- Wszystko się zmieniło – mówi 27-letni nauczyciel języka angielskiego Rusłan w rosyjskim mieście w pobliżu granicy z Ukrainą.
Szebekino oddalone jest o 60 km od granicy stało się nową częścią linii frontu. Ukraina zintensyfikowała bowiem ataki w Rosji, w tym na obszary mieszkalne w pobliżu jej własnych granic.
Miasto duch w ciągu doby
- Miasto wymarło w ciągu 24 godzin - mówił Rusłan w rozmowie z The New York Times. Mężczyzna ewakuował się w po pierwszych ostrzałach.
Inni mieszkańcy dodają, że czują niepokój. Podobnie jak Rusłan, większość podaje tylko imiona, bojąc się zemsty za mówienie o wojnie.
- Szebekino było cudownym miasteczkiem na granicy z Ukrainą, pełnym życzliwych sobie ludzi – opowiada 37-letnia Darya, pracownik sektora publicznego. - Teraz w mieście jest ból, śmierć i nędza. Nie ma prądu, transportu publicznego. Tylko puste, zrujnowane miasto w dymie.
Trudności są znane Ukraińcom, którzy widzieli miasta zniszczone takie jak Bachmut. Tak samo nieprzespane noce mieli mieszkańcy Kijowa. Ale wielu Rosjan nie spodziewało się, że coś podobnego wydarzy się na ich terenie.
Eksplozje są też słyszalne w Biełgorodzie, stolicy regionu, 30 km na północ od Szebekino. Miejscowi coraz częściej szukają dostępu do piwnic, które mogą służyć jako schrony.
Zmienili zdanie o wojnie
- Jesteśmy w punkcie zwrotnym – mówi Oleg, biznesmen. - Kiedy to się zaczęło ludzie, którzy się temu sprzeciwiali, stanowili mniejszość. Teraz, po kilku dniach ostrzału, zmieniają zdanie.
Gubernator regionu Biełgorod, Wiaczesław Gładkow, mówi, że 2500 mieszkańców ewakuowano dalej od granicy. Tysiące innych wyjechało z własnej woli.
Gładkow dodaje, że w ostatnich dniach w wyniku ostrzału zginęło siedmiu mieszkańców. Nie jest jasne, ilu Rosjan zginęło w całym regionie przygranicznym.

lena