W 2014 roku lubelski onkolog, prof. Andrzej Stanisławek, był kandydatem Polski Razem w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Rozesłał wtedy do swoich pacjentów listy, w których zachęcał do głosowania na siebie i zapewniał, że nawet gdy zostanie wybrany, nie zrezygnuje z prowadzenia swojego gabinetu. List otrzymał m.in. radny miejski ze Świdnika, Jakub Osina, który złożył skargę na Stanisławka do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Skarga ta dotyczyła przetwarzania jego danych osobowych przez kandydata na europosła, którego kilka lat wcześniej Osina był pacjentem.
- Jako pacjent, który odbył jedną wizytę w tym gabinecie lekarskim nie wyrażałem żadnej zgody na przetwarzanie moich danych osobowych w celach innych niż medyczne. Nie poinformowano mnie, że moje dane osobowe mogą być wykorzystywane w celach propagandowych ugrupowania Jarosława Gowina - argumentował w piśmie do GIODO świdnicki radny.
- W związku z kandydowaniem (...) wielu pacjentów wyartykułowało swoje poważne zaniepokojenie możliwym brakiem dostępu do mnie jako do lekarza w przypadku wygrania wyborów. (...) Poczułem się w obowiązku, aby skontaktować się listownie z moimi pacjentami w celu poinformowania ich, iż w przypadku wygranych wyborów nie porzucę praktyki medycznej i dalej będę sprawował pieczę nad nimi - bronił się z kolei prof. Stanisławek. Zaznaczał też, że za pomocą mediów przeprosił Jakuba Osinę za zaistniałą sytuację.
W środę, 28 grudnia GIODO wydał decyzję w tej sprawie. Mimo, że GIODO stwierdza, iż nie ma podstaw do wydania jakiegokolwiek nakazu, Generalny Inspektor nie ma wątpliwości, że doszło do złamania prawa. - W ocenie Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych w sprawie doszło do naruszenia przepisów o ochronie danych osobowych - precyzuje dr Edyta Bielak-Jomaa.
- Mam satysfakcję, że wskazano naruszenie prawa - komentuje Jakub Osina. Podkreśla jednocześnie, że nie będzie dalej zajmował się tą sprawą i nie wytoczy powództwa cywilnego przeciwko senatorowi (taką możliwość wskazuje GIODO). - Nie warto tracić na to czasu. Dobrze, że jeszcze w naszym kraju prawo obowiązuje wszystkich - mówi Osina.
- Być może była to niezręczność - przyznaje z kolei sam zainteresowany, Andrzej Stanisławek, dodając, że dotrzymał słowa danego pacjentom, zaniepokojonym czy po wyborach będzie wciąż pracował jako lekarz i łączy tę funkcję z byciem senatorem. Mówi jednak, że o całej sprawie już zapomniał. - Przeprosiłem pana Osinę dwukrotnie, uważałem sprawę za zakończoną - kwituje.