- Wszystkie kochamy gotować. To fakt, ale tak na prawdę szukałyśmy po prostu odpowiedniej kuchni - opowiada Katarzyna Goździk, która 18 lat temu do Kobióra przeprowadziła się z osiedla Tysiąclecia w Katowicach. - Wymarzoną kuchnię znalazłyśmy właśnie tu. Chciałyśmy po prostu zaprawiać konfitury i inne przetwory, ale skoro i tak musiałyśmy wynająć cały lokal, to był to znak, by otworzyć restaurację - dodaje.
I tak też się stało.
- Dziś na obiad są solanka i drobiowe pulpety. Pyszne! Polecam, niech pani spróbuje - zachwala jeden z gości, który właśnie kończy jeść swój obiad.
- Za każdym razem jak gotuję solankę, dziękuję pani Tatiance, że jeszcze przed śmiercią zostawiła przepis na tę wyjątkową zupę - mówi Olga Białożyt, która do Kobióra emigrowała z pobliskich Tychów. - Nie, ta zupa nie jest słona. Wszyscy klienci o to pytają. To jakby połączenie zup ogórkowej i pomidorowej - opowiada.
A pytać mają o co, bo tu goście cały czas są zaskakiwani.
- Mamy taką tradycję przy podawaniu solanki: najpierw podajemy przystrojony talerz, a dopiero po chwili wchodzi podana w wazie zupa. Przez tę chwilę głodni klienci zastanawiają się, co mają jeść - mówi pani Olga.
To jednak nie koniec niespodzianek, jakie w restauracji czekają na klientów. Znajdują się tu bowiem... łóżka. I dla tych dużych i dla tych małych gości. - To pomysł naszych mężów, którzy razem pracują i twierdzą, że po jedzeniu trzeba odpocząć - mówi pani Kasia. - Niebawem nad łóżkiem zawiśnie napis "Zjadłeś, odpocznij. Odpocząłeś, zjedz". Tylko na wszystko ciągle brak czasu- przyznaje - mówi pani Kasia.
Trzy koleżanki w restauracji pracują bez ustanku. Jak mówią, sporo tu zostało po rewolucjach Magdy Gessler, ale pani Kasia "Kredens Obfitości" urządza według zasad feng shui.
- To jej pasja, tak jak pieczenie pysznych ciast, to pasja naszej trzeciej wspólniczki, Bożeny Sowuli, mieszkanki Kobióra - opowiada pani Olga. - A ja? Ja się interesują zdrową żywnością. Dlatego gotujemy według zasad pięciu przemian. Smak musi być kwaśny, gorzki, słodki, ostry lub słony. Ale przede wszystkim ma być zdrowo, stąd własne przetwory - opowiada.
Teraz jest sezon na pomidory, więc przyjaciółki kupiły ich 200 kg i zrobią przetwory na całą zimę. A tu jeszcze dożynki i mnóstwo rezerwacji w kalendarzu.
- Dziś zabrałam się za mycie okien, Bożenka jest na zakupach, a Kasia musi skończyć dekoracje - mówi pani Olga.
Koleżanki przyznają, że pracę w restauracji przepłacają życiem rodzinnym.
- Mężowie tęsknią, my też, ale co mamy zrobić, kiedy pracy tak dużo? Trzeba pracować - stwierdza pani Kasia.
I to właśnie dzięki ciężkiej pracy klienci "Kredensu Obfitości" zachwalają tutejszą kuchnię: "Byłem, pyszne jedzenie" - pisze internauta Jacek na naszym portalu pszczyna.naszemiasto.pl. Wschodnią kuchnię, bo w takiej specjalizuje się lokal, zachwal także wójt gminy Kobiór, Stefan Ryt. - Jedna z właścicielek pochodzi z Ukrainy. Do "Kredensu" koniecznie trzeba się wybrać na pierogi - poleca wójt.
- Pochodzę z Ukrainy i moim klientom chcę podawać takie same pyszności, jakie jadłam w dzieciństwie - przyznaje pani Olga. - To największa radość i najlepsza zapłata kiedy widzę zostawione przez klientów puste talerze- dodaje.
To jednak nie są jedyne korzenie wschodnie "Kredensu Obfitości". Wspomniana wcześniej pani Tatiana, z pochodzenia Rosjanka, to była teściowa pani Kasi. W zaciszu kobiórskim układa się wspaniała przyjaźń polsko-ukraińsko-rosyjska. Cieszą się z niej najbardziej goście, bo daje niebywały efekt kulinarny: w restauracji je się smacznie i zdrowo.
- Kiedy wszystkie stoliki w lokalu są zajęte, trzy kuchenki to zbyt mało. Tak się nam przynajmniej na początku wydawało - przyznaje pani Olga. - Nie chciałyśmy, żeby klient musiał długo czekać na swoje danie, ale teraz wiemy, że to konieczne - przyznaje.
Klient odczekać swoje musi, bo tu karta dań codziennie jest inna, komponowana według sezonowych produktów. Na odgrzewane dania nie ma co liczyć, bo właścicielki niczego nie mrożą i - jak twierdzą - ich potraw w mikrofalówkach odgrzewać nie wolno. Nie wierzycie? Zajrzyjcie państwo do wnętrza "Kredensu".