Nową datę plebiscytów, mających stworzyć pozory uzasadnionego przyłączenia okupowanych terenów Ukrainy do Rosji ogłosił sekretarz Rady Generalnej rządzącej proputinowskiej partii „Jedna Rosja” Andrej Turczak.
Za najlepszą datę do przeprowadzenia referendów polityk uznał 4 listopada, czyli rosyjski Dzień Jedności Narodowej, będący świętem państwowym, obchodzonym co roku na cześć zdobycia w 1612 roku przez rosyjskich powstańców moskiewskiego Kremla, opanowanego wcześniej przez wojska Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Według Turczaka, co do słuszności przeprowadzenia referendów we wskazanym przez niego terminie „nie może być żadnych wątpliwości”.
„To jest data historyczna, która nas wszystkich jednoczy. Jednoczy w tej samej przestrzeni Russkiego miru, o którym marzą mieszkańcy Donbasu i wyzwolonych terytoriów”
– napisał rosyjski polityk na swoim kanale w Telegramie.
O tym, że z przesunięciem daty referendów na późniejszy termin pogodziły się władze okupacyjne zajętych przez Rosjan terytoriów potwierdza oświadczenie Kiriłła Stremousowa, wiceszefa okupowanego obwodu chersońskiego, na terenie którego toczą się obecnie ciężkie walki między Siłami Zbrojnymi Ukrainy a okupacyjną armią rosyjską. Stremousow w rozmowie z rosyjską agencją TASS oznajmił, że solidaryzuje się z moskiewskim politykiem i będzie szykował referendum na 4 listopada.
Nad przesunięciem referendów na późniejszy niż wrześniowy termin na Kremlu zastanawiano się już od połowy sierpnia, kiedy stało się oczywiste, że rosyjska ofensywa szwankuje, i zamiast wzięcia pod całkowitą kontrolę terytoriów marionetkowych Donieckiej oraz Ługańskiej Republik Ludowych (DRL oraz ŁRL) Rosjanom udało się okupować zaledwie 60,2 procent obwodu donieckiego, powiększając w ciągu miesiąca okupowany teren o zaledwie 0,5 procent.
Na Kremlu zaczęto opracowywać wówczas alternatywny scenariusz aneksji okupowanych terytoriów. Jeden z nich zakładał, iż referendum o przyłączeniu Donbasu do Rosji zostanie przeprowadzone zimą. Taka koncepcja miała jednak poważne wady, gdyż groziła tym, że opinia publiczna w Rosji zrozumie, iż operacja wojenna Putina nie przebiega zgodnie z planem i wymaga znacznej korekty wcześniej ustalonych terminów.
Wszystko wskazuje na to, iż na Kremlu zwyciężyło kompromisowe podejście, zakładające przeprowadzenie referendów jeszcze w tym roku, nawet jeśli nie obejmą one całego terytorium Donbasu, którego zdobycie Rosjanie odłożą na późniejszy termin.
Nawet tego dwumiesięcznego przesunięcia terminu referendum rosyjski dyktator Władimir Putin nie chciał ogłosić sam, zrzucając odpowiedzialność na kierownictwo podległej sobie partii „Jedna Rosja”.
Zachowawczość Putina może się wiązać z obawą, iż tej jesieni jego armii nie uda się kontynuować ofensywy.
Wiele wskazuje na to, że mieszkańcy okupowanych przez Rosjan terenów nie garną się do Russkiego miru, o którym, jak zapewnia Andrej Turczak, mieli marzyć. Po rozpoczęciu przez okupacyjne władze rozdawania mieszkańcom okupowanych terenów paszportów Federacji Rosyjskiej, po dokument zgłosiło się w obwodzie chersońskim raptem 23 tysiące (na około milion) mieszkańców, a w zaporoskim 35 tysięcy (na 1,6 miliona).
Tymczasem wiceszef okupacyjnej administracji obwodu chersońskiego Kiriłł Strtemousow stawia sobie ambitny, ale absolutnie nierealny do spełnienia, cel - przekonać do głosowania za dołączeniem do Rosji co najmniej 80 procent mieszkańców okupowanego obwodu.
lena
