Do tragedii – wynika z naszych ustaleń – przyczyniła się seria niezrozumiałych decyzji jeleniogórskiego sądu. Ta historia zaczęła się jesienią ubiegłego roku, kiedy Krzysztof S. rzucił się na funkcjonariuszy Straży Leśnej. Jeden z nich musiał użyć broni i postrzelił napastnika w nogę. Mężczyzna trafił do aresztu. W śledztwie przebadali go lekarze, którzy orzekli, że jest niepoczytalny i trzeba go leczyć.
Na początku marca prokuratura przesłała sądowi wniosek o przymusowe leczenie psychiatryczne. Sąd nie zajął się nim jednak. Zamiast tego zaczął się zastanawiać czy prokuratura właściwie zakwalifikowała przestępstwo, zarzucane Krzysztofowi S. Zdecydował zwrócić śledztwo do prokuratury, by ta uzupełniła postępowanie. Prokuratura odwołała się od tej decyzji i wygrała. Sprawa wróciła do sądu rejonowego.
Był już początek kwietnia. Wniosek o przymusowe leczenie chorego młodego mężczyzny wciąż nie był rozpatrzony. A sąd – wciąż nie podejmując żadnej decyzji - wypuścił Krzysztofa S. z aresztu. Przypomnijmy – zdaniem lekarzy to chory, niebezpieczny dla otoczenia człowiek. Powinien być leczony w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym.
Śledczy odwołują się od tej decyzji i znowu wygrywają. Ale mężczyzna jest już na wolności. Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze 19 kwietnia postanowił o zastosowaniu aresztu. - Takie decyzje, jeszcze tego samego dnia przekazywane są policji, która ma za zadanie zatrzymać mężczyznę i doprowadzić go do aresztu – mówi rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze sędzia Tomasz Skowron.
Dlaczego postanowienia z 19 kwietnia nie udało się policji wykonać w tak długim czasie? Tego nie wiadomo.
