Paweł Wiśniewski: Właśnie mijają cztery miesiące, kiedy wygrałeś wybory na prezesa największej sportowej centrali dotowanej z budżetu państwa czyli Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Wygodny jest ten fotel?
Sebastian Chmara: W moim przypadku nie jest to jakaś wielka zmiana. W PZLA jestem od wielu lat. Różnica polega na tym, że teraz mam nieco więcej obowiązków. W kwestiach marketingowych wspiera mnie Marek Plawgo, w związku pozostał Tomasz Majewski. Mam to szczęście, że mam stabilny zarząd - to ludzie, którzy są związani z lekkoatletyką od wielu lat. Nie ukrywam jednak, że moje życie trochę się przemeblowało, muszę więcej czasu spędzać w Warszawie. A rodzina mieszka w Bydgoszczy.
To zrozumiałe. Z czym jest dzisiaj najwięcej pracy?
Niezwykle czasochłonne są kwestie reprezentacyjne czyli spotkania z różnymi środowiskami, różnymi partnerami PZLA. Wcześniej tym się nie zajmowałem.
Czy miałeś już okazję spotkać się z prezydentem World Athletics, Baronem Coe of Ranmore in the County of Surrey?
Niestety, jeszcze nie. W ostatnich miesiącach był mocno skoncentrowany na wyborach na prezydenta Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Ostatecznie - jak wiemy - kandydatura Sebastiana Coe przepadła. Wygrała Kirsty Coventry. Mam jednak za sobą liczne spotkania z władzami europejskiej lekkoatletyki. W Polsce, ale w Apeldoorn, w trakcie HME rozmawiałem z prezydentem European Athletics - Dobromirem Karamarinowem. Jesteśmy w stałym kontakcie telefonicznym. Chcemy powalczyć o mistrzostwa Europy na otwartym stadionie, które odbędą się w 2028 roku. Myślimy o Chorzowie. Ponadto, Toruń złożył aplikację na halowe mistrzostwa Europy w 2029 roku.
A przecież już w przyszłym roku, Toruń będzie gospodarzem halowych mistrzostwa świata…
Zgadza się. To już przyznane. „Arena Toruń” gościć będzie najlepszych z najlepszych. Ale to nie koniec - staramy się o organizację połączonych mistrzostw Europy juniorów i młodzieżowców, które w 2027 roku mogłyby się odbyć w Bydgoszczy. Taka impreza ma potrwać nawet ponad tydzień. Decyzję zapadną już wkrótce, w maju. A przecież Robert Korzeniowski również zabiega swoimi kanałami o Puchar Świata w chodzie sportowym. Jak widać, nasze zaangażowanie międzynarodowe jest całkiem spore…
Za chwilkę może się okazać, że Polska jest stolicą europejskiej lekkoatletyki…
Jeżeli nasza aktywność okaże się skuteczna, tak właśnie będzie. Mistrzostwa Europy na Stadionie Śląskim to byłaby taka wisienka na torcie. To przecież największe zawody lekkoatletyczne na Starym Kontynencie. I moim zdaniem, z punktu widzenia ogólnej promocji czy popularyzacji naszego sportu, zdecydowanie korzystniejsze i atrakcyjniejsze niż… mistrzostwa świata, które odbywają się w innych strefach czasowych. Wówczas różnie to bywa z oglądalnością i zainteresowaniem. Świetnym przykładem są tu niedawne halowe mistrzostwa świata w chińskim Nankinie. Nie wszyscy mają ochotę wstawać w środku nocy, przerywać sen i oglądać sesje poranne z Azji… W Europie nie mamy takiego problemu. Taka impreza, 6-7-dniowa jest naprawdę bardzo atrakcyjna, nawet medialnie, dla każdego kibica.
Jaki jest sens, aby w ciągu ledwie dwóch tygodni, lekkoatleci brali udział w dwóch wielkich, prestiżowych imprezach - halowych mistrzostwach świata i Europy?
Oczywiście, ta formuła nie sprawdziła się. Wszyscy wiemy jednak, dlaczego tak się stało. Pierwotnie HMŚ miały się odbyć w Nankinie w 2020 roku. Ale w związku z pandemią koronawirusa, Rada World Athletics przeniosła zawody na kolejny rok. Potem na 2023 rok. Ostatecznie odbyły się dwa tygodnie temu. Efekt był taki, że wielu wspaniałych zawodników - jak na przykład szwedzki fenomen tyczki, Armand Duplantis - rezygnowało z jednych zawodów. W tym roku, jeszcze jakoś można było to zaakceptować z racji późnego, wrześniowego terminu mistrzostw świata na otwartym stadionie. Ale generalnie, nie ma to większego sensu. W Nankinie było wiele konkurencji na kosmicznym poziomie sportowym, jak męska tyczka czy bieg na 60 metrów przez płotki pań. Ale były również słabiutko obsadzone, bez większych emocji. Ponadto kwestia aklimatyzacji, te 10-11 dni są konieczne, a nie zawsze się da.
A jak to było z udziałem naszej sztafety pań 4x400 metrów?
Dostaliśmy oficjalne zaproszenie z World Athletics, po rezygnacji ze startu kilku sztafet. I my z tego zaproszenia skorzystaliśmy. Dla mnie medal to jest medal. Niech się martwią ci, którzy nie przyjechali na mistrzostwa świata. Oczywiście, że poziom nie był najwyższy, bo nie mógł być - zabrakło Holenderek czy Brytyjek. Ale, kto będzie o tym pamiętał za kilka lat… Brawo dla naszych dziewczyn. A łatwo nie było, przecież Anię Gryc ściągaliśmy awaryjnie prosto ze zgrupowania, a inne biegaczki już rozpoczęły przygotowania do sezonu letniego.
Krótka ocena halowych mistrzostw świata w Nankinie.
Generalnie, wcale nie były dla nas aż tak nieudane. W klasyfikacji punktowej zajęliśmy przecież 10. miejsce. Zatem nie tracimy tak wiele do światowej czołówki. Nigdy nie lubię używać sformułowania, że w sporcie potrzebne jest szczęście - w sporcie albo jesteś dobry albo nie. Natomiast w tym przypadku, trochę szczęścia zwyczajnie zabrakło. Jak bowiem określić fakt, że Pii Skrzyszowskiej zabrakło do medalu 0.003 sekundy, a Jakub Szymański zbytnio rozluźnił się na czwartym płotku w półfinale, mając w kieszeni niemal pewny medal w finale. Gdyby było inaczej, to nie płotek sponiewierałby Kubę, tylko Kuba płotek… Ewa Swoboda czwarta. Czwarta mogła być również Paulina Ligarska, gdyby nie trzy spalone próby w skoku w dal. Kto mógł przypuszczać, że bieg Ani Wielgosz na 800 metrów rozpocznie się w tempie 400 metrów…
Trochę mnie nie przekonuje takie tłumaczenie… Wróćmy jednak na chwilkę do rzeczywiście rewelacyjnego w tym sezonie Kuby Szymańskiego. Z kim właściwie trenuje, bowiem narosło wiele plotek…
Kuba trenuje w Łodzi z Mikołajem Justyńskim, w grupie m.in. z Damianem Czykierem. Taką podjął decyzję, przeprowadził się nawet do Łodzi. Jak wszyscy wiemy, motorycznie jest świetnie przygotowany, konsultując się z Maciejem Ryszczukiem.
Objawienie sezonu halowego to…
Objawienie to swego rodzaju zaskoczenie, a nas nikt nie zaskoczył. Spodziewaliśmy się wyniku Pii Skrzyszowskiej, która od dłuższego już czasu polowała na rekord Polski. Zresztą wielki szacunek dla taty zawodniczki, trenera Jarosława Skrzyszowskiego za optymalne trafienie z formą w najważniejszej imprezie sezonu. Pamiętamy przecież pierwsze starty, po 8 sekund… Co ma wisieć, nie utonie. Maksymilian Szwed również nas nie zaskoczył. To wciąż młody, niezwykle perspektywiczny zawodnik. To, że Ania Wielgosz umie biegać, też wszyscy wiedzieliśmy. Zmieniła trenera, pracuje z mężem, który korzysta z wielu wskazówek szkoleniowców zagranicznych, ma otwartą głowę. Na uwagę zasługuje fakt, że w tak trudnym biegu, biegu finałowym w Nankinie, poprawiła jeszcze rekord życiowy. Myślę, że w innych okolicznościach, jest w stanie uzyskać czas grubo poniżej 2 minut. Obiecująco rozpoczęła sezon Marysia Żodzik w skoku wzwyż. Niestety później rozchorowała się, bóle pleców, odbita pięta. Fajnie zapowiada się kariera młodej Ani Matuszewicz w skoku w dal.
Zdanie podsumowania hali w roku 2025.
Bardzo mnie cieszą medale i wyniki naszych młodych zawodników. I tyle. Nie mamy lekko, co nie jest żadną tajemnicą. U nas wszystko jest wymierne.
Czy spotykasz się z hejtem dotyczącym komentowania zawodów lekkoatletycznych?
Znam problem, borykam się z tym tematem od dłuższego czasu. Moim zdaniem, jest to trochę temat zastępczy. Nie ma żadnej sprzeczności w łączeniu funkcji prezesa związku sportowego z pracą przy mikrofonie.
Zgadzam się z Tobą. Świat się zmienia, inaczej funkcjonujemy. Każdy sport musi mieć swoje „twarze”. Tak jest na całym świecie.
Z pewnością, sam obserwujesz inne sporty. Otylia Jędrzejczak czy Adam Małysz też są prezesami i też pojawiają się w mediach, oczywiście w różnych rolach. Mają wiedzę z racji pełnionych obowiązków i kompetencję związane z karierą sportową. Niejako naszym obowiązkiem jest promocja sportu i swoje dyscypliny. A gdzie lepiej to robić niż nie w telewizji. Oglądając pływanie chętnie posłucham Otylii, oglądając skoki, uwielbiam opinie Adama. Komentator nie zawsze odda istotę danego sportu. Oczywiście nie wszyscy mają predyspozycje do komentowania. Zdarza się, że masz problem opowiedzieć, to co widzisz. Samo życie.
