Śmierć w zagajniku na skraju Retkini
Lekarka nie zostawiła listu pożegnalnego i trudno ocenić co było przyczyną tego desperackiego kroku. Nie jest jednak wykluczone, że gdy wyrok uprawomocnił się postanowiła popełnić samobójstwo. Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, zażyła dużą porcję środków nasennych, popiła alkoholem, wyszła z mieszkania w Łodzi na Retkini, udała się w stronę lotniska na Lublinku i zasnęła w zagajniku około pół kilometra od domu. Tam ją znaleziono. Niestety, nie żyła.
Afera z trefnymi zwolnieniami wstrząsnęła światkiem prawniczym w Łodzi. Oskarżona jako lekarz sądowy – jak ustalili śledczy - nie badała prawników i nie weryfikowała zaświadczeń, tylko w ciemno je zatwierdzała. Dzięki temu adwokaci i radcy prawni mieli „podkładkę”, że nie mogą uczestniczyć w rozprawie sądowej, na czym im zależało. Zwolnienia lekarskie mieli otrzymywać w tak nietypowych miejscach, jak... basen, restauracja, urząd pocztowy, salon fryzjerski czy siedziba spółdzielni mieszkaniowej.
Lekarka sądowa usłyszała 120 zarzutów
Podczas śledztwa oskarżona przyznała się do winy, wyraziła skruchę i odsłoniła kulisy procederu. Co znamienne, lekarka raczej nie przyjmowała pieniędzy od prawników. Jedynie w kilku przypadkach – jak twierdzą śledczy – przyjęła 50-100 zł, zaproszenie na obiad lub alkohol w postaci dwóch butelek dobrego wina.
Według prokuratury, lekarka sądowa usłyszała 120 zarzutów, co oznacza, że tyle wypisała lewych zwolnień lekarskich. Wśród beneficjentów było 50 prawników: 40 adwokatów (w tym wielu znanych) i 10 radców prawnych. Pozostali amatorzy zwolnień to osoby cywilne, jak np. wezwani do sądu świadkowie, którzy nie chcieli uczestniczyć w rozprawie.
