Dorobek Jakuba Karolaka w czterech pierwszych finałach Energa Basket Ligi to zaledwie... jedna asysta. Na pierwszy rzut oka – fatalnie. Należy jednak podkreślić, że 29-latek tylko w jednym z tych spotkań podniósł się z ławki. Na parkiecie spędził nieco ponad 4,5 minuty.
Kiedy Śląsk przegrywał z Kingiem już 0-3, jednym z najczęstszych zarzutów, jakie kibice WKS-u kierowali w stronę trenera Ertuğrula Erdoğana, było trzymanie w rezerwie zawodników, którzy w trudnych momentach mogliby wesprzeć zespół celnymi rzutami za trzy punkty.
Czy turecki szkoleniowiec zasugerował się opinią fanów „Trójkolorowych”? Tego nie wiemy. Faktem jest jednak, że danie szansy Karolakowi w piątym finale było strzałem w dziesiątkę. Zawodnik mogący grać na pozycji rzucającego i niskiego skrzydłowego zdobył 6 z 11 „trójek” całej drużyny, rzucając z dystansu ze skutecznością na poziomie 75 proc. Gdy rozpoczął drugą połowę od trzech celnych rzutów za trzy w ciągu dwóch minut, koszykarze, sztab szkoleniowy i kibice Śląska łapali się za głowy. Karolak ostatecznie zakończył mecz z 22 punktami.
– Udało nam się zatrzymać rywali na 70 punktach. Jestem bardzo zadowolony, że przedłużyliśmy serię i że dałem swój impuls naszej ekipie. Nie będę też ukrywał, że jestem zmęczony. Przed nami jeszcze dwa mecze. Ale nie chcę wybiegać w przyszłość, bo najważniejszy jest teraz ten najbliższy w Szczecinie. Mam nadzieję, że wrócimy na siódme spotkanie do Wrocławia – powiedział Karolak.
Śląsk już dwukrotnie przekładał fetę Kinga z okazji pierwszego w historii klubu mistrzostwa Polski. W finałowej serii to wciąż zespół ze Szczecina znajduje się w lepszej sytuacji i prowadzi 3-2. – Niezależnie, jak zakończy się ta rywalizacja, już teraz mogę powiedzieć, że jestem dumny z tej drużyny. W dwóch ostatnich meczach moi zawodnicy pokazali wielki charakter, bo nie jest łatwo się podźwignąć, przegrywając 0-3. To był dla nas bardzo ważny mecz, musieliśmy wygrać, aby pozostać w grze. Jestem zadowolony z postawy zespołu, ponieważ pomimo tego, że wypadło nam trzech zawodników obwodowych (kontuzje Łukasza Kolendy, Justina Bibbsa i Vasy Pušicy – przyp. red.), moi zawodnicy udźwignęli ciężar – stwierdził na pomeczowej konferencji Erdoğan.
Trener Śląska postanowił wyróżnić dwóch graczy. – Świetnie zagrali wszyscy, ale szczególnie chciałbym zwrócić uwagę na Jakuba Karolaka i Olka Wiśniewskiego. Może statystyki tego drugiego tego nie pokazują, ale wykonał dzisiaj kawał dobrej roboty w defensywie. To jednak jeszcze nie czas na celebracje, bo przed nami kolejny ważny mecz – dodał 54-letni trener.
Koszykarze obu ekip po ostatnim spotkaniu w Hali Stulecia mają niespełna trzy doby na regenerację przed kolejnym starciem. Szósty mecz finałowy zaplanowano na czwartek (godz. 20:00) w szczecińskiej Netto Arenie. – Nie braliśmy pod uwagę tego, że Śląsk już się nie podniesie. Nie możemy myśleć „jakoś to będzie” lub „mecz się przepchnie”. Trzeba postawić swoje warunki, wyjść z charakterem, dobrze grać w obronie – mówi Mateusz Kostrzewski, zawodnik Kinga. – W czwartym i piątym spotkaniu finału to się nam nie udało. Były błędy, mankamenty, ale nie uniknie się ich w takiej serii. Dla kibiców, popularności czy oglądalności to chyba jednak dobrze, że finał jeszcze trwa i czeka nas kolejne starcie – dodał.
Klub Kibica WKS Śląsk Wrocław Basketball przygotowuje zorganizowany wyjazd na czwartkowy mecz w Szczecinie. Więcej szczegółów pod numerem telefonu: 733 366 812.
