Robert Brylewski nie żyje
Robert Brylewski zmarł w niedzielę rano w warszawskim szpitalu, o jego śmierci poinformowała rodzina na Facebooku zespołu Izrael, którego był założycielem i liderem.
- Z wielkim żalem powiadamiamy, że dziś rano, po kilkutygodniowej śpiączce, spowodowanej ciężkim urazem zmarł Robert Brylewski. Nasz tata, partner, syn, przyjaciel, dowódca naszych międzygalaktycznych i muzycznych podróży. Prosimy o uszanowanie naszej prywatności w tym trudnym czasie - napisano na Facebooku.
Robert Brylewski: Pogrzeb na Powązkach
Robert Brylewski spocznie dziś, w piątek, 15 czerwca na Powązkach. Pogrzeb Roberta Brylewskiego rozpocznie się o godz. 10:15.
Robert Brylewski zostanie pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.
Data i godzina pogrzebu zostały podane przez zespół Izrael.
Robert Brylewski: przyczyny śmierci
Robert Brylewski miał 57 lat. Zmarł nie wybudzając się ze śpiączki, w którą zapadł na skutek ciężkiego urazu. Muzyk miał zostać ciężko pobity na początku roku na Warszawskiej Pradze. I jego śmierć może być pokłosiem tamtych wydarzeń.
Poznaliśmy wstępne wyniki sekcji zwłok Roberta Brylewskiego.
- Ze wstępnych wyników sekcji zwłok wynika, że przyczyną śmierci mężczyzny była niewydolność krążeniowo-oddechowa - informuje nas Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga
Przyczyny śmierci Roberta Brylewskiego podane są na razie bardzo ogólnie. Szczegóły będą znane dopiero za jakiś czas. - Bezpośrednie przyczyny śmierci otrzymamy w protokole posekcyjnym. Ten otrzymamy za dwa-trzy miesiące - dodaje.
- Sprawca, który zaatakował muzyka, został zatrzymany i przebywa w areszcie śledczym na Białołęce w Warszawie. – Prokuratura zarządziła sekcję zwłok, która zostanie wykonana jeszcze w tym tygodniu. Została również zmieniona klasyfikacja czynu. Mężczyźnie grozi 10 lat więzienia – mówi Renata Mazur z Prokuratury Praga-Północ.
Według informacji uzyskanych od bliskich Roberta Brylewskiego, muzyk w styczniu tego roku trafił do szpitala w Warszawie w ciężkim stanie po brutalnym pobiciu przez znanego mu mężczyznę - syna byłej właścicielki mieszkania, w którym miał zamieszkać Brylewski ze swoją przyjaciółką. Powodem ataku na muzyka miał być konflikt związany z zakupem mieszkania.
Muzyk stracił przytomność. Nieprzytomny został przewieziony karetką pogotowia do szpitala. Tam przeszedł udaną operację trepanacji czaszki. Jednak po kilkunastu dniach ponownie wrócił do szpitala, aby poddać się kolejnej operacji operację. Był w ciężkim stanie i zapadł w śpiączkę, z której się nie wybudził.
Robert Brylewski zmarł w wyniku problemów z krążeniem i zatrzymaniem akcji serca.
Robert Brylewski związany ze Śląskiem
W życiorysie Brylewskiego nie brakuje też fundamentalnych śląskich wątków. Z całą pewnością można określić go mianem "syna Śląska", bo jego rodzice byli solistami Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk.
"Miałem 200 wujków i cioć. W Koszęcinie w starym pałacu na wsi odbywały się próby, a obok stały dwa bloki mieszkalne dla zespołu i jego rodzin. Nie dość, że to była niesamowita mieszanka kulturowa, to jeszcze ci ludzie jeździli po świecie więcej, niż dyplomaci" - opowiadał przed laty Brylewski w wywiadzie w "Playboyu".
To dzięki Śląskowi Brylewski w ogóle został muzykiem. Bo z Zachodu jego rodzice przywozili m.in. płyty z zagraniczną muzyką.
"Dzięki nim poznałem np. czarną muzykę z wytwórni Motown. Wszystko to było zorganizowane przez Stanisława Hadynę, pasjonata, który jeździł po wsiach spisując ludową muzykę i szukając talentów, ale też doskonale odnalazł się w tej rzeczywistości, choć nie był komuchem. Efekty były powalające, bo do końca lat 60. zespół Śląsk miał szokujący poziom" - mówił Brylewski.
Robert Brylewski urodził się 25 maja, 1961 roku. Uznawany jest za jednego z najlepszych polskich gitarzystów oraz za czołową postać polskiej sceny punkrockowej i reggae.
Lider i współzałożyciel zespołów takich zespołów jak Kryzys i Brygada Kryzys, grającego reggae Izraela, a także współzałożyciel grupy Armia, w której w latach 1985–1993 był gitarzystą.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
PROGRAM TYDZIEŃ: Magazyn reporterów Dziennika Zachodniego