nie chce tam wracać. Nasz pracownik był u niego ostatnio, zdecydowaliśmy o zakupie węgla za 450 złotych.
Mieszkaniec Woli Łagowskiej wyjaśnia, że faktycznie dostał 1000 złotych, ale kupił za nie butlę gazową, jedzenie i leki. – Mając raka odbytu muszę jeść coś gotowanego, kuchnia była mi bardzo potrzebna – tłumaczy. – Jeśli chodzi o hospicjum, to przetrwałem tam z trudem kilka miesięcy, bo atmosfera była niesamowicie przygnębiająca, stale ktoś umierał, wykończyło mnie to.
Zagubiony mężczyzna z Woli Łagowskiej mówi, że najbardziej marzy o tym, żeby jacyś ludzie, może młodzież pomogła mu posprzątać dom i stworzyć łazienkę. Mógłby wtedy normalnie funkcjonować. Rozpacza, że sam nie ma na to pieniędzy. 650 złotych zasiłku stałego jakie otrzymuje na miesiąc przeznacza na leki, jedzenie, przejazdy do lekarzy. Mówi, że dopóki będzie miał siłę do chodzenia, to nie chciałby opuszczać rodzinnego domu. Ale bez pomocy ludzi sobie nie poradzi.